Friedrich Schiller

Nowa Solidarność

nr 19, maj 2000

dziękujemy Panu Arturowi Z. za "doprawienie" ogonków :)

O zachowanie tradycji europejskiej 

Zrozumiałe jest, że polscy obywatele koncentrują się w bieżącym roku na wyborach prezydenckich w Polsce, jednakże warto sobie uzmysłowić, że sytuacja polityczna, strategiczna i gospodarcza świata zostanie na kilka zbliżających się lat w dużym stopniu ukształtowana zgodnie z programem nowej administracji amerykańskiej, a dokładnie nowego prezydenta tego kraju. 

Wybory prezydenckie 2000 w Stanach Zjednoczonych odbywają się w kontekście najgorszego kryzysu finansowego ostatnich dekad. Jak napisał 24 marca "The Washington Post" oprócz Busha i Gore`a jest jeszcze jeden kandydat: krach finansowy. Zgadza się to z rzeczywistością tylko do pewnego stopnia, ponieważ trzecim prawdziwym kandydatem jest ekonomista, Lyndon LaRouche. Już we wrześniu 1999 r. został on zatwierdzony jako oficjalny kandydat przez Federalną Komisję Wyborczą, jednakże w styczniu br., kiedy jego nazwisko znalazło się na listach wyborczych już w 20 stanach ludzie z Wall Street, popierający kandydaturę Gore`a i Busha, podjęli decyzję o całkowitym zablokowaniu wiadomości o jego kampanii w czołowych massmediach i zastosowaniu środków mających utrudnić jego dostęp do wyborców.

Posunięto się nie tylko do zupełnie bezpardonowych kroków, jak np. odmowa liczenia oddanych na LaRoucheía głosów, świadome omijanie jego nazwiska w raportach z prawyborów, odmowa wpuszczenia zwolenników LaRouche`a na zgromadzenia (organizowane zamiast prawyborów) itp., lecz również do bezprecedensowej cenzury w massmediach amerykańskich i co za tym idzie, światowych. Pomimo tego, LaRouche znalazł się na listach wyborczych w 45 stanach, często w rezultacie długich i wymagających wielkiego wysiłku procedur (np. w 

stanie Nowy Jork trzeba było zebrać 68 tys. podpisów, by jego nazwisko znalazło się na liście; w stanie Tennessee komitet wyborczy LaRouche`a musiał odwołać się do sądu, gdy podważono autentyczność podpisów na petycjach; w kilku stanach Partia Demokratyczna odmówiła wydania petycji). Otrzymał również dziesiątki listów od kluczowych polityków i ekonomistów z całego świata popierających jego kandydaturę. W Stanach Zjednoczonych organizowane niemal co tydzień spotkania z wyborcami gromadzą setki ludzi i są transmitowane w Internecie. 

Poniżej drukujemy wystąpienie LaRouche`a z jednego z takich spotkań, które odbyło się 14 stycznia br. w stanie Massachusetts. Jego tematem było "Orędzie Posłannictwa" Stanów Zjednoczonych Ameryki. Powodem publikacji tego tekstu w "Nowej Solidarności" jest chęć pokazania polskim czytelnikom "innej Ameryki". Dla większości ludzi Stany Zjednoczone kojarzą się dziś z upadkiem kultury, przemocą wśród młodzieży i rosnącą przepaścią między nieliczną grupą bogatych a rosnącą armią zubożałych. Naród, w którym młodzież staje się zagrożeniem, traci szansę na przeżycie. Ameryka przestała być świątynią wolności i kagankiem nadziei nie tylko dla reszty úwiata, ale nawet dla swoich własnych obywateli. W coraz większym stopniu jej polityka zagraniczna przypomina stary kolonializm oparty na przemocy, co wzbudza uzasadniony niepokój wśród narodów świata. 

LaRouche porównał obecny stan USA do Imperium Rzymskiego, które utrzymywało się z grabieży wojennych i zabawiało rzymski proletariat "chlebem i igrzyskami". Jednakże, podkreśla LaRouche, historyczne fundamenty Stanów Zjednoczonych sięgają korzeniami do najlepszych tradycji kultury europejskiej, starożytnej Grecji i chrześcijaństwa. Z wyjątkiem LaRouche`a właściwie nikt nie nawiązuje do tej tradycji, choć to jej Amerykanie zawdzięczaję wielkie osiągnięcia z czasów Waszyngtona, Lincolna czy innych prezydentów.

Opublikowana poniżej wypowiedź LaRouche`a ma pokazać, jakimi cechami powinni charakteryzować się przywódcy w czasach kryzysu. Nie tylko w USA, ale też w innych krajach, jak np. Polska. Po pierwsze, muszą mieć odwagę, by podjąć się zadań, które wydają się niemożliwe do osiągnięcia, a takim może się zdawać przywrócenie dziedzictwa "poszerzonej kultury europejskiej". Tekst ten ma być również przyczynkiem do toczącej się obecnie dyskusji na temat koncepcji suwerennego państwa narodowego. Jej jasne zdefiniowanie jest szczególnie ważne w obliczu przyspieszonego procesu globalizacji, której alternatywą nie może stać się ksenofobia, lecz suwerenność narodowa w tradycji Augustyńskiej.

Znaczenie suwerenności narodowej poruszone jest również w innych artykułach zamieszczonych w niniejszym numerze. Wynika z nich jasno, że walka o duszą Ameryki jest w pewnym sensie walką o zachowanie Augustyńskiej tradycji w sztuce rządzenia państwem również w samej Europie. 
 


Orędzie Posłannictwa

Zdecydowałem się wygłosić niniejsze przemówienie w Nowej Anglii z kilku powodów. Po pierwsze, ponieważ kwestia orędzia posłannictwa, jako podstawy polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, jest dziś jednym z najważniejszych tematów. Trendy kształtujące debatę na ten temat już na przełomie XIX i XX w. oraz poruszane w niej sprawy są dzisiaj jak najbardziej aktualne. 
Jest to ważna debata, tym bardziej, że stoimy w obliczu kryzysu światowego, nie mającego precedensu w ciągu ostatnich kilkuset lat. Niestety niewielu kandydatów starających się o fotel prezydencki ma choćby mgliste pojęcie, o co chodzi. Większość obywateli amerykańskich nie wie, na czym powinna polegać polityka zagraniczna. Moim zadaniem jest wyjaśnienie podstawowych założeń, które powinniśmy zaadaptować. 
 

John Winthrop
John Winthrop

 Jesteśmy w Nowej Anglii. Jest to odpowiednie miejsce, żeby zająć się kwestią orędzia posłannictwa, gdyż to tutaj, w 1630 r. John Winthrop założył Kolonię Zatoki Massachusetts, która stała się fundamentem stanu Massachusetts, Main, New Hampshire, Vermont, Connecticut i Rhode Island pod przewodnictwem Winthropa i jego współpracowników. 
Od tego momentu istniała pewna koncepcja rozwoju narodu Ameryki Północnej. Koncepcja ta zachowała swoją wagę po dzień dzisiejszy. 
Jednakże jej korzenie znajdują się nie tylko tutaj. Została ona przeniesiona do Ameryki z Europy, gdzie znana była już w drugiej połowie XV wieku, w okresie renesansu. To właśnie renesans stworzył zalążki idei, które są, lub raczej powinny być, naszą polityką zagraniczną.

Od czasów Imperium Rzymskiego, od czasu narodzin Chrystusa, cywilizacja rejonu śródziemnomorskiego uległa upadkowi, degeneracji, trwającej w mniejszym lub większym stopniu przez piętnaście stuleci. 
Jednakże narodziny Chrystusa oraz nauki Apostołów przyniosły nową koncepcję człowieka i społeczeństwa, opartą głównie na fundamentach klasycznej Grecji, szczególnie ideach związanych z pracami Platona. W słowach Apostołów, np. Ewangelii według św. Jana, czy listach św. Pawła, odnaleźć można koncepcję człowieka, która później stała się podstawą naszej polityki zagranicznej. W źródłach tych znaleźć można tą koncepcję; szczególnie w liście św. Pawła do Koryntian 1:13, gdzie jest ona zarysowana. 
 
 
 

Siła poznania

Koncepcja ta stwierdza, że człowiek nie jest zwierzęciem. W odrórnieniu do gatunków zwierzęcych, człowiek jest w stanie świadomie zwiększyć dominium naszego gatunku w i nad wszechświatem. Jest to możliwe dzięki zdolności określanej poznaniem, czyli zdolności do odkrywania uniwersalnych zasad fizyki, do wykazania, że są one prawidłowe, a następnie zastosować je w sposób umożliwiający nam zwiększenie dominium człowieka nad wszechświatem i pozwalający na polepszenie warunków życia.

Tę istniejącą w każdej osobie cechę, czyli zdolność do poznania, połączoną ze skłonnością ku dobru w sensie zwiększania dominium człowieka nad wszechświatem i polepszania warunków życia ludzi dzięki wykorzystaniu tej zdolności , nazwano w starorytnej Grecji agape; pojęcie to jest przedmiotem oryginalnej greckiej wersji listu św. Pawła do Koryntian. 

Przez długi okres czasu, prawie czternaście stuleci po narodzinach Chrystusa, chrześcijanie walczyli o ustanowienie społeczeństwa funkcjonującego zgodnie z tą zasadą. Według niej, każdy człowiek stworzony jest w równym stopniu na podobieństwo Boga, z tytułu posiadania zdolności do poznania, a także agape oraz potencjał do zwiększenia dominium człowieka nad wszechświatem oraz polepszenia warunków życia dzięki odkryciu tego rodzaju zasad, czego żradne zwierzę nie potrafi. 

Dlatego też, musimy stworzyć społeczeństwo, które byłoby adekwatne dla tego rodzaju człowieka, tzn. człowieka stworzonego na podobieństwo Boga. Dopiero w wieku XV w., w okresie zwanym renesansem, dokonano pierwszych udanych kroków w celu ustanowienia społeczeństwa, o którym marzono i o które walczono przez czternaście wieków. 

Proces ten zaczął się w połowie XV wieku; został zapoczątkowany przez Sobór we Florencji. Jego wrogowie , reprezentujący rzymską feudalną tradycję , starali się powstrzymać powstanie formy społeczeństwa, jaką dziś nazwalibyśmy suwerennym państwem narodowym. Dlatego wpływowe siły, skupione wówczas w Wenecji, zorganizowały operacją przeciwko staraniom, by taka forma społeczna powstała. 

Pierwszą namiastkę państwa narodowego opartego na omawianej zasadzie była Francja za rządów Ludwika XI, a następnie zainspirowana sukcesem Francji Anglia, za rządów Henryka VII, chociaż jego syn i następca, Henryk VIII, jak wiadomo, w wielu sprawach się mylił. Kilka razy zszedł na manowce. Można powiedzieć, że miał w swoim życiu Monikę Lewinsky. 

W rezultacie walki na kontynencie europejskim, a trzeba pamiętać, że w okresie od 1517 do połowy wieku XVII, tzn. do 1648 r i pokoju westfalskiego, Europa była zdominowana przez wojny religijne i ci którzy sprzeciwiali się powstaniu państw narodowych w Europie, bronili starego porządku feudalnego w taki czy inny sposób, prowokując kraje europejskie do walki przeciwko sobie w wojnach religijnych. 
 
 

Nowe państwo narodowe w Ameryce Północnej

W takich warunkach mieszkańcy Anglii i innych rejonów Europy spłodzili plan ustanowienia nowego państwa narodowego w Ameryce Północnej. Założenie w 1630 r. m.in. przez Johna Winthropa Nowej Anglii było pierwszym przedsięwzięciem w tym kierunku. Z tego zalążka zrodziły się Stany Zjednoczone. 

Stan Massachusetts nie był zawsze doskonałym miejscem; Nowa Anglia nie była zawsze doskonała. Uległa deterioracji. Ale mimo wszystko, to, co uczyniono za czasów Winthropa oraz jego współpracowników, takich jak rodzina Matherów, w m.in. sferze edukacji, stało się podstawą procesu, który w XVIII w. kontynuował Benjamin Franklin. Za jego przywództwem naród ten, lub raczej grupa ludzi, która stała się narodem, doprowadził do powstania Stanów Zjednoczonych. 

W późniejszym okresie, kiedy pracowano nad konstytucją w latach 80. XVIII w., a szczególnie w 1786 r., powstało pytanie: jaka była misja tego narodu i jaki był cel, który go miał określić? Jak mamy określić nasz stosunek do innych narodów i do reszty úwiata jako całoúci? Jaki był cel i misja, które miały stać się pewnego rodzaju prawem, określającym cel, jaki miał nami kierować w naszych stosunkach z innymi rejonami świata. 
Wróćmy do wieku XV., kiedy wybuchł kryzys. Oligarchia wenecka,

stanowiąca trzon oligarchii finansowej, zorganizowała upadek Konstantynopola i oddała go w ręce Turków czy raczej dynastii ottomańskiej, w ten sposób dzieląc Europę, krojąc ją na kawałki, tym samym powstrzymując rozwój i powstanie państw narodowych, nabierających kształty w całej Europie, tak jak pionierskie państwa narodowe - Francja Ludwika XI czy Anglia Henryka VII. 
W tym okresie, w wieku XV, jeden z organizatorów Soboru we 
Florencji, Mikołaj z Kuzy, oraz grupa jego znajomych, zapoczątkował projekt stanowiący alternatywę przejścia Konstantynopola przez 

Imperium Ottomańskie, aby uratować cywilizację, szczególnie cywilizację europejską, dzięki kolonizacji, dzięki podróżom odkrywczym , dzięki znalezieniu sprzymierzeńców na zapleczu Imperium Ottomańskiego. 
Jeden ze współpracowników Kuzy, geometra Toscanelli, nakreślił mapę sferycznej Ziemi. Mapa dostała się do Portugalii. Miała ogromny wpływ na decyzję Portugalczyków, by zacząć eksplorację Atlantyku i Oceanu Indyjskiego. 
 

Mapa ta dostała się w ręce Krzysztofa Kolumba, który prowadził korespondencję z Toscanellim. Kolumb zwrócił się do Izabelli I, królowej hiszpańskiej, nieco lepszej niż jej mąż i o wiele lepszej od jej następców na tronie Hiszpanii. Umożliwiła ona podrór Kolumba do Ameryki, który z pomocą uzyskanej mapy zdołał na nowo odkryć Amerykę. 
Tak doszło do powstania hiszpańskich osiedli w Ameryce. Ludzie, którzy nie chcieli tolerować warunków życia w Hiszpanii i mieli trochę odwagi, udawali się do Ameryki, do tak zwanej hiszpańskiej Ameryki, aby ustanowić fundamenty hiszpańsko języcznych państw Ameryki Południowej.

Na początku XVII w. John Winthrop włożył wiele wysłku w utworzenie Nowej Anglii, jako podstaw nowego narodu, nowego rodzaju suwerennej narodowej republiki, opartej na przedstawionych wyżej zasadach, w celu jej rozprzestrzenienia. Od tego momentu, od 1630 r. patriotyczni Amerykanie, którzy byli przywiązani do tej tradycji, jak Benjamin Franklin, działali na rzecz rozwoju Stanów Zjednoczonych, jako narodu, aby przesunąć granicę na zachód, w stronę Azji. 

Trwała nieustanna walka, począwszy od wojny króla Filipa w Nowej Anglii, kiedy Brytyjczycy i Francuzi starali się powstrzymać rozprzestrzenianie się kolonii w Zatoce Massachusetts. Pomimo innych przedsięwzięć, walka trwała nadal. Zawsze chodziło o marsz na zachód. Przybywali najlepsi ludzie z Europy, najlepsi zwyczajni ludzie, którzy wierzyli w idee. Przybywali na nowe ziemie, rozwijali je, posuwali się na zachód, otwierali drogę na zachód. 

Proces ten trwał . W polowie XIX w. Lincoln i jego współpracownicy podjęli się wielkiego zadania budowy kolei transkontynentalnej, aby rozwinąć tę ziemię, budować koleje i podbić nieznane jeszcze obszary, otworzyć je dla ludzi. Trzeba pamiętać, że koleje oznaczały rozwój dla całego rejonu. Tam gdzie posuwała się kolej, po obydwu jej stronach powstawały farmy, przemysł, miasta. Osiedlali się ludzie z całej Europy, zakładali farmy, otwierali nowe przestrzenie dla rozwoju gospodarczego. 
 
 
 

Amerykańska technologia była przykładem dla wszystkich

Dotarliśmy w taki sposób do zachodniego wybrzeża. W latach 1861-1876, pod rządami Lincolna i jego sprzymierzeńców, Stany Zjednoczone prześcignęły w rozwoju gospodarczym inne kraje, dysponowały najnowocześniejszymi technologiami. Może nauka w tym kraju nie była najbardziej rozwinięta, ale technologie osiągnęły najwyższy w świecie poziom. 

Poziom technologiczny amerykańskiej gospodarki stał się modelem i w latach 1876-77 cały świat patrzy„ na Stany Zjednoczone jako przykład do naśladowania. Rosja starała się naśladować Amerykę. Na przykład, w 1876 r. Mendelejew przybył do Filadelfii na obchody stulecia założenia Stanów Zjednoczonych. Po powrocie do Rosji stał się rzecznikiem budowy kolei.

W Niemczech, w 1877 r. nastąpiła zmiana polityki zgodnie z modelem amerykańskim. W Japonii w latach 70. wieku XIX zaadaptowano amerykański model Henry Careya. Miał on udział w zmianach w tym kraju, które uczyniły z Japonii sukces gospodarczy. Nieco później taki sam proces zapoczątkował Sun Jatsen, przywódca chiński, otrzymał edukację na Hawajach. Jego celem było założenie chińskiej republiki. Otrzymał pomoc od Amerykanów, natomiast Brytyjczycy nie darzyli go sympatią.

Plan rozwoju dla Chin zaproponowany przez Sun Jatsena w książce, której nową edycję opublikowaliśmy niedawno w j. chińskim, jest oparty na modelu Stanów Zjednoczonych, amerykańskim modelu z lat 1861-76. 
W tym okresie miała miejsce ożywiona dyskusja między patriotami a zdrajcami Stanów Zjednoczonych, szczególnie pod koniec XIX w. 

Patrioci patrzyli na Pacyfik w taki sam sposób, jak kiedyś na świat patrzył Kuza, w przeświadczeniu, że muszą przekroczyć Ocean i pomóc narodom Azji w procesie rozwoju. Rozumieli oni, że kultura europejskiej cywilizacji, to stworzone przez starożytnych Greków fundamenty i opierające się na nich chrześcijaństwo. Na tym modelu opiera się nasza Konstytucja, nasze prawa. Na tym polega rórnica między nami a brytyjskim prawem i tradycją. Rozumieli, że mają do czynienia z innymi kulturami, kulturą Chin, kulturą Indii.

Rozumieli, że my, produkt europejskiej cywilizacji chrześcijaństwa, musimy znaleźć drogę do ekumenicznego porozumienia i współpracy z ludźmi należącymi do innych kultur w różnych rejonach świata. 
Uczestniczący w wielkiej debacie pod koniec XIX patrioci, np. Blain ze stanu Maine, współpracownik prezydenta Garfielda, pełniący krótko funkcję sekretarza stanu, byli przekonani, że powinniśmy przemierzyć Pacyfik, aby ustanowić ekumeniczne stosunki i związki z narodami na drugim brzegu Oceanu w celu umożliwienia rozwoju całego świata z korzyścią dla wszystkich. Musimy wyciągnąć ramiona do innych narodów. 

Jaka inna idea pojawiła się w tym okresie? Była ona związana z kwestią Europy. System polityczny Europy i rządy europejskie są nawet w najlepszym przypadku nieco gorsze od rządu, który my ustanowiliśmy w Stanach Zjednoczonych na podstawie naszej Konstytucji. 
Na czym polega różnica? Głową państwa jest wyselekcjonowany w wyborach prezydent. Nie ma człowieka, który zgodnie z literą naszego prawa (oczywiście Kongres nie przejmuje się dziś za bardzo prawem) miałby większy autorytet w państwie, jako wybrany w wyborach reprezentant, od prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wynika to z Konstytucji. 

Jak wygląda to w Europie? Z wyjątkiem wysiłków de Gaulleía w Piątej Republice we Francji - które skończyły się na niczym, gdyż wraz z jego odejúciem od władzy Piąta Republika uległa degeneracji , rządy europejskie nie są oparte na prawdziwych republikańskich zasadach. Nigdy w Europie nie istniała prawdziwa republika, choć były ku temu 

wysiłki, w starożytnej Grecji, czy w XV w. Dlaczego? Pod wpływem idei stanowiących bodziec dla wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych walka o wolność w Europie nabrała przyspieszenia pod koniec XVIII w. i w wieku XIX z myślą o stworzeniu prawdziwych republik. Jednak Europejczycy nigdy nie zdołali zbudować republiki. 

Zbudowali ruchy domagające się demokratyzacji, wprowadzenia demokratyzacji społeczeństwa. Wywarli presję na istniejące feudalne formy rządu, oparte na monarsze czy osobie pełniącej rolę monarchy, lub też na zakorzenionej biurokracji, która pozostawała przy sterze bez względu na to, jaki był rząd czy parlament.
 
 

Cotton Mather
Cotton Mather

Parlament był instytucją feudalną. Nie był instytucją republikańską. Historia rządów europejskich pokazuje, że monarcha czy stara biurokracja była zawsze w stanie obalić parlament, kiedy tylko uznawała to za stosowne. Wystarczyło doprowadzić do kryzysu parlamentarnego, a następnie pozbyć się rządu. Więc rząd nie miał prawdziwej władzy. Miał możliwość wywierania presji na tych, którzy kierują społeczeństwem, ale nie miał władzy, żeby realizować swoją politykę. 

Doszło więc w Europie do demokratycznych reform systemu feudalnego. Rządy europejskie po dzień dzisiejszy reprezentują tę tradycję. Wystarczy spojrzeć na ich rządy. Nie są to prawdziwe republiki. Z tego punktu widzenia my jesteśmy jedyną prawdziwą republiką. Najlepsi ludzie w naszym społeczeństwie rozumieli dwie ważne sprawy. Po pierwsze, to co dziś reprezentujemy nie zrodziło się w samych Stanach Zjednoczonych. Nie jest też rezultatem "pokonywania nowych granic". Nie zrodziło się w barach na dzikim zachodzie, czy z walki między kowbojami a Indianami, jak twierdził na przykład Teddy Roosevelt. 

Stany Zjednoczone, nasza republika, zrodziła się dzięki największym myślicielom Europy, takim jak John Winthrop; dzięki tym, którzy przybyli tu z Europy z nadzieją, że na tej ziemi ich idee mogą się urzeczywistnić, w sposób jaki w Europie nie był możliwy.

Pod koniec XVIII w. nasz kraj nazywany był świątynią wolności i kagankiem nadziei dla reszty ludzkości. Nasza rola jako państwo narodowe, jako coś powstałego tutaj dzięki wpływowi najwznioślejszych idei kultury europejskiej, miała polegać na utworzeniu takiej formy społeczeństwa, która byłaby inspiracją i przyjaznym wsparciem dla reszty ludzkości, tak by we wszystkich zakątkach świata powstał system państw narodowych, współpracujących ze sobą dla obopólnych korzyści, w oparciu o ekumenizm. 
 
 
 

Zasada ekumenizmu

Zastanówmy się, co oznacza "ekumeniczny" w tym kontekście. Możemy posłużyć się do tego celu historią ekumenizmu, szczególnie z obszaru Morza śródziemnego. Przede wszystkim dlatego, że współistniały tam dwie religie: judaizm i chrześcijaństwo. Wielki judaistyczny pisarz, rabin Filon z Aleksandrii, który był przyjacielem Apostoła Piotra, napisał wiele dzieł, pomógł wyzwolić judaizm, który był wtedy jeńcem Babilonu i Imperium Rzymskiego, oraz stworzył podwaliny ekumenizmu.

Następnie w wieku XV Mikołaj z Kuzy, na którego się powoływałem wcześniej, napisał dokument zatytułowany "De Pace Fidei" (pokó wiary), który jest rodzajem dialogu między Chrześcijanami, Żydami i Muzułmanami, dotyczącym relacji, jakie powinny mieć miejsce pomiędzy ludźmi, którzy reprezentują te religie. Co leży u wspólnych podstaw, aby uniknąć wojen religijnych i zachować pokój między wyznaniami? To jest właśnie zasada chrzeúcijaństwa. Nazywamy ją zasadą rozumu. 

Jeśli możemy odkryć prawdę, zasadę sterującą naturą, którą nazywamy "fizyczną zasadą uniwersum", jeżeli możemy udowodnić, że ta zasada jest niezbita i zademonstrować jej prawdziwość, wtedy wiemy, że w naszych umysłach ma miejsce proces, który nie jest formalną logiką, lecz siłą rozumu. Dlatego też, jeżeli mamy do czynienia z różnicą opinii na temat religii czy kultury, musimy wspólnie nad nią się zastanowić, musimy odwołać się do siły poznania, zasad, które są nam znane dzięki dzieleniu się ową siłą poznania, aby zdefiniować to, co nas różni pod względem religii i nawiązać współpracę na podstawie rozumu. 

Cywilizowane społeczeństwo nie może być społeczeństwem religijnym, ale musi być formą ekumeniczną, opartą na zasadzie rozumu. Kierując się tą zasadą winniśmy współpracować z kulturą chińską, indyjską czy innymi kulturami, wywodzącymi się z korzeni cywilizacji europejskiej. W przypadku cywilizacji europejskiej czy basenu Morza śródziemnego w obcowaniu z chrześcijaństwem, judaizmem i islamem nie powinniśmy mieć , choć mamy obecnie problemy i spory , nie powinniśmy ich mieć, ze względu na łączące je wspólne korzenie, dlatego też poszukiwanie i wcielanie wspólnych idei powinno być łatwiejsze.

Udając się do innych części świata nie napotykamy na te same korzenie kulturowe. Dlatego też musimy głębiej przyjrzeć się zasadzie rozumu, aby odnaleźć wspólny fundament do współpracy dla wspólnego dobra. Takie przymierze musi wynikać z wolnej woli w oparciu o rozum. Na przykład, w opublikowanych niedawno artykułach zwróciłem uwagę na Mojżesza Mendelssohna, który w połowie XVIII w. odegrał kluczową rolę w tworzeniu współczesnej klasycznej kultury niemieckiej. Można nawet powiedzieć, że klasyczna kultura niemiecka to rezultat konspiracji żydowskiej. W pewnym sensie to prawda. Mendelssohn był częścią tej konspiracji, ale był również człowiekiem, który dzięki swoim ideom uwolnił judaizm od prześladowań.

Jedno z jego największych dzieł poświęcone jest temu tematowi. Do końca swoich dni Mendelssohn pozostał ortodoksyjnym Żydem i zawsze mówił, że nim pozostanie, ale zarazem twierdził, że społeczeństwo musi być oparte na zasadzie rozumu, społeczeństwo upolitycznione, cywilizowane społeczeństwo musi zawsze opierać się na tej idei. 
Szczególnie my w Stanach Zjednoczonych musimy demonstrować tę 

zasadę rozumu. Nie jakiś fanatyzm religijny, ale zasadę rozumu, co oznacza, że jeśli coś jest prawdą, to jesteśmy w stanie tę prawdę odkryć, możemy zbadać, na ile w uniwersalnych zasadach jest prawdy, ile fałszu. Dlatego też powinniśmy poświęcić się prawdzie, nawet jeśli jeszcze jej w pełni nie znamy. To znaczy, że jeżeli nawet nie znamy jeszcze odpowiedzi, możemy przynajmniej oddać się pasji i metodzie znajdowania prawdy. Na tym właśnie opiera się nasze społeczeństwo. 

Myślenie wszystkich wielkich mężów stanu w polityce amerykańskiej zdążało w tym kierunku. Być może wyrażali swe poglądy w inny sposób, niż ja to zrobiłem, ale myślę, że doszlibyśmy do porozumienia. Gdyby jeszcze żyli i byli wśród nas dzisiaj, zgodzilibyśmy się co do tego. 
Misją tego narodu jest zatem stanie się z powrotem ostoją nadziei oraz świątynią wolności dla ludzkości, którymi obecnie nie jest. Nie jest nią nawet dla swoich własnych obywateli. Nie jest nią dla 80% 

społeczeństwa o niższych dochodach. Ale musi się nią stać powtórnie. To jest nasz cel. To jest nasza misja wśród innych narodów. Taką rolę ma też do odegrania prezydent Stanów Zjednoczonych we współpracy z innymi narodami, kierując naszym narodem i podejmując negocjacje z innymi mocarstwami, tak aby dojść do takich form współpracy i porozumienia, które byłyby w zgodzie z omówioną tu zasadą. Musimy zobaczyć się w takiej roli i postępować tak, aby osiągnąć ten cel. Teraz jeszcze tak nie postępujemy. 
 
 

Okradanie Japonii

JJak wygląda dziś sytuacja w Stanach Zjednoczonych? 
Jest ona tragiczna. Kraj ten przeżywa nie tylko kryzys gospodarczy,  jeśli nie okradalibyśmy innych państw, to odczulibyśmy natychmiast naszą biedę. Stany Zjednoczone wykorzystują swą potęgę wraz z potęgą Wspólnoty Brytyjskiej w celu masowego okradania innych narodów. 
Na przykład, nigdy nie doszłoby do wielkiej hossy na Wall Street, gdyby Stany Zjednoczone nie okradały Japonii. My zwyczajnie okradamy ten kraj. Japonia drukuje pieniądze, emituje kredyt przy stopie procentowej 0,25%. Amerykanie i Europejczycy zaciągają pożyczki w japońskiej walucie, przy stopie procentowej 0,25, a następnie zamieniają jeny na dolary. Przychodzą na nasze rynki, windują je w góę za sprawą spekulacji finansowej, czego przykładem jest wielki balon Internetowy, który wkrótce pryśnie.

Stany Zjednoczone mają niesamowity deficyt handlowy. My jako naród wydajemy rocznie ogromną sumę 300-400 mld dolarów, o tyle większe są nasze wydatki od dochodów. Pieniądze te zabieramy innym krajom. 
Żyjemy nie z tego, co produkujemy, bo produkujemy coraz mniej. Żyjemy dzięki niemal niewolniczej sile roboczej w innych krajach. Właściwie nie produkujemy już konsumowanych przez nas dóbr. Sprowadzamy tanie dobra z innych krajów, z rejonów, gdzie jest prawie niewolnicza siła robocza. Nasze firmy kupują te tanie dobra i zarzucają nimi nasz rynek. Tak udaje nam się jakoś przetrwać.

Jesteśmy na drodze do samo destrukcji. Rachunki stają się coraz większe. Od czasów Cartera, od połowy lat 70. nasz dług narodowy ma charakter raka. Kiedy upadnie Japonia, co może się stać wkrótce, albo kiedy nastąpi krach w Rosji, krach w Brazylii, załamie się Meksyk, tak jak dzisiaj Ekwador, spiętrzy się kryzys w Europie, wtedy i my przeżyjemy krach. Co się stanie z ludźmi, należącymi dziś do bogatej grupy obejmującej 20% społeczeństwa; ludźmi, pracującymi jako kierownictwo średniego szczebla z pensją 60-70 tys. dolarów rocznie i dochodami z akcji, które wykorzystują, by kupić domy za 300-600 tys. dolarów, a nawet milion dolarów, choć są to budy z tektury z fasadami w stylu Hollywood? 
 
 

Białe koszule zamienią się w brunatne koszule

Może tak się stać, że ich białe koszule zamienią się w brunatne koszule. Mamy ludzi, którzy nie posiadają żadnych kwalifikacji, pracują na stanowisku kierownika, to oni stracą pracę, razem z załamaniem się balonu Internetowego; choć nie wszystkie firmy Internetowe zbankrutują, ale większość to powstałe w pośpiechu przedsięwzięcia. Co się stanie z tymi ludćmi? Będą przemieszczać się po kraju w poszukiwaniu pracy, wybuchnie panika, nie tyle wśród ludzi, którzy już teraz są biedni. Ale ci, którzy stracą wszystko, mogą postradać zmysły.

Jeśli nie przedstawimy rozwiązania tego problemu, w tradycji Franklina Roosevelta, białe koszule zamieniąL się w brunatne koszule. Będziemy świadkami furii, jaką dziś widzimy wśród ludzi domagających się kary śmierci, jak w Teksasie, w Wirginii, czy ostatnio na Florydzie, obaj synowie Busha chcą zabić jak największą liczbę ludzi. Dlaczego? Dla zabawy? Czemu nie zorganizują rzymskich igrzysk?

Amerykanie potrafią być bezduszni, bardzo bezduszni. Jeśli usunie się wszelkie bariery, przy całkowitym braku moralności , tak jak rozumiano ją kiedyś w stosunkach między ludźmi,  jeśli popchnie się tych ludzi w stan furii, to natychmiast pojawią się brunatne koszule, czy coś w tym rodzaju, które zdepczą społeczeństwo, zniszczą nas, rozerwą na kawałki. 
Mamy więc kryzys. Od sierpnia 1999 r., kiedy uderzył kolejny etap kryzysu finansowego, to znaczy kryzys w Rosji, angażujemy się coraz częściej w wojny. Zaczęło się od Ala Gore`a i jego "przyjaciół". 

Clinton miał problemy z powodu sprawy z Lewinsky, a właściwie z powodu Starra. Na tym głównie koncentrował się. W tej sytuacji, kiedy uwaga prezydenta była rozproszona z powodu trwającego całe lato aż do lutego procesu mogącego postawić go w stan oskarżenia, Al Gore i jego znajomi w administracji zaczęli organizować wojny, wspólnie z rządem brytyjskim.

Doszło do zbombardowania zakładu farmaceutycznego w Sudanie. Stało się to bez żadnego uzasadnienia. Cel ataku nie był zaangażowany w terroryzm czy produkcję czegoś podejrzanego. Ataku dokonano, ponieważ Al Gore i Madeleine Albright po prostu tak chcieli. 

Benjamin Franklin
Benjamin Franklin

Miały miejsce też inne incydenty. Na przykład, Al Gore wystąpił z zupełnie fanatycznym przemówieniem w Kuala Lumpur, kiedy zaatakował premiera rządu Malezji w sposób, na który nie ośmieliłby się w przeszłości nawet dyplomata nazistowski. Było to niedopuszczalne zachowanie. Ze strony tej samej kliki. Następnie wymuszono kolejne bombardowanie Iraku, za sprawą Ala Gore`a. Nie była to inicjatywa prezydenta, lecz Gore`a, Albright i innych. Potem zaangażowaliśmy się w głupią wojnę nie do wygrania zorganizowaną przez tych samych ludzi, za plecami prezydenta, to znaczy w wojnę o Kosowo, czyli przeciwko Jugosławii. Taktyka bombardowania polegała zwyczajnie na zniszczeniu terytorium. Nie rozwiązano żadnego problemu. Obecne warunki są o wiele gorsze niż przed wojną, w całym rejonie, również w Kosowie.

Te same siły, czyli spadkobiercy Busha i Thatcher, zapoczątkowały również międzynarodowy terroryzm z centrum w Londynie. Rozpętały terroryzm na Kaukazie, sprowokowały konflikt między Indią a Pakistanem, prawie wojnę, i inne podobne napięte konflikty. 
Znajdujemy się więc w sytuacji przypominającej w pewnym sensie wydarzenia lat 30., szczególnie okres Wielkiej Depresji.

Mamy do czynienia nie tylko z kryzysem gospodarczym, mamy też chaos, zagrożenie wojną. Widać jest groźba załamania deflacyjnego: spadek na giełdzie o 60-80% może nastąpić w każdej chwili. Nikt nie wie, kiedy, ponieważ czynniki polityczne zdecydują, kiedy i w jaki sposób to nastąpi. Jesteśmy świadkami tendencji w kierunku hiperinflacji w handlu nieruchomoúciami i w innych dziedzinach, co przypomina sytuację w Weimarze w 1923 r. Tak mogą potoczyć się wypadki.

Poszerzają się obszary objęte chaosem i wojnami. Dwaj najwięksi idioci w polityce kandydują na prezydenta z Partii Demokratycznej i Republikańskiej. Bez względu na to, który z nich znalazłby się u władzy, stanowić będą zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Tak wygąda nasza sytuacja. 
 
 
 

Pogoń za aktywami i mega fuzje

Jak wygląda rozwiązanie tego problemu. Obecny zwariowany system finansowy, zapoczątkowany w 1971 r. za prezydentury Nixona razem z wprowadzeniem płynnych kursów, zbliża się ku końcowi, który nastąpi tak czy inaczej.

Osiągnęliśmy punkt, w którym ludzie reprezentujący pieniądze, duże pieniądze, popadają w histerię. Ich plany wcale nie zakładają, że giełda na Wall Street będzie szła w górę bez końca, dlatego zaczynają wykupywać tzw. "strumienie dochodu" - złoża surowców naturalnych, szczególnie za pośrednictwem Londynu. Ostatnie mega fuzje to nic innego, jak grabież. Polegają na tym, że zgarnia się wszelką dostępną gotówkę i nigdy nie płaci rachunków. Zyskują na tym ci, którzy stoją w cieniu, którzy stoją za przejmowaniem pieniądza, którzy mają układy, by przejąć aktywa w momencie, kiedy instytucje powstałe w rezultacie mega fuzji bankrutują. 

Chodzi też o przejęcie kopalni złota, złóż ropy naftowej, przemysłu telekomunikacyjnego, który przechodzi teraz przez ten sam proces, bo uważa się, że ten, kto będzie kontrolował komunikację po krachu uzyska dostęp do strumienia dochodu i będzie miał na niego monopol. 
To samo można powiedzieć o sektorze energetycznym. Mamy coraz mniejszą kontrolę nad naszymi źródłami energii. Firmy zagraniczne, jak Enron, przejmują nasze przedsiębiorstwa energetyczne, szczególnie te stojące na krawędzi bankructwa.

Chodzi więc o kontrolę systemu komunikacji, energetyki, dostaw żywności i surowców naturalnych, czyli rzeczy, od których zależy życie. Kontrola nad nimi oznacza kontrolę strumieni dochodu istniejących w sytuacji, kiedy wszystko stanie na głowie z powodu kryzysu finansowego. 
Ci, którzy wiedzą, co jest grane, posuwają się już w tym kierunku. Jednocześnie zachęcają jeleni do inwestowania na Wall Street. To oni ciągle jeszcze stawiają na akcje, na różne szalone finansowe przedsięwzięcia. Kontynuują inwestycje w fundusze powiernicze, rachunki obsługi pieniędzy etc. Myślą, że robią na tym pieniądze. Prawda jest taka, że wszystkie je stracą. 

Nie wiemy dokładnie, kiedy, ale już wkrótce. Prawdziwi koneserzy nie zajmują się tym. Pozwalają jeleniom zajmować się giełdą, szczególnie tym, należącym do najbogatszych 20% społeczeństwa. Proces ten prowadzi do nowych mrocznych wieków. Widzieliśmy to już w przeszłości, w historii Europy. Jeśli nie zatrzymamy tego procesu, znajdziemy się w piekle, piekle na ziemi, i to na długie lata.

Jakie jest rozwiązanie? Polega ono na podejmowaniu stanowczych decyzji, tak jak uczynił to Roosevelt. Musimy zacząć działać. Musimy ustanowić nowy system monetarny, postawić obecny system w stan upadłości. Nie możemy pozwolić, by ludzie umierali na ulicach, bo nie dostali emerytury, bo ich oszczędności po prostu przepadły.
Musimy zachować porządek, by normalne życie toczyło się bez przeszkód. Musimy polepszyć zatrudnienie i produkcję.

Nie zdołamy tego uczynić w odosobnieniu. Musimy współpracować z innymi narodami. Zastanówmy się, gdzie mieszka większość ludnoúci Ziemi. Otóż większość mieszka w Azji: w Indii, Indonezji, Malezji, innych częściach Azji Południowo-Wschodniej, w Azji Środkowej, Chinach, Japonii, Korei. Również w Afryce.

Tam właśnie znajduje się większa część społeczeństwa Ziemi. Niestety doprowadziliśmy wiele z tych państw do ruiny, a mogły być one bogate, posiadać dobrą siłę roboczą, na przykład, w Ameryce Południowej i Środkowej. Wiele z tych państw ma dobrą siłę roboczą. Jest więc wiele narodów, z którymi powinniśmy współpracować, aby uporządkować system światowy. 
 
 
 

Świątynia wolności

To z kolei zmusza nas do powrotu do kwestii orędzia posłannictwa. Czy Stany Zjednoczone spełniają dziś ciągle funkcję świątyni wolności i kaganka nadziei dla narodów świata? Czy możemy powrócić do tej tradycji odbudowując nasz własny naród, odradzając go wewnętrznie, jako świątynię wolności i kaganek nadziei, aby odzyskać autorytet moralny i stać się świątynią wolności i kagankiem nadziei dla reszty świata? 

Czy możemy tego dokonać? Myślę, że tak. 
Przeanalizujmy proponowaną przeze mnie, moją żonę i współpracowników politykę zagraniczną, którą staramy się realizować. Nie jest to coś, o czym jedynie marzymy, ale rzeczywiście stosujemy w praktyce. 

Zaczęło się w New Hampshire, w czasie prawyborów w 1980 r., kiedy zostałem zaproszony przez Klub Strzelców na spotkanie w starym hotelu, gdzie zebrało się 2 tys. 500 osób. Posadzono nas, kandydatów na fotel prezydenta, na podium według alfabetu, Ronald Reagan siedział na końcu stołu, a jak obok niego. Inni kandydaci też tam byli.

Reagan i ja zaczeliśmy rozmowę. Nie była ona bardzo głęboka. Po prostu dyskusja. Ale stwierdziłem, kiedy wygłosił swoje pięciominutowe przemówienie, na które mieliśmy czas, że wcale nie był głupi. Miał swoje problemy, ale nie był głupi. Doszedłem do tego wniosku w czasie rozmowy z nim.

Kiedy został prezydentem, kiedy został wybrany, jako demokrata nawiązałem dialog z osobami, które miały utworzyć nową administrację. Spytałem ich, jaki mają program. Wiadomo, jak politycy rozmawiają. Wielu z nich, np. Richard Richards zareagowało pytaniem "Jaki jest wasz program?"

Miałem dyskusje z tymi ludźmi na temat tego, co Stany Zjednoczone powinny zrobić. Często mówili: 
"To nam się podoba, tamto nam się nie podoba, to nam się podoba".

Budowa kolei transkontynentalnej, stan Utah, 1869 r

MMieliśmy więc wiele spotkań (Helga uczestniczyła ze mną w niektórych z nich), spotykaliśmy się z różnymi ludźmi, rozmawialiśmy też z demokratami. Mówiłem często demokratom, czołowym demokratom w Kongresie: "Uważam, że powinniśmy podejść do administracji Reagana w taki oto sposób. Powinniśmy szybko działać, bo dzieją się tam i złe rzeczy. Powinniśmy szybko znaleźć wspólny mianownik, który byłyby dobry dla narodu i ruszyć politykę w odpowiednim kierunku". 

Jednym z rezultatów tych rozmów był mój projekt w 1981 r. Chodziło o to, by przedyskutować go z Rosjanami, czy raczej Sowietami. 
Zostałem włączony w to przedsięwzięcie jako przedstawiciel administracji Reagana. Zacząłem rozmowy z czołowymi osobami z kręgów sowieckich na temat mojego podejścia do kwestii kryzysu zbrojeniowego i związanych z tym spraw. Rok później, 23 marca 1983 r. doprowadziły one do sławnego przemówienia Reagana na temat SDI (Strategic Defense Initiative, strategiczna inicjatywa obronna).

Pojawiły się natychmiast problemy. Zostałem usunięty ze sceny politycznej, gdyż moi wrogowie zareagowali dosyć szybko. Zrobili wielki bałagan. To, o czym mówię dzisiaj, system obrony rakietowej, jest bzdurą. Chociaż byli ludzie w tle, którzy rozumieli wtedy, o czym rozmawialiśmy.

Ale od tego czasu, jak i we wcześniejszym okresie, kiedy miałem do czynienia z ruchem państw niezaangażowanych czy ogólnie z państwami rozwijającymi się, jestem zaangażowany w sprawy polityki zagranicznej już od 30 lat. Znam wielu ludzi, o czym świadczą listy z całego świata popierające moją kandydaturę, od czołowych osobistości z Ameryki Południowej, Europy, Azji, dla których jestem ważnym punktem na horyzoncie, jeśli chodzi o ich stosunki ze Stanami Zjednoczonymi i innymi krajami.

W wielu z tych krajów są ludzie, którzy chcą, bym został prezydentem. Uwarają, że byłaby to dobra sytuacja dla nich i dla reszty świata. I tak też mówię otwarcie. Kraje te są mi dobrze znane. Wiem, czego możemy się podjąć. Wiem też, że jako prezydent, byłbym w stanie poradzić sobie z tymi problemami. Pierwszy krok to natychmiastowe postawienie obecnego systemu monetarnego, który nie zdaje egzaminu, w stan upadłości oraz przeprowadzenie reorganizacji przez rządy, suwerenne rządy.

Innymi słowy, powinniśmy dojść do porozumienia, że każdy rząd bierze odpowiedzialność za problemy danego kraju i rozwiązują je zgodnie z procedurą o reorganizacji upadłościowej. Następnie wszystkie rządy powinny skoordynować swoje wysiłki, by ustanowić system gwarantujący stabilizację dla wszystkich. Oczywiście, jeśli zamierzamy przeprowadzić tego rodzaju nagłą akcję, musimy oprzeć się na sprawdzonych 

precedensach. Trudno oczekiwać, że społeczeństwo i politycy zaakceptują coś zupełnie nowego, o czym nikt wcześniej nie słyszał. 
Trzeba więc powiedzieć: "Popełniliśmy kilka błędów. Były jednak okresy, kiedy udało nam się coś osiągnąć, ale w pewnym momencie popełniliśmy błąd i sprawy zaczęły toczyć się w złym kierunku. Dlatego mamy teraz bałagan. Wróćmy więc do tego punktu, kiedy dokonaliśmy zwrotu w złym kierunku i zacznijmy od nowa". 

Idea wprowadzenia nowego systemu monetarnego Bretton Woods jest bardzo prosta. W okresie 1944-58 i nieco później, mieliśmy system monetarny i ogólną politykę gospodarczą, które pomimo pewnych wad przyniosły dobre rezultaty w porównaniu z tym, co obserwujemy od tego czasu. Udało nam się ożywić gospodarkę po zniszczeniach wojennych. 
Mieliśmy Plan Marshalla. Odbudowaliśmy gospodarkę amerykańską w oparciu o eksport do Europy w ramach Planu Marshalla. Rozwinęliśmy przemysł jednocześnie pomagając Europie i Japonii ożywić ich 

gospodarkę dzięki Planowi Marshalla i podobnym programom; dzięki porozumieniom z Bretton Woods, w którym podkreślono suwerenność narodową, rezerwy złota, stałe parytety, cła protekcyjne dla wszystkich państw, porozumienia handlowe itd. Stosowano też tanie długoterminowe kredyty w celu promocji wymiany handlowej.

Podejście to przyniosło owocne rezultaty. Przy wszystkich wadach, zdało jednak egzamin! Przy wszystkich problemach, doprowadzł„o do dobrych rezultatów, w porównaniu z tym, co widzieliśmy po 1971 r. Jeśli kontynuowalibyśmy tę politykę, nie mielibyśmy dziś światowego kryzysu finansowego i gospodarczego, czy amerykańskiego kryzysu, którego doświadczamy dzisiaj. 

Narody, które przeszły przez oparty na MFW system powinny wiedzieć, że system ten jest z gruntu fałszywy, wiedzą, że wszystkich nas niszczy. 
Więc pozbądźmy się go. Błędem byłoby zaproponować jednemu krajowi, by zerwał z tym systemem. Trzeba zorganizować grupę państw, które stwierdzą, że wspólnie zgadzają się, że należy skończyć z tym systemem.
Jeśli większość narodów przyłączy się do tej inicjatywy, to z pewnością się ona powiedzie. Jeśli Stany Zjednoczone będą w to zaangażowane, włącznie z prezydentem tego kraju, to z pewnością odniesiemy sukces, szczególnie jeśli społeczeństwo amerykańskie uświadomi sobie powagę kryzysu i uzna, że trzeba coś zrobić.

Aby przekonać Amerykanów, trzeba im przypomnieć, co zdało egzamin w przeszłości. Mamy fakty, by to udowodnić. Mamy ludzi starszego pokolenia, którzy mogą to potwierdzić, mogą opowiedzieć, jak to wyglądało. Tamte programy zdały egzamin. To, co robimy dzisiaj, skończy się fiaskiem. 
 
 

Nasza misja narodowa

ZZadano mi niedawno pytanie, jak możemy osiągnąć nasz cel? Powiedziałem wtedy: "Nie wystarczy mieć jakiś ogólny plan dla rozwoju gospodarki. Potrzebna jest wielka misja dla całego narodu. Musi on mieć poczucie dążenia do wspólnego celu".

Stan naszej planety wygląda następująco. Załóżmy, że wrócilibyśmy do starego modelu Bretton Woods, tych samych zasad, tej samej ogólnej idei, w jaki sposób umożliwi to nam wyjście z kryzysu w skali globalnej? Jak umożliwi to nam i innym osiągnięcie korzyści, również takim krajom jak Chiny, India, Indonezja, Malezja, krajom Ameryki Południowej, Europy, Stanom Zjednoczonym? Jak uda nam się osięgnąć porozumienie, które byłoby do zaakceptowania dla wszystkich? 

Otóż, wiele dzisiejszych problemów wynika stąd, że po śmierci Franklina Roosevelta nie zrobiliśmy tego, co było jego zamierzeniem. Nie usunęliśmy resztek kolonializmu portugalskiego, holenderskiego, brytyjskiego i francuskiego, nie skończyliśmy dominacji wolnego handlu nad systemem światowym. Roosevelt wielokrotnie wyraził swe intencje w obecności Winstona Churchilla.

Ale kiedy Roosevelt zmarł, Churchill okazał się zwycięzcą. Banda w Waszyngtonie zaczęła słuchać Churchilla i jego ludzi. Zrealizowali jego politykę. W rezultacie, nie rozwiązaliśmy podstawowego problemu. Nie zamieniliśmy tych rejonów świata, które były koloniami lub prawie koloniami - w rezultacie dominacji wolnego handlu - w suwerenne państwa narodowe o republikańskim systemie politycznym. Stany Zjednoczone powinny były to zrobić wraz z Europą, aby oprzeć ten świat na fundamentach sprawiedliwego ładu gospodarczego.

Co oznacza to dla nas dzisiaj? Oznacza to, że takie kraje jak Chiny, Indie czy Azja Południowo-wschodnia, czy Ameryka Południowa nie są w stanie samodzielnie, na podstawie swoich zasobów, ożywić gospodarki w tempie gwarantującym wyjście z przerażających warunków, w których żyje większość ich społeczeństwa. Weźmy jako przykład Chiny. Wzrost gospodarczy wynosi tam rocznie 7-8%, może nawet 8,5%. Wygląda to nieźle, szczególnie w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie tak

naprawdę nie ma żadnego wzrostu gospodarczego. Jeśli zignorujemy puste pieniądze w systemie finansowym, okaże się, że nasza gospodarka się kurczy, co widać na przykładzie kryzysu systemu opieki zdrowotnej. Mówi się nam, że nie stać nas już na wysokie emerytury, nie stać nas na dobry system oświaty, właściwie wszystko, co mieliśmy w przeszłości, jest teraz rzekomo zbyt drogie. Wynika stąd jasno, że kraj biednieje. Jeśli ktoś mówi, że sytuacja jest coraz lepsza, to po prostu chce nas wprowadzić w błąd, puszcza bańki, jak ludzie na Wall Street.

Nie wystarczy jednak uzyskać pewien wzrost w krótkim okresie czasu. Trzeba umieć ten wzrost podtrzymać. W Chinach widać rozwój głównie w rejonach wzdłuż brzegów Oceanu. Ożywić można też bardziej odległe rejony, gdzie ciągle piszczy bieda. Stabilizacja społeczna w Chinach wymaga nie tylko poprawy warunków gospodarczych, ale również rozwoju kultury; aby poprawić kulturę, trzeba zacząć od poprawy gospodarki. Oznacza to zagwarantowanie wysokiego poziomu życia, dobrej oświaty itp.

Takie zadanie można wypełnić jedynie przy pomocy nowoczesnych technologii. Nikt nie jest w stanie zachować szybkiego tempa wzrostu bez podniesienia przeciętnej wydajności siły roboczej, mierzonej w fizycznych kategoriach. Jest to możliwe do zrealizowania. Mamy dziś możliwość rozwoju technologii, które dałyby tym krajom szansę stałego prawdziwego wzrostu gospodarczego.

Stany Zjednoczone kiedyś eksportowały obrabiarki. Mieliśmy przemysł produkujący maszyny oparte na wysokich technologiach na eksport. Europa, szczególnie kraje kontynentalnej Europy, eksportowały dobra o wysokiej technologii. Jeśli te kraje, które jeszcze posiadają potencjał przemysłowy oparty na szybkim rozwoju nauki i nowych technologii, podejmą odpowiednie kroki, mogą zwiększyć swoją produkcję i pokryć zapotrzebowanie w krajach rozwijających się, tak by zwiększyć wydajność ich siły roboczej, w przeliczeniu na głowę mieszkańca i 
kilometr kwadratowy powierzchni kraju. To na pewno rozwiąże ich problem. 

A jeśli chodzi o nas, to przecież musimy zatrudnić naszych ludzi. Musimy odbudować fabryki, farmy. Musimy zagwarantować gospodarcze bezpieczeństwo narodowe tutaj w kraju. Na czym powinniśmy się skoncentrować na początku. Wspólnie z Europą i Japonią, i innymi krajami, które mają zdolności produkcyjne oparte na wysokich technologiach, powinniśmy odbudować nasze uniwersytety, szczególnie wydziały nauk ścisłych, laboratoria zajmujące się podstawowymi badaniami naukowymi i eksperymentami; powinniśmy odbudować przemysł obrabiarkowy, również ten o wąskiej specjalizacji, powinniśmy inwestować w badania mogące doprowadzić do okrycia nowych zasad fizycznych. Pomoże to nam, ale również innym krajom.

Na tym powinna polegać nasza misja, szczególnie w ciągu zbliżających się 25-30 lat. Powinniśmy odbudować naszą gospodarkę, szczególnie przemysł lotniczy i przemysł produkujący na rzecz badań kosmicznych, nie tylko po to, by uporządkować nasz własny dom, ale również by na nowo dać Stanom Zjednoczonym poczucie misji. My, wspólnie z innymi krajami, które są w stanie to zrobić, zaadaptujemy misję pomocy reszcie świata w procesie wyjścia ze stanu biedy i niedostatku, który nas samych przeraża i napawa odrazą. W taki sposób my sami, my wspólnie z tymi narodami, znajdziemy sposób, by uzgodnić trwałe warunki współpracy, gdyż będą one korzystne dla wszystkich na długie lata. Musimy zrozumieć, że jest to nasze posłanie. 
 
 

Przywiązanie do idei powszechnego dobra

To posłanie sięga korzeniami do kultury klasycznej Grecji, jej wyjątkowego wkładu do światowej cywilizacji. Do roli chrześcijaństwa, szczególnie Apostołów Jana i Pawła, którzy wykorzystali tradycję grecką jako narzędzie chrześcijaństwa, aby polepszyć warunki egzystencji rodzaju ludzkiego, tak jak uczynił to później renesans. 

Musimy rozwinąć państwa narodowe oraz ideę, że autorytet rządu narodowego wynika jedynie z jego pełnego poświęcenia dla wzmocnienia i obrony wspólnego dobra wszystkich obywateli, również przyszłych pokoleń. Jest to jedyna zasada, która daje rządowi autorytet, by sprawować władzę. Jeśli ten warunek nie jest spełniony, mamy do czynienia po prostu z grupą ludzi traktującą instytucję władzy i społeczeństwo jako swoją prywatną własność i wprowadzającą ustawy zgodnie z taką postawą.

Jedyną podstawą dla prawa jest zasada wspólnego dobra ; wszyscy ludzie stworzeni są na podobieństwo Boga, więc jest naszym obowiązkiem zadbać o wspolne dobro, czyli rozwinąć siły twórcze każdej jednostki, również przyszłych pokoleń. Z zachowania tego postulatu wynika autorytet moralny i główna odpowiedzialność legalnego rządu.

Chodzi o to, by powstały rządy odzwierciedlające ideę powszechnego dobra, która jest podstawą prawa w Preambule naszej Konstytucji naszego prawa konstytucyjnego. Przywiązanie do tej idei, jej zdefiniowanie, uznanie naszego kraju za świątynię wolności oznacza też, że może stać się kagankiem nadziei. Zwróćmy się więc do innych narodów z tym przesłaniem, z tym postanowieniem i powiedzmy im "Skończmy z tym nonsensem. Wyciągnijmy lekcję z przeszłości. Zastanówmy się, jak rozwiązać kryzys". 

Pokażmy też wszystkim, że nie jest to nowa idea, lecz tradycja klasycznej Grecji. Przestudiujmy, na czym polegała misja Apostołów. Na czym polegały osiągnięcia renesansu XV w. Na czym polegały osiągnięcia wielkich naukowców, którzy sprawili, że renesans był możliwy, np. Abelarda i Karola Wielkiego, czy Dante Aligieri. 

Pamiętajmy o nich i zachowajmy w sobie ich idee. Nie jest to jakaś dziwna propozycja. Chodzi o potwierdzenie sprawdzonych zasad historii, w szczególności historii Stanów Zjednoczonych. Zastanówmy się nad odpowiedzią na pytanie, co to znaczy być obywatelem amerykańskim. Jaka wynika z tego faktu misja i zobowiązanie? 

Musimy zastanowić się, jak wykształcić nasze dzieci, by wraz z osiągnięciem pełnoletności widziały się jako osoby uczestniczące w symultanicznej wieczności. Nie jest to termin niezwykły, choć rzadko używany. 

Kiedy zrozumiemy podstawowe prawdy, zrozumiemy też, że zostaliśmy stworzeni na podobieństwo Boga, każdy w równym stopniu. Musimy tę daną nam przy narodzinach iskrę bożą kultywować bądź dopiero ożywić. Musimy przejść przez te same procesy umysłowe, które umożliwiły odkrycie zasad funkcjonowania fizycznego świata i zostały nam przekazane przez poprzednie pokolenia, abyśmy mogli je sami odkryć na nowo i zaabsorbować.

Nasze życie jest krótkie. Każdy nowo narodzony człowiek kiedyś umrze. Jakie znaczenie ma więc to życie, życie jako jednostka ludzka? Czy nie jest naszym zadaniem przyswoić sobie dary rozumu, które otrzymaliśmy od poprzedzających nas pokoleń; wykorzystać je i zachować, i bronić ich, dodać do nich coś nowego dla przyszłych pokoleń, aby zdobyć tym samym stałe miejsce w ciągu wieczności, kiedy w końcu opuścimy ten świat.

Na tym polega wrodzona zdolność, a także prawo każdego człowieka, nie zaś na zachowaniu się jak zwierzę, które rodzi się i umiera, a w międzyczasie poszukuje przyjemności. Prawem każdego człowieka jest żyć w sposób, pozwalający mu na kultywowanie jego twórczego potencjału i znalezieniu obszaru, w którym mógłby uczynić coś dobrego dla ludzkości, aby mógł umrzeć z uśmiechem na ustach, w przekonaniu, że sposób, w jaki spędził życie zapewni mu stałe miejsce, tożsamość w symultanicznej wieczności.

Takie powinniśmy mieć podejście do życia. To znaczy, pobudzić to, co w nas jest i powinno z nas promieniować, byśmy stali się kagankiem nadziei i śwątynią wolnoúci dla całego rodzaju ludzkiego. Wszyscy moi poprzednicy zajmujący się polityką, którzy byli dobrymi ludźmi, tak właśnie myśleli i takie mieli marzenia.

O tym marzył Blaine ze stanu Maine. Tak też myślał John Winthrop, założyciel Nowej Anglii, czy próbował zrealizować Benjamin Franklin. O tym mówił Cotton Mather, to właśnie reprezentował Lincoln, Garfield i McKinley. Ludzie jak Cleveland nie rozumieli tej koncepcji. Nie rozumiał jej ani Wilson, ani Coolidge.

Roosevelt prłbował reprezentować tę tradycję, choć może nie całkiem w doskonały sposób. Próbował reprezentować ją nieszczęsny Kennedy, zamordowany w zamachu. Wszyscy uczciwi ludzie starali się ją reprezentować. Dla nas Amerykanów, kiedy ożywa w nas dobro, wybieramy właśnie taki orędzie przeznaczenia. Dziękuję.
 
 

Lyndon LaRouche


Włoscy dyplomaci żądają dyskusji

o nowym Bretton Woods


Dn. 12 stycznia br. grupa jedenastu włoskich senatorów z partii opozycyjnej Alleanza Nazionale, przedstawiła w Senacie wniosek proponujący dyskusję nad możliwością zorganizowania przez rząd Włoch konferencji międzynarodowej poświęconej nowemu systemowi monetarnemu Bretton Woods. Pierwszym sygnotariuszem wniosku był senator Riccardo Pedrizzi, wice przewodniczący senackiego klubu Alleanza Nationale, pełniący również funkcję szefa komisji parlamentarnej zajmującej się kwestią umorzenia długów zagranicznych u progu trzeciego milenium. W ciągu kilku tygodni po przedstawieniu wniosku podpisało się pod nim kolejnych 12 senatorów.

W obliczu narastającego kryzysu finansowego jest to szalenie ważna inicjatywa. W połączeniu z zapoczątkowaną przez Papieża Jana Pawła II kampanią o umorzenie długów zagranicznych dla państw rozwijających się ma ona szansę odwrócić katastrofę gospodarczą, która staje się obecnie coraz bardziej realna. 
Poniżej przytaczamy tekst wniosku:

"Senat włoskiego Parlamentu na podstawie poniższych założeń, że 
- począwszy od 1997 r. kryzysy finansowe w Azji, Ameryce Południowej, Rosji, a także upadek wielkich funduszy asekuracyjnych, np. LTCM, nie były wyizolowanymi czy przypadkowymi zjawiskami, lecz odzwierciedlały kryzys całego globalnego systemu monetarnego i finansowego, który wielokrotnie już stał na krawędzi przepaści;

- z powodu procesu globalizacji i pełnego umiędzynarodowienia rynków finansowych, załamanie się jednego rynku finansowego powoduje destabilizację całego systemu, głównie z powodu dwóch czynników, mianowicie, większość operacji finansowych ma charakter krótkoterminowy, po drugie, instytucje międzynarodowe, jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy wykazały wiele nieprawidłowości w swojej pracy, czego przykładem jest np. sytuacja gospodarcza Rosji;

- w ciągu ostatnich czterech miesięcy eksperci ds gospodarki światowej, którzy jak dotąd nie wyrażali swych obaw, zaczynają mówić o możliwości krachu finansowego w najbliższej przyszłości, np. Ernst Welteke, Prezes Bundesbanku, ostrzegł 18 października 1999 r. przed negatywnymi konsekwencjami tzw. bańki spekulacyjnej powstałej na giełdach, nie tylko dla rynków finansowych, ale gospodarki jako całości; były kanclerz Niemiec, Helmut Schmidt, powiedział w wywiadzie dla "Welt am Sonntag"
1 sierpnia zeszłego roku, że ludzie nie rozumieją, iż hossa na giełdach jest całkowicie przewartościowana, a są też psychopaci, którzy windują ceny jeszcze wyżej. Jeśli chodzi o Dow Jones, to data krachu oczywiście nie jest nikomu znana, ale na pewno on nastąpi, jest to tak pewne jak amen w pacierzu; 

- począwszy od decyzji podjętej 15 sierpnia 1971 r. o zniesieniu oparcia dolara na rezerwach złota, zastosowano kroki prowadzące do deregulacji gospodarki, systemu monetarnego i finansowego, co oznaczało koniec systemu monetarnego Bretton Woods z 1944 r. tj. systemu, który dzięki kontroli wymiany walut i przepływu kapitału oraz emisji kredytu dla realnej gospodarki w połączeniu z Planem Marshalla, umożliwił odbudowę gospodarek zniszczonych wojną i zagwarantował wieloletni okres prosperity; 

- w ciągu ostatnich 30 lat nastąpił rozdźwięk między produktywnym a finansowym działem gospodarki, ten ostatni zdominowany jest przez rosnącą finansową i spekulacyjną bańkę,która spowodowała transformację podstaw światowej gospodarki; szacuje się, że bańka ta osiągnęła wartość 300 bln (sic) dolarów; dane statystyczne dotyczące gospodarki amerykańskiej pochodzące z departamentu handlu, Banku 

Rezerw Federalnych i Korporacji Ubezpieczeniowej Federalnych Depozytów potwierdzają powyższe stwierdzenie; pod koniec czwartego kwartału 1999 r. wartość transakcji instrumentami finansowymi w USA osiągnęła poziom 97 bln (sic) dolarów, przy czym PKB osiągnęła wartość 9 bln dolarów. Jest więc oczywiste, że sytuacja w USA nie jest wyjątkiem, lecz zalicza się do tej samej kategorii, co Japonia i Europa.

- proces ten wpływa katastrofalnie na gospodarki i poziom życia społeczeństw państw rozwijających się, takich jak Malezja, gdzie w 1997 r. kilkudniowy atak spekulantów zniszczył postęp osiągnięty w ciągu 40 lat poświęceń i pracy, jak otwarcie powiedział premier tego kraju, dr Mahathir; decyzja Malezji, by odpowiedzieć na atak spekulacji i nieograniczonej globalizacji poprzez wprowadzenie środków kontroli wymiany waluty i przepływu kapitału, doprowadziła do stabilizacji gospodarki (wzrostu PKB rocznie o 6%), jak przyznał nawet wice dyrektor MFW, Stanley Fisher;

- ten sam proces tworzy wyjątkowo niesprzyjające warunki dla produkcji i zatrudnienia, przy niepokojących społecznych konsekwencjach, również w krajach najbardziej uprzemysłowionych; jest to proces, który przy jednoczesnym ograniczaniu władzy rządu i wybranych demokratycznie zgromadzeń narodowych, podważa samą zasadę suwerenności narodowej i mandatu konstytucyjnego, obowiązującego we Włoszech i innych krajach w celu promowania postępu i rozwoju; 

- co więcej, sytuacja ta zwiększa ryzyko konfliktów regionalnych i wojen; 
- wziąwszy pod uwagę, że stopień wzrostu instrumentów finansowych w stosunku do PKB w ciągu ostatnich lat ze względu na brak regulacji i liberalizację rynku, nie ulegnie zahamowaniu w sposób samodzielny, powodując w ten sposób dalszą liberalizację rynku; 
- wziąwszy pod uwagę istnienie poważnego ryzyka, iż wszystkie operacje refinansowania bańki finansowej za pomocą pompowania środków płynnych mogą spowodować inflacyjny wybuch wszystkich cen, a nie tylko aktywów finansowych; 
Zobowiązuje rząd: 

1. Do podjęcia inicjatywy zmierzającej do zwołania konferencji międzynarodowej szefów państw, tak jak miało to miejsce w 1944 r. w Bretton Woods, w celu ustanowienia nowego systemu monetarnego oraz podjęcia środków koniecznych do usunięcia mechanizmów, które doprowadziły do powstania bańki spekulacyjnej, oraz do zapoczątkowania programu ożywienia realnej gospodarki; do środków 
tych należy zaliczyć: zwiększoną kontrolę wymiany waluty poprzez wprowadzenie stałych kursów,

które można zmieniać w razie konieczności, ale jedynie w rezultacie decyzji danych rządów oraz zgody państw członkowskich nowego systemu monetarnego; ograniczenie do pewnego stopnia przepływu kapitału; wprowadzenie takich środków jak podatek Tobina w celu zahamowania spekulacyjnych operacji krótkoterminowych, np. instrumentów pochodnych; przywrócenie systemu opartego na rezerwach złota, w sposób umożliwiający połączenie wartości waluty ze stałym punktem odniesienia; utworzenie nowych linii kredytowych, 

skierowanych na rozwój nowych inwestycji w sektorach realnej gospodarki, tj. przemyśle, nowych technolgiach, badaniach naukowych, rolnictwie; określenie dużych projektów infrastrukturalnych obejmujących cały kontynent, w których wykorzystać można nowe technologie i innowacje badań naukowych i w ten sposób przyspieszyć ożywienie przemysłu oraz zagwarantować pokojową współpracę między narodami;

2. Do przedstawienia niniejszej propozycji Parlamentowi Europejskiemu w Strasbourgu, Komisji Europejskiej i wszystkim instytucjom Unii Europejskiej, jednostkom odpowiedzialnym za politykę gospodarczą Unii oraz za pośrednictwem kontaktów dwustronnych, poszczególnym rządom europejskim i parlamentom.

3. Do promowania i popierania wszystkich podobnych inicjatyw, wspólnie z rządem Stanów Zjednoczonych i rządami innych krajów, począwszy od Chin, Indii i Rosji.

Podpisano: senatorowie Riccardo Pedrizzi, Antonio Battaglia, Piero Pellicini, Giuseppe Valentino, Vito Cusimano, Francesco Servello, Mario Palombo, Francesco Bevilacqua, Italo Marri, Michele Florino, Vincezo Demasi" . 
 
 
 

Bretton Woods w Parlamencie Europejskim

Dn.16 marca czterech włoskich członków Parlamentu Europejskiego przedstawło na forum Parlamentu w Strasbourgu skróconą wersję wniosku senatora Pedrizziego: 
"Temat: realna gospodarka a strefa finansowa Parlament Europejski: 
- zważywszy, że porozumienie z Bretton Woods z 1944 r. umożliwiło ustanowienie stabilizacji monetarnej oraz odbudowę gospodarki powojennej; 
- zważywszy, że od momentu oderwania dolara od systemu złotych rezerw rośnie przepaść między realną gospodarką a systemem finansowym; 
- zważywszy, że od 1997 r. w różnych rejonach świata regularnie wybuchają kryzysy finansowe; 
- zważywszy, że międzynarodowe instytucje monetarne i finansowe nie zdają egzaminu w wypełnianiu swoich zadań; 
- zważywszy, że zostało ustalone, iż "balon spekulacyjny", który osiągnął wartość około 300 bln (sic) dolarów przy rocznym światowym PKB 40 bln dolarów, ma destrukcyjny wpływ na gospodarki państw rozwijających się, transformując całkowicie struktury gospodarki światowej; 
zachęca Komisję Europejską 
a) do zaproponowania zwołania nowej konferencji, nawiązującej do konferencji w Bretton Woods w celu utworzenia nowego międzynarodowego systemu monetarnego z myślą o stopniowym wyeliminowaniu mechanizmów, które doprowadziły do powstania "bańki spekulacyjnej"; 
b) do oceny możliwości połączenia wartości walut z realnym parametrem i ustanowienia lepszej i pełniejszej kontroli zmian kursu wymiany walut; 
c) do zaproponowania utworzenia nowych linii kredytowych skierowanych na rozwój inwestycji w sektorze realnej gospodarki oraz określenia projektów infrastrukturalnych obejmujących cały kontynent. 
Podpisano: 

Cristina Muscardini, Alleanza Nazionale (AN), prezydent AN w Parlamencie Europejskim; członek komisji ds. międzynarodowych i in.; 
Mauro Nobilia, AN, członek komisji zatrudnienia i spraw socjalnych i in.; 
Vitalino Gemelli, Cristiani Democratici Uniti (CDU), członek komisji rozwoju i współpracy i in.; 
Mario Mauro, Forza Italia, członek komisji kultury, młodzieży, edukacji, mass-mediów i sportu". 

W imieniu Komisji Europejskiej na wniosek włoskich parlamentarzystów odpowiedział Chris Patten, komisarz ds. stosunków zewnętrznych. Nie było dla nikogo niespodzianką, że dokument Komisji minął się całkowicie z rzeczywistością Stwierdzał np.: 

"Jeśli chodzi o kryzys finansowy w Azji i jego konsekwencje dla reszty światowej gospodarki, uważa się, że najgorsze jest już za nami i w krajach dotkniętych kryzysem zapoczątkowano wzrost gospodarczy. Istnieje zgoda co do tego, że światowa recesja, która nastąpiła po kryzysie w Azji, wydaje się należeć do przeszłości. Komisja Europejska wyraziła kilkakrotnie swój stosunek do kryzysu finansowego, mianowicie, konieczność zachowania otwartych rynków i zwalczania tendencji protekcjonistycznych, znaczenie pomocy zagranicznej, konieczność kontynuowania reform systemu finansowego w krajach dotkniętych kryzysem".

Patten nie wspomniał ani słowem o konferencji Bretton Woods, która była głównym tematem wniosku. W nawiązaniu do propozycji budowy infrastruktury np. eurazjatyckiego mostu lądowego, stwierdził, że Komisja studiuje wiele projektów rozbudowy sieci transportowej, ale uważa, że "Komisja w żadnym wypadku nie powinna uczestniczyć finansowo w projektach budowy transportu związanego z handlem między Europą a Dalekim Wschodem".

Stanowisko Komisji nie było zaskoczeniem dla obserwatorów polityki Unii Europejskiej, której zapatrzenie w miraż cudu "nowej gospodarki" widać było niedawno na konferencji Unii w Lizbonie 23-24 marca br. Konferencja zdominowana była przez tandem Blair-Aznar i według tego drugiego udowodniła, że "liberalny wiatr" wieje przez Europę. Końcowy dokument konferencji zawiera szereg absurdalnych i niebezpiecznych propozycji oraz zakłada, że przewidywane 3% wzrostu gospodarczego w UE zostanie osiągnięte dzięki inwestycjom w Internet, ograniczeniu roli państwa w gospodarce i deregulacji rynku pracy. Pochwały dla wieku informatyki i "nowej gospodarki" wydają się w obliczu ostatniej masakry firm Internetowych na amerykańskich giełdach niewybrednym żartem. 
 
 
 

Finansowe trzęsienie ziemi

Po latach propagandy sukcesu przyznano w końcu, że król jest nagi. Na przełomie marca i kwietnia br. po długim okresie milczenia, Wall Street za pośrednictwem propagandy prasowej zaczęła przygotowywać społeczeństwo amerykańskie na wielki krach z zamiarem zrzucenia całej winy za problemy giełdy na administrację Clintona. W ten sposób chce zdyskredytować kandydującego na prezydenta demokratę Ala Gore`a i ulokować w Białym Domu kandydata Partii Republikańskiej, George`a Busha, licząc na to, że Bush junior zagwarantuje w momencie krachu interesy najbogatszych 20% społeczeńtwa kosztem reszty Amerykanów.

Z punktu widzenia pozostałych 80% społeczeństwa Stanów Zjednoczonych nie ma jednak różnicy między Bushem a Gorem, który jest równie blisko związany z największymi inwestorami na Wall Street (np. Georgem Sorosem) jak gubernator Teksasu. Prawdziwa kampania toczy się więc nie między Gorem a Bushem, lecz między reprezentowanym przez nich establishmentem a Lyndonem LaRouchem, jedynym kandydatem, który od lat uprzedzał przed krachem i opracował program odbudowy gospodarki.

To, że krach jest już rzeczywistością, nie ulega wątpliwości. Choć przewartościowane akcje firm Internetowych powodują jeszcze skoki na giełdzie, jednak gwałtowny spadek indeksu Nasdaq 3-4 marca br. był na pewno zimnym prysznicem dla wielu prywatnych inwestorów opanowanych przez gorączkę spekulacji. Cytowani przez prasę amerykańską eksperci stwierdzili, że spadek ten niewiele miał wspólnego 
z decyzją sądu w sprawie giganta Microsoft, który stracił jednego dnia 80 mld dolarów, gdyż inne firmy należące do tzw. "nowej gospodarki" (głównie firmy związane z usługami Internetowymi, programami 

komputerowymi etc) straciły aż 500 mld dolarów. "Katalizatorem był Microsoft, ale równie dobrze mogło nim być coś innego" powiedział cytowany przez "Wall Street Journal" Larry Wachtel z towarzystwa ubezpieczeniowego Prudential ; "Bo giełda po prostu wymyka się wszelkiej kontroli. Zyski na Nasdaq były pozbawione wszelkich proporcji względem rzeczywistości. Więc w końcu nadszedł dzień prawdy". 
Związany z "The Wall Street Journal" tygodnik finansowy "Barron`s" opublikował 23 marca streszczenie raportu na temat ponad 200 firm Internetowych, z których 25% ma problemy z gotówką i 

najprawdopodobniej nie przeżyje do końca tego roku. Zamieścił też komentarz ekonomisty firmy Morgan Stanley, Deana Wittera, który ostrzegł przed rosnącym zadłużeniem inwestorów amerykańskich. Obecne liberalne prawo pozwala na zaciągnięcie w domu maklerskim pożyczki pokrywającej 50% ceny zakupywanych akcji. Szacuje się, że w ciągu ostatnich 5 miesięcy dług ten wzrósł o 45% i stanowi oficjalnie 270 mld dolarów. Oznacza to, że ostatnie skoki na giełdzie finansowane są przez kredyty.

Szaleństwo inwestorów doprowadzł„o do tego, że jeden z największych domów maklerskich w USA, PaineWebber, wykupił 24 marca dwustronicowe ogłoszenie w "The Washington Post", w którym stwierdził, że w lutowym raporcie ostrzegł inwestorów przed manią spekulacji akcjami firm "nowej gospodarki". Podobne ogłoszenia zamieścił też 29 marca w "The Washington Post" i "The New York Times", gdzie ostrzegł jeszcze raz przed "niepokojącą manią wśród wielu inwestorów, ignorujących konieczne kroki ostrożności". 

Ofiarą spekulacji padł też jeden z największych funduszy asekuracyjnych świata, Tiger Fund. Jego właściciel, Julian Robertson, ogłosił, że likwiduje fundusz, którego aktywa spadły z 22 mld w sierpniu 1998 r. do 6 mld w bieżącym roku. "The New York Times" zażądał 24 marca rezygnacji Alana Greenspana, szefa Banku Rezerw Federalnych, gdyż pozwolił on Amerykanom "uzależnić się od balonu. Pieniądze z balonu ciągną do góry ceny nieruchomości. Sprzedaż samochodów żyje i umiera za pieniądze z balonu. Bez względu na jego obecne starania Greenspan nie jest w stanie wyzwolić Amerykanów z przyzwyczajenia do spekulacyjnego hazardu".

Tylko ktoś zupełnie naiwny liczy na to, że ludzie się po prostu opamiętają. Poza tym, to nie mali inwestorzy tak naprawdę stanowię największy problem, lecz establishment, który już 30 lat temu rozpoczął "kontrolowaną dezintegrację gospodarki światowej", o której mówili wtedy członkowie Komisji Trójlateralnej. Propozycja nowego Bretton Woods jest dla nich zadrą w oku, jednakże pogłębiający się kryzys uzmysławia nawet części elit politycznych, że twór Frankensteina - czyli globalny rynek spekulacyjny - wymyka się spod kontroli. W tej sytuacji inicjatywa Włochów stanowi pierwszy krok w odpowiednim kierunku. 
 
 

Anna Kaczor


Plan gospodarczy na czas po krachu 

czyli mit gospodarki informacyjnej


Następna faza destrukcji ekonomii Polski oraz ludzkiego i demograficznego potencjału przetrwania, jest w toku.
Wiele ludzi pyta: dlaczego nikt nam nic nie powiedział wcześniej, że wywłaszczenie przez wolnorynkowców jest znacznie bardziej rygorystyczne niż przez komunistów?

Dla przykładu, plany Unii Europejskiej co do polskiego rolnictwa zakładają redukcję gospodarstw rolnych z 2 milionów do 300 tysięcy. O takim wywłaszczeniu komuniści mogliby tylko marzyć, lecz nigdy nie byli w stanie przeprowadzić. Czy też weźmy jako przykład system opieki zdrowotnej, z masowym zamykaniem szpitali:, kto daje nowemu rządowi prawo zabierania lokalnym społecznościom szpitali, które zbudowano w przeszłości ciężką pracą? 

To oznacza wywłaszczenie, którego konsekwencją będzie coraz więcej niepotrzebnie umierających ludzi. Cały proces przyszłej prywatyzacji przemysłu, bankowości, infrastruktury itp. zdąża do jednego celu: usunięcia 80% społeczeństwa, które według praw globalizacji nie jest już dłużej potrzebne - jak w przypadku rolników, gdzie dokładnie 80% gospodarstw rolnych ma być przeniesione? Nie istnieją plany, co tych 1.7 milionów rolników mogłoby robić - po prostu określono ich mianem bezużytecznych zjadaczy chleba.

Należy patrzeć na te niebezpieczne przekształcenia w ramach globalnej sytuacji. Polska i Europa jako całość podąża w kierunku obecnego modelu amerykańskiego, z tą tylko różnicą, że USA jest supermocarstwem i jest w stanie plądrować inne państwa. Lecz również i tam [w USA] widać jest, że model post-przemysłowy czy tzw. nowa gospodarka oparta na spekulacji i okradaniu załamuje się, a propaganda środków masowego przekazu ostatnich 10 lat o nieprzerwanym ekonomicznym wzroście jest oszustwem. Przyjrzyjmy się strukturze tego kłamstwa z dwóch płaszczyzn:

1. Postępujący proces krachu finansowego i pogorszenie standardu życia większości Amerykanów.
2. Na bardziej głębokiej płaszczyźnie: jakie są aksjomatyczne wady "nowej gospodarki informacyjnej" i jak można je uleczyć wprowadzając zasady ekonomii fizycznej. 
 
 

Fikcja ekonomicznego wzrostu w USA 

Zacytujmy brytyjską prasę z początku bieżącego roku. W tygodniku "Economist" z 24 stycznia głównym tematem było dwóch największych na świecie dłużników, USA i Japonia. W Japonii publiczne zadłużenie wynosi 128% wartości PKB, produktu narodowego brutto, natomiast prywatne zadłużenie w USA osiągnęło poziom 132% wartości PKB! Inna gazeta londyńska, "The Guardian" zapytała w wydaniu z 17 stycznia, czy krach na amerykańskiej giełdzie papierów wartościowych może nastąpić przed listopadowymi wyborami prezydenckimi. Od połowy lutego wszystkie europejskie autorytety jak szef Centralnego Banku Niemiec i Szwajcarii, ostrzegają przed grożącym krachem na światowych giełdach, szczególnie przed pęknięciem tzw. Internetowego balonu.

Co prawda, od października 1998, przewodniczący Federalnego Banku Rezerw USA Alan Greenspan, aby zapobiec załamaniu się globalnego systemu finansowego, wykreował największą w obecnej historii inflację na rynku papierów wartościowych. Ważnymi elementami w tym inflacyjnym wzroście giełdowym są akcje takich kompanii internetowych jak AOL [America On Line], Yahoo, e-bay itp. Podczas gdy firmy te uzyskały relatywnie mały zysk a nawet straty w 1999 r., wartość ich akcji wzrosła od 500 do 50 000%! Przewartościowanie to wynosi minimum 60 razy.
Zatem ludzie są przestraszeni tym, że Internetowy balon może pęknąć wkrótce i pogrążyć cały system finansowy. W pewnym sensie ten Internetowy balon jest ostatnim stadium trwającej dezintegracji światowego systemu fianasowego, która zaczęła się od krachu 

giełdowego w 1987 r. W ostatnich 13 latach, które są latami tzw. wielkiego wzrostu gospodarczego w USA, odpowiedzią na każdy kryzys finansowy było pompowanie więcej płynnych środków w obecnie już zbankrutowany system i kreacja całego rodzaju spekulacyjnych instrumentów, od rynku derywatów aż po nową ekonomię. W pierwszych miesiącach bieżącego roku amerykański balon spekulacyjny rzeczywiście zaczął się kurczyć, lecz pomimo tego, histeria, która opanowała społeczeństwo w Niemczech i innych krajach Europy, aby pójść za przykładem USA i stać się bogatym jak najszybciej, przemieniła się w orgię giełdową, jakiej nigdy wcześniej nie widziano. Każdy bankier w Niemczech przestrzega, że wkrótce balon pęknie. Lecz ludzie wciąż wierzą otępiale w znakomity wzrost gospodarczy USA.

Prawda jest taka, że niepohamowana spekulacja doprowadziła do niewiarygodnego wzrostu dochodu dla 20% społeczeństwa, pozostała część, 80% to przegrani. Tak więc mowa o wzroście gospodarczym jest czystą hipokryzją. Przyjrzyjmy się różnicy dochodów amerykańskiego społeczeństwa w ostatnich dwóch dekadach - za podstawę naszych rozważań przyjmiemy raport opracowany przez Richarda Freemana z tygodnika EIR z dnia 12-02-2000.

Oto wzrost dochodu w okresie 1977 - 1999: dla grupy o wysokich dochodach, 20% społeczeństwa, roczny dochód wzrósł z 94.300$ do 132.000$. (wartości stałe z 1995 ) Znacznie większy wzrost dochodu został odnotowany dla 1% społeczeństwa, które więcej aniżeli podwoiło dochód z 214.000$ do 471.000$, wzrost o 120%. Natomiast sytuacja dla grupy o niskich dochodach przedstawia się całkiem inaczej: 20% z najmniej zarabiających odnotowało SPADEK dochodów o 16%, średnia roczna pensja przed opodatkowaniem spadła z 10.000$ do 8.400$!

Druga grupa nisko zarabiających straciła na swych dochodach 10%, i teraz otrzymuje 21.200$ zamiast 23.700$ rocznie na rodzinę. Podkreślić należy, że niemożliwym jest utrzymanie czteroosobowej rodziny przy rocznym dochodzie 21.000$, a grupa najniżej zarabiających, czyli 8.400$ na rok, skazana jest na głodowanie. Zatem ludzie pracują na dwa, trzy etaty, aby starczyło na życie. Niestety nie ma statystycznego modelu ukazującego załamanie edukacji i ochrony zdrowia w rezultacie spadku dochodów.

Poziom ubóstwa społeczeństwa jest pomiędzy 21.5% a 37% społeczeństwa, w zależności od definicji, gdzie linia ubóstwa została przeciągnięta. Głównym punktem są tutaj liczby reprezentujące fundamentalny problem nowej gospodarki: w 1995 r. 41% dochodów uzyskiwane było z produktywnej pracy, a tylko 10% wynagrodzeń pochodziło ze wzrostu kapitału. Te liczby jednak uległy całkowitej zmianie i w 1999 tylko 18.5% dochodów pochodziło ze źródeł produktywnych, natomiast 21.3% ze spekulacji kapitałem. 

Potrzebna jest drastyczna zmiana obejmująca całą politykę ekonomiczną, odejście od globalizacji i fascynacji nową technologią informacyjną. Pierwszy krok, jaki należy przedsięwziąć, jest niezmiernie prosty: należy przeorganizować globalny system finansowy zgodnie z 11 rozdziałem prawa o upadłości. (Szczegóły zostały przedłożone w towarzyszącej rezolucji włoskiego senatora, proponującego nowy system Bretton Woods.) 

Fundamentalnym zadaniem jest reorientacja polityki ekonomicznej w kierunku produkcji powodującej wzrost przemysłowy i porzucenie szalbierskiego wieku informacji czy post-przemysłowej polityki. Powyższe rozważania ukazują nam, dlaczego nauka ekonomii fizycznej, która została sformułowana przez Lyndona LaRouche`a, jest jedynym remedium w obecnej zagmatwanej sytuacji.
 
 

Finansowa spekulacja a post-przemysłowe społeczeństwo

Poniższa część tego raportu oparta została na nowych opracowaniach EIR [Executive Intelligence Review] i opublikowana w języku niemieckim pod tytułem "Mit Ekonomii Informacyjnej i Globalny Kryzys Finansowy". 
To, co dziś jest wywyższane jako nowa gospodarka lub gospodarka informacji, znane było w latach 1960-tych jako teoria o "społeczeństwie post-przemysłowym". Główną jej ideą jest przekonanie, że produkcja fizycznych dóbr nie jest głównym źródłem dobrobytu, lecz tylko niewielkim podsektorem gospodarki.

W oczach oligarchii finansowej marnotrawstwem kapitału jest umieszczenie pieniędzy w długo terminowym cyklu inwestycji typowym dla przemysłowych i infrastrukturalnych inwestycji. Uważają oni, że w społeczeństwie przemysłowym kolosalne sumy kapitału używane są do podtrzymywania intensywnej w energię machiny o przemysłowej kubaturze, co ocenianie jest jako "marnotrawstwo kapitału", ponieważ czas i skala zwrotów z inwestycji jest ograniczona poprzez fizyczny proces produkcji realnych dóbr. Dlatego też post-przemysłowa ideologia twierdzi: "Nie potrzebujemy większości tych marnotrawnych przedsięwzięć. Jeśli obetniemy zatrudnienie do absolutnego minimum, i umieścimy jak najwięcej osób w intensywnych usługach, to zapotrzebowanie na energię, materiały, sprzęt, infrastrukturę itp. na głowę mieszkańca ulegnie dramatycznej redukcji!

W ten oto sposób zastaje uwolniony niezmiernie wysoki przepływ kapitału, który był wcześniej zamrożony w długim cyklu inwestycji społeczeństwa przemysłowego." [cytat z EIR]
Jak to się sprawdza w praktyce? Porównajmy produkcję samochodu z produkcją programu komputerowego. Aby rozwinąć i przetestować samochód, wymagani są inżynierowie, technicy, warsztaty maszynowe, itd.

Jeśli nawet jeden model auta jest opracowany do produkcji, dalsza produkcja pojedynczego pojazdu na sprzedaż wymaga znacznych ilości nie przetworzonych i półprzetworzonych surowców, energii i pracy. Wielkość rachunku za materiały i robociznę silnie ogranicza wysokość zysku, jaki może być zrealizowany w tego typu przemyśle.

Raport EIR mówi: "Zwróćmy uwagę na program komputerowy, który jest produkowany przez garstkę "Yuppies" siedzących w biurze, którzy potrzebują tylko krzesło, biurko, komputer, papier i długopis. Kiedy nowy program jest opracowany, to można go powielać bez końca, przy znikomym zużyciu energii i materiałów. Używając Internetowy marketing, by dostarczyć klientom program, masowa dystrybucja produktu kosztuje prawie nic, kiedy już program zostanie napisany - czysty zysk!! Dlatego też wysokość zysku waha się pomiędzy 50, 100 a nawet i 200% w tzw. 

nowej gospodarce. Zyski te, używane są do budowy niesamowicie wielkiego balonu spekulacyjnego. W tym samym czasie siła robocza przesunięta zostaje z produktywnego sektora zatrudnienia do wszystkich innych nieprodukcyjnych form zatrudnienia w usługach finansowych, jak multimedia, rozrywka, bankowość i ubezpieczenia, produkcja dóbr konsumpcyjnych itd. Cała ta gra na giełdzie trwać będzie dopóki, dopóty znajdują się nowi "gracze" czy klienci.

Tymczasem straty w zdolnościach produkcyjnych, w edukacji, w umysłowych zdolnościach społeczeństwa do tworzenia nowych technologii itp. zostają ukryte za powierzchownym rosnącym wirtualnym światem cybernetyki. Natomiast ideologiczni rzecznicy nowej gospodarki mówią nam, że w dziedzinie tej istnieje nieograniczony potencjał wzrostu dzięki połączonym możliwościom komórkowej telekomunikacji, handlu w Internecie, bankowości, internetowej rozrywce itd. itp.

Lecz zapytajmy samych siebie, jaki jest rzeczywiście rodzaj proponowanego wzrostu? Czy rzeczywiście podniesiemy nasz standard życia, robiąc zakupy przez Internet zamiast w sklepie? Ilość pieniędzy, jaką mamy na wydatki jest ta sama, nie zwiększy to ilości jak i jakości produktów na sprzedaż. Czy rzeczywiście polepszymy życie emerytów poprzez usługi bankowe przez Internet? Czy uzyskujemy lepszą opiekę zdrowotną lub bardziej efektywne maszyny czy też żywność i wodę dla ludzi umierających w Afryce, jeśli znacznie łatwiej możemy z nimi rozmawiać przez nasz telefon komórkowy?

W Niemczech kolej usprawniła usługi umożliwiając rezerwację biletów przez Internet, nawet z możliwością drukowania własnych biletów! Lecz co z tego, kiedy pociągi są w złym stanie technicznym , źle konserwowane i większość z nich jest opóćniona - ponad 25% kolei będzie stać bezczynnie w nadchodzącym roku ( taki sam proces eliminacji transportu jak w Polsce). Wszystkie te "wirtualne" aktywności w Internecie nie rozwiążą problemu braku dostępu do energii, surowców naturalnych,

żywności i wody, który musimy rozwiązać, jeśli chcemy osiągnąć wzrost ilości i jakości produkowanych dóbr, co jest niezbędne dla ustanowienia sprawiedliwego ładu gospodarczego dla 6 miliardów ludzi, lub więcej, na tej planecie, dla zapewnienia im kulturowego i materialnego standardu życia, jaki był w Europie Zachodniej w latach 1980-tych. Być może jest to klucz do zrozumienia fanatyzmu apologetów "nowej gospodarki": może ich celem jest całkowite zamknięcie wszystkich możliwości do przeżycia dla większości społeczeństwa w świecie?!
 
 
 

Post-przemysłowe społeczeństwo i neomaltuzjanizm

Przypomnijmy kampanię Klubu Rzymskiego w latach 70., kiedy ministrem spraw zagranicznych USA był Henry Kissinger, lub konferencję ONZ w Kairze w 1994 r.: głównym tematem w obydwu przypadkach była drakońska redukcja poziomu zaludnienia na świecie do 2 miliardów ludzi - innymi słowy była to neo-maltuzjańska kampania pozbycia się "bezużytecznych zjadaczy chleba", co dokładniej powinno być nazwane ludobójstwem. W łagodniejszej i bardziej zakrytej formie ta sama ideologia jest promowana przez ideologów "nowej gospodarki". 

Ich argumentem jest to, że możemy pozwolić sobie na taki sam poziom produkcji jak poprzednio przy zatrudnieniu jedynie 30% lub 20% siły roboczej, co oznacza, iż pozostałe 80% społeczeństwa określone jest jako "bezużytecznych zjadaczy chleba". Te pseudonaukowe podstawy używane do wysuwania powyższych wniosków, wywodzą się z "ekonomii informacyjnej", zwanej też inaczej "ekonomią wiedzy", która w większości oparta jest na teorii, że w całym procesie produkcyjnym człowiek może być zastąpiony przez "sztuczną inteligencję". 

Główny ideolog brytyjskiej oligarchii, doradca Maggie Thatcher, Lord Rees-Mogg, uważa w swej książce pt. "Krew na ulicach" ("Blood on the Streets"), że w wieku informacji wystarcza, jeśli tylko 5% społeczeństwa otrzyma uniwersalne, dobre wykształcenie, natomiast pozostałe 95% może być traktowane jako roboty albo niewolnicy z prostym mechanicznym przygotowaniem do pracy, bez specjalnego wykształcenia! Oto cała idea finansowej oligarchii, sprowadza się do jednego punktu:

wraz z globalizacją siła niepodległych państw jest "wygaszona" i globalnie operujące banki i kompanie zachowują się de facto tak samo jak feudalni magnaci nowych czasów, rządząc niewolnikami w XXI wieku, których "prawa" jako "człowieka" zostały zredukowane, w wyniku braku wykształcenia, opieki zdrowotnej, dobrych warunków mieszkaniowych, wyżywienia itp. kompensowanych "nowym lekarstwem" wieku informacji jak gry komputerowe itp.

Nie wystarczy tylko czuć się moralnie oburzonym na tę rzeczywistość, chociaż jest to pierwszy krok do walki z nową formą totalitaryzmu i feudalizmu. Aby odnieść sukces w tej walce, musimy naukowo udowodnić, że epistemologiczne podstawy społeczeństwa informacyjnego są aksjomatycznie błędne. Odpowiedź na ten problem wypełniłaby kartki wielu książek, lecz musimy ograniczyć nasze argumenty do paru punktów, które powinny wystarczyć do rozpoczęcia dyskusji na temat fundamentów zakresu ekonomii jako nauki. 
 
 
 

Aksjomatyczne fiasko

Cała koncepcja gospodarki opartej na informacji zawarta jest w z gruntu fałszywym założeniu, że: 

1. Komputer może całkowicie zastąpić pracę ludzką; 
2. Bardziej zaawansowany komputer może posiadać zdolność do myślenia, a dzięki temu stać się równym partnerem dla umysłu ludzkiego. Zanim obalimy ten argument z pozycji podstawy moralnej, gdyż człowiek posiada też uczucia i potencjał twórczy, powinniśmy spojrzeć na tę kwestię bez emocji, z punktu widzenia ekonomisty, który chce podnieść produktywność i wydajność gospodarki jako całości. Czy powszechnie wprowadzone technologie komputerowe w procesach produkcyjnych, np. w USA, rzeczywiście przyczyniły się do wzrostu produktywności?

Odpowiedź jest nie zawsze. W niedawnych badaniach MIT i innych instytutów, "odkryto", że w przemyśle narzędzi mechanicznych i związanych z nim gałęzi produktywność spadła o 40% i więcej! Ogólnie w amerykańskiej gospodarce wzrost produktywności wynosił jedynie połowę poziomu osiągniętego w okresie przed masową komputeryzacją. Co może być powodem takich rezultatów?
Czy mówi to nam coś o różnicy pomiędzy komputerem a umysłem ludzkim?

Wciąż występuje wielkie złudzenie w kierownictwie wielkich przedsiębiorstw, że wydajność może być podniesiona przez "elastyczną produkcję", jak np. wzrastającą standaryzacją i wymienność komponentów i części. Stojąca za tym koncepcja zakłada, że przez połączenie numerycznie kontrolowanych obrabiarek w grupy modułowe kontrolowane przez komputer określający architekturę hierarchii, tzw. problem onarzędziowania może być zredukowany do prostego problemu programu komputerowego. Raport "EIR" stwierdza: "Chociaż oparte na komputeryzacji "płynne procesy produkcyjne" są pożyteczne, nie są jednak zdolne do rozwiązania problemów powstających w momencie 

wprowadzania innowacji technologicznych. Starania, by zaprogramować "architekturę" produkcji metodami komputeryzacji stają się coraz częściej barierą na drodze do postępu technologicznego! Dlaczego? W kilku słowach można powiedzieć, że prawdziwe odkrycie naukowe obejmuje z definicji zademonstrowanie nowej zasady fizycznej, której nie można zredukować czy wydedukować z pomocą logicznych formalnych procedur z istniejących już uznanych zasad fizycznych. Wynika stąd, że żaden oparty na komputerze proces nie jest w stanie zintegrować nowej zasady fizycznej z procesem produkcji. Nowa zasada oznacza nową ideę, którą może pojąć jedynie umysł ludzki, nie zaś komputer". Przykładem jest 

wprowadzenie technologii laserowej w przemyśle obrabiarkowym.
Początkowe podejście do lasera jako prostego substytutu tradycyjnych narzędzi do cięcia uznano szybko za błąd, gdyż stwierdzono, że wykorzystanie lasera oznacza fundamentalnie inne fizyczne oddziaływanie na metale, co wymagało nowych typów instrumentacji, kontroli systemu i metod diagnozy. Jedynie myślący twórczo inżynier czy technik jest w stanie podołać takiemu wyzwaniu na drodze eksperymentów, improwizacji i opanowania nowej koncepcji produkcji.

Jakie są głębsze wnioski wynikające z tej obserwacji na temat funkcji ludzkiego umysłu w procesie produkcyjnym? Spójrzmy na nią z wydawałoby się czysto "technicznego" czy empirycznego punktu widzenia. Aby odpowiedzieć na pytanie dotyczące możliwości długotrwałego przetrwania rodzaju ludzkiego ; co jest jedynym celem działalności gospodarczej ludzi ; musimy zacząć od przyjrzenia się ludzkości jako całości. Zastanówmy się nad następującą kwestią: w ciągu ostatnich 100

tys. lat rodzaj ludzki osiągnął ogromny wzrost z 5-10 ml osobników do dzisiejszych 6 mld ludzi i potencjale, by utrzymać przy życiu rosnącą liczbę przedstawicieli naszego gatunku. Jak taki wzrost był możliwy? Wróćmy do poziomu "lokalnego": jeśli przeanalizujemy zmiany, które pozwoliły na ten fundamentalny proces wzrostu, to okaże się, że nie tylko rośnie zagęszczenie ludności na jedną jednostkę miary, np. kilometr kwadratowy, lecz rośnie również standard życia, przynajmniej potencjalnie jest on możliwy do uzyskania we wszystkich rejonach świata.

Polepszyła się dieta, transport, mieszkalnictwo, większość ludzi ma dostęp do wody pitnej, służby zdrowia, oświaty, w produkcji zaś wykorzystuje nowoczesne maszyny. Jeśli przeliczymy wszystkie te czynniki na ekwiwalent energii, okaże się, że wzrostowi zagęszczenia ludnoúci na kilometr kwadratowy towarzyszył wzrost natężenia energii w przeliczeniu na kilometr kwadratowy danej powierzchni. Lub inaczej: wzrost zagęszczenia ludności możliwy był dzięki wzrostowi natężenia energii.

Pojęcie zwiększenia natężenia energii jest oparte na empirycznych dowodach dostępnych nam dzięki studiom nad ostatnimi 2 ml lat naszej egzystencji. Jednakże Klub Rzymski twierdził w swoim czasie, że nadszedł kres okresu wzrostu w historii ludzkości i dalszy wzrost natężenia energii doprowadzi do załamania się cywilizacji, nie zaś zwiększenia potencjału naszego przetrwania i rozwoju, a to dlatego, że kontynuowanie tego "wzrostu" doprowadzi rzekomo do zużycia surowców naturalnych i zasobów energetycznych w ciągu zaledwie 20 lat.

Jak można udowodnić, że ten argument nie ma sensu? Czy na podstawie dowodów empirycznych z przeszłości? Dowody empiryczne nigdy nie są wystarczające, gdyż nikt nie może zagwarantować kontynuacji przeszłości w przyszłość. Wspomniany wcześniej przykład zastosowania technologii laserowej pokazuje empirycznie, że wzrost natężenia energii (który jest główną zasadą działania lasera), zależy od wykorzystania twórczych sił ludzkiego umysłu.

Po pierwsze, ponieważ nowe technologie są zawsze rezultatem następujących po sobie rewolucji naukowych , spowodowanych przez kreatywny akt jednej lub kilku osób. Wykorzystanie pługa zwiększyło wielokrotnie potencjalne zagęszczenie ludności, wynalezienie silnika parowego, a później elektryczności zwiększyło ten potencjał w jeszcze większym stopniu. Ale wszystkie te techniczne polepszenia były rezultatem trwającej dziesięciolecia i stulecia walki toczonej przez pokolenia naukowców w celu znalezienia eksperymentalnych dowodów dla ich nowych przełomowych hipotez; walki o charakterze kulturowym o zagwarantowanie dostępu do tych technologii wszystkim ludziom.
 
 
 

Sztuka i gospodarka

Zadaniem naszym powinno być bliższe zidentyfikowanie twórczych zdolności umysłu. Pojawia się wtedy pytanie, czy taka zdolność pojawia się zupełnie arbitralnie, czy też jesteśmy w stanie świadomie ją pobudzić i wykorzystać. Jedynie takie podstawowe dociekania są w stanie ostatecznie podważyć teorie Klubu Rzymskiego.

Nieprzerwana egzystencja rodzaju ludzkiego była możliwa jedynie dzięki temu, iż ludzki umysł ma zdolność, by się zmienić! Zdolności komputera są ograniczone przez stałe aksjomaty dedukcyjnej logiki stanowiące podstawę operacyjną komputera. Natomiast ludzki umysł charakteryzuje się tym, że jest w stanie sam zmieniać swoje dotychczasowe aksjomaty. Czy możemy to udowodnić! 

Zmiany takie widać szczególnie w obszarze sztuki, w wielkich dziełach artystycznych. Przełom w rzeźbiarstwie w starożytnej Grecji, polegający na wprowadzeniu idei ruchu, "ruchu w kamieniu", zmienił rzeźbę na wiele stuleci; rewolucja w malarstwie, dzięki odkryciu zasad perspektywy, spowodowała wielki przełom widoczny przy porównaniu malarstwa średniowiecznego z malarstwem okresu renesansu, szczególnie takich twórców jak Giotto, Leonardo da Vinci, Raffael. Rewolucja w kompozycji muzyki klasycznej w XVIII w., polegająca na wprowadzeniu zasady tzw. Motivfurung, stała się podłożem najwspanialszych utworów Bacha, Haydna, Mozarta i Beethovena. Przykłady można mnożyć.
 

Praksyteles, Hermes z ma„ym Dionizosem
Praksyteles, Hermes z ma„ym Dionizosem

Wspólna cecha charakteryzująca te rewolucje estetyczne polega na rozwiązaniu paradoksu, tzn. w przypadku rzeźby, obiekt stały ma oddać ruch; malarstwo na płaszczyünie ma oddać trójwymiarową przestrzeń; muzyka rozwija się w czasie, ale i przekazuje idee, choć nie ma "języka". Aby rozwiązać te paradoksy twórca musi dokonać rewolucji w swoim własnym umyśle. Musi rozwinąć nowy "język", by móc stanąć w obliczu paradoksu i go rozwiązać; nową ideę, wyrażoną jako metaforę czegoś, co do tej pory nie zostało jeszcze wyrażone. Dopiero wtedy może zacząć rozwiązywać problemy techniczne związane z jego odkryciem.

Podobny proces zachodzi w umyśle naukowca. Często dopiero po latach zmagania się z jakimś nowym problemem nagle, czasem w dziwnych okolicznościach, dokonuje odkrycia. Nie jest to cud, lecz wyraz szczególnej cechy umysłu ludzkiego zdolnego do pokonania granic czystej dedukcyjnej logiki i do "skoku" w nowy zespół aksjomatów, przewyższający poprzedni zespół. Cecha ta musi być kształtowana i ciągle podtrzymywana w atmosferze kultury, odzwierciedlającej doświadczenia tego twórczego potencjału. 

Wkład Lyndona LaRouche`a do nauki o ekonomii fizycznej polega na odkryciu stosunku między tempem wzrostu zagęszczenia ludności a natężeniem energii. Od samego początku swej pracy nie postrzegał on tej kwestii jako sprawy czysto technicznego równania, lecz jako funkcję kultury. Wykazał, że klasyczna kultura i sztuka są konieczne dla przetrwania rodzaju ludzkiego, gdyż dalsze zwiększenie natężenia energii na jednostkę powierzchni zależy od ukształtowania zdolności twórczych człowieka, stanowiących nasienie przyszłych rewolucji naukowych i technologicznych.
 
 
 

Moralność i gospodarka

Wróćmy do kwestii wad gospodarki opartej na informacji: 
Następny argument ideologa czystego post-przemysłowego wieku może brzmieć w następujący sposób: "Z pewnością możemy zgodzić się, że czasem pojawiają się geniusze, ale to są wyjątki od reguły. Większość społeczeństwa nie wykazuje żadnych oznak geniuszu. Tak więc bardziej można oczekiwać od ludzi złych intencji i głupoty niż przejawów twórczości. Stąd potrzeba redukcji populacji ludzkiej jest uzasadniona."

Wielką korzyścią dla ludzkości wynikającą z chrześcijaństwa był przekonywujący "dowód" ze strony pierwszych Apostołów na to, że każdy człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga!
Ta wolność umysłu i siła bycia naśladowcą Boga dzięki rozwinięciu własnych możliwości twórczych, są dane każdej jednostce ludzkiej na Ziemi. Jak Apostołowie wykazali tę prawdÍę Poprzez pokazanie siły miłości, po grecku agape, najlepiej wyrażonej w listach do Koryntian [1 Kor 13,1-13 Hymn o miłości] przez św. Pawła. 

Co ma to wspólnego z naszym tematem? Prawdziwa miłość do rodzaju ludzkiego i doświadczenie własnej siły twórczej stały się możliwe dla potencjalnego człowieka w wieku przemysłowym. Ponieważ z jednej strony mamy dziś odpowiednie środki techniczne, aby zaopatrzyć wszystkich ludzi na świecie w wystarczające ilości źywności, wody, oświatę opiekę lekarskś itp. Nikt nie powinien cierpieć z powodu ubóstwa i głodu, a jeśli się tak dzieje, to tylko z powodów politycznych. 

Dlatego pilnym zadaniem jest wdrożenie polityki "miłości do bliźniego" poprzez zagwarantowanie wszystkim dostępu do nowoczesnej technologii i nauki. Po drugie, proces produkcyjny we wszystkich gałęziach przemysłu, wymaga wysokiego poziomu zaangażowania wśród pracowników, techników itd. Muszą oni przewidzieć zmiany w zachowaniu materiału, muszą być przygotowani na interwencję z nieoczekiwanym, twórczym rozwiązaniem lub użyć te rozwiązania w procesie wprowadzania nowych technologii.
Dlatego też postęp technologiczny wymagany jest nie tylko ze względu czysto fizycznych, lecz i psychologicznych, jak wykazano to w studiach przeprowadzonych przez EIR: 

"Zajęcie ograniczone do pracy manualnej lub mechanicznej, powtarzającej się aktywności jak w niewolniczym społeczeństwie, właściwie wcale nie przyczynia się do rozwoju intelektualnego człowieka. Jednakże rozwój społeczeństwa uprzemysłowionego przywiązującego wagę do postępu technologicznego, sprawiło, że proces pracy staje się głównym stymulatorem i ćwiczeniem twórczych sił intelektualnych społeczeństwa.
W społeczeństwie uprzemysłowionym zaangażowanym w szeroko pojęty postęp technologiczny praca zwiększa obszar wymagający "rozwiązywania problemów", poszerza proces generowania, asymilowania i stosowania nowych odkryć naukowych. W ten sposób społeczeństwo uprzemysłowione staje się w coraz większym stopniu wielkim laboratorium naukowym, testującym i rozwijającym ludzką wiedzę na temat praw natury".

Chociaż "mechaniczna powtarzająca się praca" może wydawać się czymś charakterystycznym dla społeczeństwa uprzemysłowionego, wyrażona powyżej zasada staje się nawet bardziej dominujśca przy przyspieszeniu wdrażania energointensywnych form produkcji, np. laserów, energii jądrowej, technologii badań kosmicznych, magnetycznej lewitacji. Można powiedzieć, że społeczeństwo skoncentrowane na produkcji poświęca również dużo czasu rozwiązywaniu problemów.

Ważne jest, by istniał zauważalny związek między pracą umysłową a fizyczną rzeczywistością, wyrażony w pytaniu, jak zachować obecny poziom cywilizacji i posunąć się dalej naprzód. W raporcie "EIR" zawarte są następujące ważne słowa: "nie da się zachować sił intelektualnych społeczeństwa, jeśli nie są one ciągle poddawane ćwiczeniom i próbom w zderzeniu z rzeczywistością. Społeczeństwo, które odrzuca postęp naukowy i technologiczny, i odmawia przyjęcia wyzwania polegającego na zwiększaniu dominium człowieka nad naturą, jest skazane na zagładę w morzu szaleństwa. To właśnie widzimy dzisiaj w Stanach Zjednoczonych i w Europie".

Kiedy opadnie kurz po krachu finansowym, ludzie będą zmuszeni odkryć w sobie te cechy, które czynią z nas ludzi, cechy umożliwiające nam określenie naszego szczęścia jako zdolności do zbliżania się do perfekcji poprzez wypełnienie naszego celu, poprzez: "odkrycie praw natury, służenie Bogu poprzez zwiększanie naszej wiedzy, naszych zdolności", jak to wyraził Gottfried Leibniz.
 
 

Frank Hahn


Refleksje na temat "Ostatniej Wieczerzy"

Leonarda da Vinci


Leonardo da Vinci (1452-1519) jest niewątpliwie jednym z wielkich artystów i naukowców, którzy stworzyli podwaliny renesansu europejskiego. Należał on do kręgu włoskich myślicieli skupionych wokół postaci kardynała Mikołaja z Kuzy (1401-1467), autora przełomowych dzieł filozoficznych i organizatora soboru we Florencji (1438-39), którego postanowienia ukształtowały debatę filozoficzną XV w.

Sobór ten zakończył się ekumenicznym porozumieniem co do zasady Filioque zawartej w nicejskim kredo. Według tej zasady Duch Święty emanuje zarówno z Ojca, jak i z Syna, który jest Bogiem i zarazem człowiekiem, co pozwala twierdzić, że każdy człowiek, stworzony na podobieństwo Boga (imago Dei), posiada w sobie iskrę bożą i jest zdolny do rozumowania oraz do emocji związanych z agape, czyli chrześcijańską miłością.

W pracy "Concordantia Catholica" (1433) Kuzańczyk tłumaczy koncepcję utworzenia suwerennego państwa narodowego opartego na prawie naturalnym. Rozwija ideę, według której rządzić krajem można jedynie za zgodą rządzonych, w ten sposób podkreślając fakt, że wszyscy ludzie są stworzeni równi i mają niepodważalne prawa, gdyż stworzeni są na podobieństwo Boga, a więc obdarzeni twórczym rozumem (capax Dei).

W utworze "De Docta Ignorantia" Kuza wyjaśnia teorię, która stała się podstawą oświaty humanistycznej w okresie renesansu oraz nowożytnej nauki. Wiedza, według Kuzy, nie oznacza dedukcyjnego wyuczania na pamięć, ale wynika z czynnego odkrywania przez ludzki umysł zasad fizycznych. Człowiek jest jedynym stworzeniem zdolnym do świadomego rozwoju swego potencjału poznawczego, zauważa Kuza. Każdy nowy akt poznania, każde nowe odkrycie jest rezultatem suwerennego aktu umysłu ludzkiego. Ludzkość jest w stanie czynić postęp w stopniu, w jakim jest w stanie przekazywać, asymilować i generować nową wiedzę, jako akumulację nowych odkryć zasad fizycznych. "Im mądrzejszy człowiek się staje, tym bardziej zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele nie wie", napisał Kuza w "De Docta Ignorantia".

Odnaleźć można wiele podobieństw w myśleniu Kuzy i Leonarda da Vinci, który nie tylko był wspaniałym malarzem, ale też czołowym naukowcem i wynalazcą. Dla da Vinci obraz  "jest próbą zrozumienia Stwórcy tak wielu wspaniałych rzeczy i wyrażenia dla niego miłości". (Traktat o malarstwie). Leonardo poświęcał wiele czasu zgłębianiu praw natury. Studiując ludzkie oko, powiedział, że cały úwiat zorganizowany jest zgodnie z zasadą najmniejszego działania. "O, wspaniała, o, zdumiewająca Konieczności, prawem zniewalasz każdy efekt tak, by wynikał z przyczyny, za sprawą najkrótszej drogi". (Codex Altanticus)

Da Vinci poświęcił tysiące notatek i skeczy projektom zaawansowanych eksperymentów w dziedzinie optyki, hydrodynamiki, aerodynamiki, akustyki i mechaniki. W centrum studiów włoskiego twórcy była zawsze kwestia organizacji społeczeństwa w sposób umożliwiający promowanie wspólnego dobra. W badaniach naukowych koncentrował się na zwiększeniu wydajności ludzkiej pracy i sposobach zamiany energii w pracę. Zaprojektował on wiele nowych maszyn, np. wiatraki, tłoki parowe do podnoszenia ciężarów, obrabiarki, koparki do kopania kanałów itp.
Wspólnie z Niccolo Machiavelli od 1502 r. Leonardo da Vinci pracuje nad szeregiem wielkich projektów, które uważał za silniki rozwoju dla społeczeństwa. Projekty te obejmowały zmianę kierunku rzek, budowę fortyfikacji w oparciu o najnowocześniejsze zasady obronne, 

projektowanie miast (Imola) oraz konstrukcję tam w celu kontrolowania powodzi. Jednym z najpoważniejszych projektów był plan skierowania rzeki Arno przez Florencję do Morza Śródziemnego, by w ten sposób umożliwić transport rzeczny, zapobiec powodzi, wykorzystać energię wodną dla przemysłu wzdłuż rzeki oraz umożliwić irygację obszarów rolnych dzięki nowemu kanałowi. Pomysł regulowania rzek w celu ich wykorzystania dla handlu i przemysłu zmobilizował da Vinci do studiowania fal wodnych i wirów w celu lepszego zrozumienia praw fizycznych. Prowadził też podobne studia nad cechami powietrza, dźwięku i światła.
 
 

Ostatnia Wieczerza

"Dobry malarz musi potrafić namalować dwie podstawowe rzeczy, człowieka i intencje człowieczej duszy. Pierwsze zadanie jest łatwe, drugie o wiele trudniejsze, gdyż musi być wyrażone przez odpowiednie gesty i ruch ciała". (Traktat o malarstwie) 

Jednym z najsławniejszych obrazów da Vinci jest "Ostatnia wieczerza", fresk o wymiarach 4,60 m na 8,70m namalowany na ścianie refektarza zakonu dominikanów w Santa Maria della Grazie w Mediolanie. W 1999 r. po dwudziestu latach ukończono prace restauracyjne nad freskiem. Nowe jaskrawe barwy dają odwiedzającym refektarz lepsze zrozumienie obrazu. Zauważyć można kilka różnych jego poziomów. 

Sam obraz jest jak paradoks. Wykorzystuje iluzję perspektywy, która sprawia wrażenie, że fresk jest kontynuacją rzeczywistej przestrzeni refektarza. Wydaje się, że naturalne świat„o refektarza i światło wpadające przez okno z lewa odbijają się w obrazie. Jeśli osoba patrząca na obraz wyobrazi sobie, że stoi nieco wyżej (przesuwając się na koniec pokoju), na tym samym poziomie, co Chrystus, iluzja perspektywy sprawia, że przestrzeń refektarza wydaje się ciągnąć w głębi fresku. Leonardo skomponował cały obraz tak, by osoba na niego patrząca identyfikowała się z jego centralną postacią, czyli z Chrystusem.
 

Leonardo da Vinci, Ostatnia Wieczerza
Leonardo da Vinci, Ostatnia Wieczerza

Co jest przedmiotem obrazu? Na naszych oczach rozgrywa się wielki dramat. Chrystus ostrzega o swojej śmierci, wskazuje na wino i chleb, symbolizujące jego oddanie życia na ofiarę. Jesteśmy świadkami przemiany, kiedy Chrystus mówi swoim uczniom, że jeden z nich go zdradzi. Jego słowa prowokują burzę wśród poruszonych i zaskoczonych Apostołów. Zadają sobie pytanie, kto jest zdrajcą?

Słowa Chrystusa: "Jeden z was mnie zdradzi" uderzają w Apostołów jak fala dźwiękowa, odbijająca się od poszczególnych osób i tworząca różnorodność gestów, ruchów i póz. Wydaje się, że studia da Vinci nad akustyką, dynamiką i optyką zostały przetransponowane na obraz. W traktacie o malarstwie da Vinci nazwał taki sposób przedstawienia obiektów "moti dell anima". Różnorodne reakcje Apostołów korespondują ze sposobem, w jaki promień światła odbija się i powraca,

zgodnie z rodzajem powierzchni odbijającej go. W pracach da Vinci znaleźć można cytat poświęcony problemowi światła i cienia, w którym włoski malarz opisuje rozbicie promieni świetlnych i dźwiękowych: "O ruchach odbitych. Pragnę zdefiniować, dlaczego ruchy cielesne i duchowe po uderzeniu obiektu odbijają się pod tym samym kontem. (...) O ruchach cielesnych: twierdzę, że odbijający się echem głos odbija się uderzając ucho, jak obiekt odbijający się w lustrze odbija się w naszym oku. Tak samo, jak obraz przenoszony jest z obiektu na lustro i z lustra na oko przy zachowaniu tego samego konta, dźwięk, kiedy uderza ucho, odbija się pod tym samym kontem od jamy". 

W innych zapiskach porównuje rozprzestrzenianie się dźwięku do promieni świetlnych i łączy te zjawiska z rozprzestrzenianiem się fal wokół punktu uderzenia na powierzchni wody: "Kamień rzucony w wodę powoduje wokół punktu uderzenia kręgi, które rozchodzą się do momentu, kiedy zanikają; w taki sam sposób powietrze, uderzone przez dźwięk, porusza się po kręgach, tak, że ten, kto jest najbliżej, słyszy najlepiej, a ten, kto jest daleko, nie słyszy wcale".(Codex Atlanticus) 
Da Vinci przedstawia uczniów, zgromadzonych wokół Chrystusa, jakby siedzieli w półokręgu, w czterech grupach po trzy osoby. Są oni 

zjednoczeni przez reakcję na słowa Chrystusa oraz przez swoje własne reakcje. Dwie grupy na końcach stołu, z lewej strony (Bartłomiej, Jakub Starszy i Andrzej) i z prawej (Szymon, Tadeusz i Mateusz) nie zdają się być bardzo poruszone. Jednak im bliżej Chrystusa, tym większy tumult. Po prawej stronie Chrystusa widzimy św. Jakuba, który odchyla się do tyłu w przypływie przerażenia pod wpływem tego, co usłyszał. Siedzący obok niego św.Tomasz wskazuje palcem na niebo, jakby właśnie chciał zacząć rozprawę scholastyczną. To przeplatanie się głosów znajduje odbicie po drugiej stronie Chrystusa. Widzimy zdrajcę Judasza, który jako jedyny przedstawiony jest w ciemnym profilu, a ręką przytrzymuje mieszek z pieniędzmi. Judasz przechyla się ku św.Piotrowi, który w podekscytowanym stanie mówi coś do ucha św. Jana, zapewne pyta, kto może być zdrajcą.

Jedyną osobą całkowicie spokojną i odizolowaną od tej burzy jest Chrystus. Jest siłą duchową, która generuje wszelki ruch na obrazie. 
Obraz Leonarda tworzy taki sam efekt w umyśle obserwatora, jak utwór Kuzy "De Visione Dei". Kuza opisuje grupę zakonników stojących w półkolu wokół obrazu z obliczem Chrystusa. Każdy zakonnik odbiera twarz Chrystusa w taki sam sposób, bez względu na to, pod jakim kontem patrzy. Dlatego też Chrystus wydaje się patrzeć prosto na każdego z nich z taką samą intensywnością, z jaką patrzy na grupę jako całość. Oznacza to, że Chrystus, będący Bogiem i człowiekiem w jednej osobie, który jest nieskończony i skończony, z nieskończonej miłości dla człowieka daje mu możliwość uczestniczenia w Boskiej miłości i nieskończonoúci. A człowiek patrzący na Chrystusa staje się zwierciadłem Boga, imago dei.

Widzimy więc w obrazie trzy poziomy świadomości. Judasza zdrajcę ,  którego Dante w "Boskiej Komedii" umieszcza w najgłębszych szczelinach piekła. Jest poziom Chrystusa, reprezentującego Boski rozum, którego poświęcenie dla ludzkoúci było najważniejszą zmianą paradygmatu w historii ludzkości. Widzimy też poziom uczniów, przerywających szok z powodu słów Chrystusa. Apostołowie stoją w obliczu konieczności historycznej i wyzwania, są w ten sposób zmuszeni podnieść swój poziom myślenia na poziom czystego rozumu. Odnosi się to również to odbiorcy obrazu, który widzi paradoks, mianowicie, otwarte dla każdego pytanie, czy żyć będzie na podobieństwo Chrystusa, czy zdradzi cel swojego życia.
 

Elisabeth Hellenbroch

* początek strony

* wróć do spisu treści