Biuletyn Informacyjny 2003


Wersja pdf do drukowania

 


31.03.2003, nr 13

Wojna, Hilter i Cheney



  

     Obecną sytuację w Stanach Zjednoczonych można scharakteryzować w następujący sposób: jak uprzedzałem już w latach 1999-2000 świat pogrąża się w depresję porównywalną do wielkiej depresji za prezydentury Herberta Hoovera w latach 1929-33, ale tym razem o wiele gorszej. Zgodnie z moimi przewidywaniami, które podałem do wiadomości publicznej w przemówieniu na początku 2001 r., pojawiają się kandydaci na nowych Adolfów Hitlerów, tym razem w Stanach Zjednoczonych. Ludzie ci grożą teraz całemu światu wojnami, za które Naziści zostali skazani na śmierć na procesach norymberskich: są to nowi Hitlerowie ze Stanów Zjednoczonych i z rządu Blaira, którzy zachowują się dzisiaj dokładnie tak, jak Hitler, kiedy zagroził Czechom w 1938 r. i najechał na Polskę rok później.

     Główną cechą obecnych działań wojennych, w które uwikłały się zbankrutowane Stany Zjednoczone, jest de facto przejęcie stanowiska prezydenta przez wiceprezydenta, Dicka Cheney, związanego z firmą Hillburton, oraz przez gang powiązanych ze zorganizowaną przestępczością lokai Dicka Cheney, zanieczyszczających nie tylko departament obrony i departament stanu, ale również Partię Demokratyczną, gdzie dokonali kastracji liderów rzekomej opozycji.

     Nie jest przypadkiem, że obecne zajadłe spory w departamencie obrony, w tym publiczne obrzucanie błotem przeciwników przez sekretarza Rumsfelda, przypomi­nają wielu poważnym historykom sposób, w jaki Adolf Hilter i jego uformowane na wzór legionów rzymskich SS zniszczyli część niemieckiej armii, którą gang wokół przyszłego cesarza Hitlera nienawidził i bał się. (...)

     Nie ulega wątpliwości, że czołowi zwolennicy wojny w departamencie obrony są jedynie lokajami, złośliwymi alfonsami przypominającymi Leporello z opery Mozarta. Zyjący dziś Leporello, np. Wolfowitz i Ashcroft, są produktem głównie Uniwersytetu Chicago i kół związanych ze zmarłym już ideologiem faszystowskim, prof.Leo Straussem. Był on uczniem Carla Schmitta, autora prawa, które umożliwiło Hitlerowi objęcie dyktatury w Niemczech; są nimi obecni naśladowcy Straussa w administracji Busha. (...)

     Jednakże, tak jak Nazistowskie grupy szturmowe SS, lokaje Wolfowitz, Perle, Bolton, Wurmser, Feith i inni, są jedynie łatwymi do usunięcia chuliganami, przebranymi w stroje polityków. Aby ich zrozumieć, trzeba spojrzeć na tych, którzy ich stworzyli i zainstalowali na obecnych stanowiskach. Chodzi o  dzisiejszą wersję popieranych przez Londyn Hjalmarów Schachtów i von Papenów współczesnych Stanów Zjednoczonych, w tym takich lu­dzi jak Conrad Black, Rupert Murdoch, George Shultz i związane z Shultzem kręgi stojące za rządowymi wtyczkami w takich firmach jak Halliburton.

     Jesteśmy świadkami przyspieszonej depresji gospodarki światowej, przy czym tegoroczny deficyt budżetowy federalnego rządu USA osiągnąć może 1 bilion (sic) USD. Stany Zjednoczone przeżyły swój „pożar Reichstagu” 11 września 2001 r., i oddziały szturmowe wiceprezydenta Cheney wymaszerowały z ruin, narzucając wszystkim swoją wersję „Mein Kampf” w postaci doktryny „prewencyjnej wojny jądrowej”. Jest to Nazistowska w duchu doktryna, którą Cheney przejął w 1991 r., kiedy zajmował stanowisko sekretarza obrony. Prowadzone przez lokai Dicka Cheney i Rumsfelda zniszczone depresją Stany Zjednoczone maszerują w kierunku stworzonego przez samych Amerykanów piekła, przed którym uratuje je jedynie natychmiastowy kres wojny.

      Wpadliśmy więc w pułapkę wojny, z której jak na razie nie widać wyjścia. Nie jest to „wojna z Irakiem”; jest to początek niekończącej się wojny światowej, chyba że położymy jej już teraz kres: oznacza to, że każdy przyczynić się musi do jej zakończenia. Wojna ta już zaczęła się rozprzestrzeniać: siły militarne Turcji wchodzą na teren północnego Iraku w ramach przygotowań do uśmierzenia kampanii kurdyjskiej zmierzającej do wykrojenie państwa kurdyjskiego m.in. z terytorium Turcji i Transkaukazu. Konsekwencje tej wojny są nieobliczalne, gdyż napędzają ją ludzie, którzy są niebezpieczni i moralnie zepsuci, tacy jak „tchórzliwe jastrzębie” wiceprezydenta Cheney.

      Zasięg tej wojny będzie coraz większy, zagraża ona upadkiem większości, a może nawet wszystkich rządów na Bliskim Wschodzie. W rezultacie wcześniejszej nierozważnej polityki administracji Busha w stosunku do Korei Południowej, i bezmyślnej decyzji Busha o rozpoczęciu nielegalnej wojny z Irakiem stoimy obecnie w obliczu niebezpieczeństwa wojny jądrowej między Stanami Zjednoczonymi a Koreą Północną, i trzeciego ataku jądrowego przeciwko Japonii.

      Nie doszłoby do żadnego z tych szaleństw, gdyby społeczeństwu Stanów Zjednoczonych dano możliwość wybrania wykwalifikowanego kandydata w wyborach na prezydenta w 2000 r., zamiast dwóch całkowicie pozbawionych kompetencji i przy tym niezrównoważonych ludzi, Ala Gore’a i George’a W.Busha. Nie doszłoby do wybuchu tej wojny bez pomocy kierowanego przez Conrada Blacka Instytutu Hundsona, który opracował kampanię mającą na celu podzielenie obydwu Partii, aby w 2004 r. kampanię prezydencką wygrała wzorowana na Bullu Moose para pro-wojennych fanatyków, senator John McCain i senator Joseph Lieberman. Chociaż pozbawiony kompetencji prezydent Bush popełnił wiele błędów, jest on jedynie mizernym pionkiem, od którego lokaje Dicka Cheney i Rumsfelda zdołali wyciągnąć prawie wszystko, na czym im zależało. Jednakże nie doszłoby do tego, gdyby Partia Demokratyczna nie dostała się pod kontrolę tych samych działających w kulisach sił, które sterują Dickiem „Lady Macbeth” Cheney.

     Szanse prezydenta George’a Busha na kolejną wygraną są mniejsze niż zero. Karl Rove musi pogodzić się z bolesną prawdą: wywołując wojnę, jego kandydat sam wykopał pod sobą dołek. Dlatego też powstaje pytanie, czy w 2004 r. będziemy mieli wybory zgodne z Konstytucją amerykańską? Jeśli Stany Zjednoczone nie wycofają się z obecnej strategii wojennej, oddając kwestię Iraku w ręce ONZ-tu, szanse naszej cywilizacji na przeżycie stają się coraz mniejsze.

     Pomimo niepewnych warunków powstałych w wyniku wojny, depresji i zagrożenia przypominającą Nazizm dyktaturą, zapewnić mogę o jednej sprawie: jeśli wystarczająca liczba Amerykanów poprze już teraz moją kampanię o nominację na kandydata w wyborach prezydenckich z ramienia Partii Demokratycznej, możemy wspólnie z pełnymi dobrych intencji ale tchórzliwymi kongresmanami chowającymi się pod ławkami Kongresu, zreformować Partię Demokratyczną i jej obecnie skorumpowanych, zdominowanych przez DLC prawicowych liderów. W takim przypadku mamy dużą szansę wyjść cało z obecnej przerażającej sytuacji. Każdy obywatel może się do tego przyczynić. Zadajcie sobie pytanie: czy mam odwagę, by zrobić przynajmniej tyle?


Co się dzieje za kulisami wojny

    To wiceprezydent Dick Cheney kieruje polityką, która doprowadziła do wojny z Irakiem” - napisał londyński „Times” 24 marca w artykule pt. „Służący, który sprawuje władzę zza kulis”. Autor, Roland Watson, potwierdził w dużym stopniu analizę LaRouche’a zawartą w memoran­dum „Wojna, Hilter i Cheney”: „Cicho, bez fanfar, niezawodnie, Dick Cheney pisze na nowo Konstytucję Stanów Zjednoczonych. Nigdzie w dokumencie liczącym już 215 lat nie ma punktu o współprezydenturze. Ale taką właśnie pozycję zajmuje pan Cheney, nominalnie numer dwa za prezydentem Bushem.

Wojna z Irakiem, prowadzące do niej plany, ich wykonanie i jej konsekwencje, są ostatnim, choć najbardziej graficznym, etapem w pisaniu na nowo Konstytucji. Jeśli dążenie do obalenia Saddama Hussajna nie jest wyłącznie autorstwem wiceprezydenta, ma on z pewnością niepodważalne prawo do współojcostwa.

Nigdy w przeszłości wiceprezydent nie odgrywał tak poważnej roli w administracji, jak obecnie, a szczególnie w kształtowaniu polityki, która zadecyduje o jej losie. Pośród chaosu wojny, milczący pan Cheney znajduje się w punkcie zwrotnym”.

Watson przytacza wiele przykładów ilustrujących rolę Dicka Cheney w formowaniu planów wojennych przeciwko Irakowi, twierdzi też, że to Cheney był autorem koncepcji „osi zła” zawartej w wygłoszonym przez Busha orędziu o stanie kraju, następnie wyjaśnia, że „Cheney ma niesamowity talent, który widać było często w czasie 30 lat jego kariery, do dyskretnego zakulisowego wywierania ogromnych wpływów”.

Na końcu artykułu autor przytacza opinię wiceprezydenta o George’u Bushu: „Fakt, że prezydent ma naturę kowboja nie jest koniecznie czymś złym. Nie owija w bawełnę. Liderzy, którzy zmienią kierunek świata, będą musieli rozwiązać problemy, z którymi nie mieliśmy wcześniej do czynienia, będą to tacy ludzie jak prezydent Bush”.

 Pozycję wiceprezydenta wyjaśnia też inna publikacja. Dn. 29 marca Newsweek” opublikował artykuł, w którym utrzymuje, że związana z Dickiem Cheney firma Halliburton wycofała się z przetargu o kontrakt na odbudowę Iraku, by uniknąć zbędnego rozgłosu. Była jedną z pięciu firm starających się o kontrakt wartości 600 milionów USD. Przetarg został odłożony o tydzień, a w celu uchronienia reputacji wiceprezydenta i nie dopuszczenia, by podzielił los Richarda Perle, firma Halliburton wycofała się, choć być może skorzysta z pieniędzy jako poddostawca.

„Newsweek” zwrócił uwagę na fakt, że KBR, filia spółki Halliburton, otrzymała niedawno kontrakt na odbudowę infrastruktury związanej z wydobyciem ropy naftowej na południu Iraku. Kongresman Hanry Waxman z Kalifornii rozpoczął śledztwo w tej sprawie, gdyż oprócz KBR żadna inna firma nie była dopuszczona do przetargu. Kontrowersję wywołał też fakt, że Stany Zjednoczone odmawiają firmom zagranicznym dostępu do przetargów. Nawet Brytyjczycy nie mogli uczestniczyć w przetargu na odbudowę portu Umm Qasr, choć ich oddziały odgrywają tam kluczową rolę.

Wiceprezydent Cheney nie jest jedyną osobą związaną z administracją, której motywy stoją pod znakiem zapytania. Po rezygnacji Richarda Perle z pozycji przewodniczącego Rady ds. Polityki Obronnej, raport o korupcji jej pozostałych członków ukazał się w programie „Now” w kanale telewizji publicznej PBS, a także na łamach niemal wszystkich gazet. Chuck Lewis z centrum śledzącym uczciwość polityków (CPI) przedstawił w programie opublikowany 28 marca raport „Wpływowi doradcy: dziewięciu członków Rady ds. Polityki Obronnej ma związki z przemysłem zbrojeniowym”. Ludzie ci, w tym Richard Perle, są członkami zarządów, dyrektorami lub lobbystami reprezentującymi firmy, które w latach 2001-02 uzyskały kontrakty na produkcję militarną wartości 76 miliardów USD. Lewis zwrócił uwagę, że członkowie tej rady, choć nie otrzymują wynagrodzenia, cieszą się ogromnymi wpływami. Ich obowiązkiem jest złożenie deklaracji w biurze standardów zachowania Pentagonu. Są one tajne i jak się okazuje, całkowicie ignorowane. Oprócz przypadku Perle raport CPI przytacza następujące fakty:

-          admirał David Jeremiah w spoczynku, były wice­przewodniczący sztabu generalnego jest w zarządzie pięciu korporacji, w tym DigitaNet, obok Perle, która to firma uzyskała kontrakty wartości 10 miliardów USD;

-          generał Jack Sheehan w spoczynku, były dowódca naczelny NATO, obecnie na wysokim stanowisku w zarządzanej przez George’a Schultza firmie Bechtel, która ma największe szanse uzyskać kontrakt na odbudowę Iraku;

-          James Woolsey, były dyrektor CIA, na wysokim stanowisku w firmie Booz Allen Hamilton, która w latach 2001-02 podpisała kontrakty na zbrojenia wartości  miliarda USD;

-          Chris Williams, były doradca Rumsfelda i Trenta Lotta, obecnie reprezentuje interesy firm Boeing, Northrop Grumman i TRW, które podpisały kontrakty na około 50 miliardów USD;

-          admirał William Owens w spoczynku, autor doktryny “rewolucja w kwestiach militarnych”, zasiada w zarządzie wielu firm, które skorzystały ze zmiany amerykańskiej polityki militarnej;

-          generał Ronald Fogleman w spoczynku,  były szef sztabu generalnego sił powietrznych, obecnie w zarządzie ośmiu firm, które uzyskały kontrakty na sprzęt militarny wartości 3 miliardów USD.

Lyndon H. LaRouche, jun.



odnosnikiPoczątek StronyBiuletyn InformacyjnyNowa SolidarnośćPrace LaRouchaInne dokumentyWarte zobaczeniaNasz adres: eirns@larouchepub.com