|
kwiecień 2002
Szkic projektu rozwiązania kryzysu gospodarczego w Polsce
Który kraj zostanie kolejną „Argentyną”? Pytanie
to otwarcie stawia się w Japonii, Meksyku, Brazylii i coraz częściej w
Polsce. Pół roku temu stan gospodarki argentyńskiej przypominał obecne
problemy Polski. Są one dziś otwarcie dyskutowane i już w grudniu zeszłego
roku w jednym z wywiadów radiowych premier rządu, Leszek Miller, określił
stan polskiej gospodarki jako katastrofalny. Jednak przedstawiony przez
jego rząd pod koniec
stycznia plan ożywienia gospodarki, choć słusznie podkreśla znaczenie
rozbudowy infrastruktury, traktuje ten element zbyt skromnie i przy tym
pomija wykorzystanie banku narodowego jako źródła kredytu. Radykalna zmiana
ustawy o NBP, wychodząca nawet poza propozycje PSL i Unii Pracy, jest absolutnie
konieczna, jeśli Polska chce obronną ręką wyjść z obecnego kryzysu. Niniejszy
dokument zawiera ogólny schemat reformy banku narodowego oraz opisuje te
sfery gospodarki, gdzie skierowanie kredytu przyniosłoby największe korzyści.
Na początku jednak należy wyjaśnić, że stawiane przed Polską obecnie
rzekomo jedyne dwa sposoby rozwiązania problemu porównać można do wyboru
między epidemią dżumy a AIDS:
– w celu obsługi 132 miliardów złotych państwowych i prywatnych
długów zagranicznych, utrzymywana jest polityka wysokich stóp procentowych
oraz wysoki kurs złotego, co doprowadziło do ograniczenia polskiego eksportu
i zmniejszenia inwestycji krajowych, a w rezultacie do wzrostu deficytu
budżetowego do rekordowej sumy, grożącej załamaniem się finansów publicznych.
– proponowana dewaluacja złotego oraz obniżenie stóp procentowych –
bez jednoczesnego wdrożenia szerokiego programu ożywienia gospodarki –
doprowadziłyby z kolei do jeszcze poważniejszego kryzysu, spowodowanego
wzrostem wartości długu zagranicznego i wycofaniem z Polski kapitału zagranicznego,
co uderzyłoby w system bankowy znajdujący się w 70% w rękach zagranicznych
właścicieli. Dalsze spowolnienie gospodarki spowodowałoby wzrost bezrobocia
i pogłębienie problemów społecznych. Taki proces obserwujemy obecnie w
Argentynie.
Bez względu na to, którą z tych dwóch dróg Polska wybierze, doprowadzi
ona do bankructwa kraju, przynajmniej według aksjomatów monetarystycznych
czy neo-liberalnych teorii ekonomicznych. W rzeczywistości Polska jest
krajem niezmiernie bogatym, posiadającym ogromny potencjał wykwalifikowanej
siły roboczej, przemysłu, rolnictwa i nauki, a przy tym znaczne złoża bogactw
naturalnych. Rozważania nad krótko- i długoterminowym remedium na obecny
kryzys należy więc, z naszego punktu widzenia, rozpatrywać na dwóch płaszczyznach:
A. Podkreślić trzeba, że kryzys budżetu państwa
w Polsce jest w dużym stopniu odzwierciedleniem globalnego kryzysu systemu
finansowego i monetarnego. W ostatnim okresie mass media poświęciły wiele
uwagi Argentynie, nie należy jednak pomijać faktu, że stan finansów Japonii,
drugiej co do wielkości gospodarki świata, stawia ten kraj w jeszcze bardziej
krytycznej sytuacji. Japoński system bankowy jest de facto bankrutem ze
względu na piramidę niemożliwych do spłacenia długów wartości 1,3 bilionów
(sic) USD. Zadłużenie gospodarki amerykańskiej wynosi 32 biliony USD, a
fala bankructw wielkich korporacji i masowe zwolnienia w obydwu krajach
zaczynają przypominać depresję lat 30-tych.
Wartość niemożliwego do spłacenia długu (państwowego i prywatnego)
zwiększyła się w ciągu ostatnich lat i osiągnęła sumę kilkuset bilionów
dolarów w rezultacie odbywającej się poza wszelką kontrolą spekulacji derywatami
(pochodnymi). Jednocześnie ciągłe ograniczanie wydatków publicznych i prywatnych
inwestycji - w konsekwencji polityki neo-liberalizmu koncentrującej się
głównie na krótkoterminowych zyskach kosztem długoterminowych inwestycji
- doprowadziło globalny światowy system finansowy na krawędź przepaści.
Dlatego też reorganizacja upadłościowa całego systemu światowego staje
się coraz pilniejsza. W tym kontekście Polska musi podjąć kroki w
kierunku transformacji gospodarki, bez względu na to, kiedy nastąpią zmiany
w skali globalnej.
B. Po drugie, należy wyjaśnić, iż aksjomatyczny
błąd polityki neo-liberalnej realizowanej w ciągu ostatnich 12 lat w Polsce
i innych krajach Europy Wschodniej polegał na założeniu, iż rozwój gospodarczy
zależy od napływu obcego kapitału. Nie ma ani jednego przykładu w historii,
który udowodniłby tę tezę. Jej przestrzeganie stworzyło dla Polski sytuację
wydawałoby się bez wyjścia. Ratunek znaleźć jednak można poza ramami neo-liberalizmu.
Szczególną uwagę zwrócić należy na udany model amerykańskiego systemu ekonomii
politycznej, związany z takimi
postaciami jak Aleksander Hamilton, Henry Carey i Abraham Lincoln, a
także Franklin Roosevelt. Model ten zastosowano też w Europie w czasie
odbudowy po II wojnie światowej. W Polsce Kazimierz Bartel i Eugeniusz
Kwiatkowski kierowali się podobnym podejściem do gospodarki w okresie międzywojennym.
Innym przykładem wartego przestudiowania programu gospodarczego jest plan
dr Lautenbacha, podsekretarza stanu w ministerstwie gospodarki Niemiec
w 1931 r. Opracował on strategię emisji kredytu w celu wyprowadzenia kraju
z depresji.
Dzisiaj znanym na całym świecie przedstawicielem szkoły amerykańskiego
systemu ekonomii politycznej jest Lyndon LaRouche. Podstawowe założenie
tego systemu zakłada wykorzystanie kredytu państwowego w celu pobudzenia
potencjału siły roboczej oraz zdolności produkcyjnych, aby w ten sposób
uzyskać rzeczywisty dochód dzięki inwestycjom w infrastrukturę oraz przedsiębiorstwa
produkcyjne wykorzystujące najbardziej zaawansowane technologicznie i naukowo
metody produkcji.
W systemie tym zaznaczyć należy trzy elementy:
1.Obcinanie wydatków z budżetu nie rozwiąże kryzysu budżetowego,
ponieważ nie doprowadzi do przerwania zamkniętego koła aksjomatów monetaryzmu.
W sytuacji spowolnienia działalności gospodarczej błędem jest ograniczanie
wydatków. Jedynie zwiększone nakłady na infrastrukturę stanowią odpowiedni
bodziec dla wzrostu produkcji krajowej oraz konsumpcji i w rezultacie prowadzą
do wzrostu dochodów budżetowych, gdyż obniżają bezrobocie, a jednocześnie
zwiększają napływ środków do budżetu z podatków płaconych przez rozwijające
się przedsiębiorstwa. Powstaje pytanie, jak stworzyć instytucje finansowe
zdolne to sfinansowania takiego programu w obecnych warunkach.
Władze kraju muszą, po pierwsze, podjąć decyzję, czy zamierzają
bronić wspólnego dobra i pomyślności wszystkich członków społeczeństwa,
czy też raczej interesów krajowych i zagranicznych spekulantów i finansistów.
Jeśli wspólne dobro jest ich priorytetem, proces odbudowy gospodarki zacząć
muszą od reorganizacji upadłościowej struktur zadłużenia zagranicznego
i krajowego. Oznacza to, że wszystkie długi wynikające z narzuconych z
zewnątrz często pozbawionych uzasadnienia uwarunkowań lub też czystej spekulacji,
powinny być umorzone. Obsługa wszystkich innych kategorii długu powinna
być uzależniona od wzrostu dochodów budżetu.
2.Bank narodowy należy traktować jako instytucję finansową tworzącą
nowe linie kredytowe – a nie po prostu pieniądze – mające finansować specjalne
projekty rozbudowy infrastruktury i przemysłu, które to dziedziny mają
najbardziej bezpośredni wpływ na zatrudnienie i wydajność gospodarki jako
całości. Nie należy mylić takiego procesu z prowadzącym do inflacji
„drukowaniem pieniądza”. Jest to, według słów dr Lautenbacha, kredyt państwowy
inicjujący inwestycje w przedsięwzięcia, które konieczne są dla rozwoju
kraju po wyjściu z depresji. Część tego kredytu wykorzystywana jest na
wynagrodzenia, co powoduje wzrost konsumpcji i zwalnia państwo
z obowiązku wypłat zasiłków dla bezrobotnych. Ogólnie rzecz biorąc,
przy zastosowaniu takiego podejścia do pokonania recesji czy depresji,
wzrost rzeczywistej produkcji jest szybszy od wzrostu wartości pieniądza
znajdującego się w obiegu, dlatego też niebezpieczeństwo nadmiernej inflacji
nie istnieje. Prawidłowość zastosowania banku narodowego jako źródła kredytu
wykazał pierwszy sekretarz skarbu USA, Aleksander Hamilton. To między innymi
dzięki jego koncepcjom kraj ten osiągnął w swoim czasie potęgę gospodarczą.
3.Proponujemy, by rozważania nad zagraniczną polityką gospodarczą
Polski rozpocząć od następującego oczywistego założenia: Polsce potrzebne
są sprzyjające rozwojowi stosunki zarówno z zachodnimi jak i ze wschodnimi
sąsiadami. Kraje Europy Zachodniej zaczynają coraz bardziej odczuwać konsekwencje
polityki neo-liberalizmu i globalnego kryzysu finansowego i monetarnego.
Jedynym regionem, gdzie realizowana jest polityka dająca szansę na wzrost
gospodarczy jest Wschód – Azja Południowo-Wschodnia
i Południowa, Chiny i w pewnym stopniu Rosja. Dlatego też w interesie
Polski jest poszerzenie eksportu i współpracy ze Wschodem. Początkowo może
ona obejmować wymianę barterową i umowy krótkoterminowe. Położenie Polski
sprzyja jej uczestnictwu w trwającej już budowie eurazjatyckiego mostu
lądowego, czyli korytarzy rozwojowych obejmujących nowoczesną infrastrukturę
transportową i energetyczną na kontynencie Eurazjatyckim. Jednym z aspektów
tego projektu jest powstanie banków rozwoju regionalnego, które miałyby
emitować kredyt na budowę infrastruktury.
Jeśli chodzi o stosunki z krajami Europy Zachodniej, to wydaje
się oczywiste, że przystąpienie Polski do Unii Europejskiej będzie miało
sens jedynie przy odpowiednich warunkach. Kraje członkowskie Unii dyskutują
obecnie na temat zmian w Traktacie z Maastricht w warunkach globalnego
kryzysu finansowego i monetarnego, sama Unia więc może wkrótce ulec transformacji.
Jeśli jednym z warunków członkostwa ma być wyeliminowanie deficytu budżetowego,
Polska powinna mieć prawo do osiągnięcia tego celu za pomocą opisanej powyżej
metody.
W czasie pobytu w Polsce w maju 2001 r. LaRouche w kilku
słowach opisał metodę ożywienia gospodarki: „Wielka katastrofa stanowi
też ogromną szansę. Stoi przed nami największa w nowożytnej historii szansa.
Jest to, tak jak większość wielkich momentów w historii, również moment
wielkiego niebezpieczeństwa. Cały świat znajduje się dziś w kleszczach
największego w historii kryzysu finansowego. Obecny system finansowy skazany
jest na fiasko, nic nie jest go w stanie uratować. Ale system finansowy
to nie cały świat. System finansowy to papier. Jeśli rządy powiedzą, że
papier nie ma wartości, to przestaje on mieć wartość. (...)
Istnieje w naszej cywilizacji zasada, która tłumaczy takie postępowanie.
Jest to zasada zwana tradycyjnie wspólnym dobrem. Jest nazywana też powszechnym
dobrobytem. W przypadku bankructwa, według prawa kierującego się moralnością,
w przypadku bankructwa całych narodów, czy systemów międzynarodowych, w
reorganizację upadłościową zaangażowane są trzy strony. Są kredytobiorcy
i wierzyciele – nie są oni aż tak ważni. Jest też strona najważniejsza
– wspólne dobro. Jak wygląda obecna sytuacja? Popatrzmy na Rosję, na Polskę,
czy inne rejony Europy. Przyjmijmy do wiadomości fakt, że wszyscy są bankrutami.
Na chwilę zapomnijmy o pieniądzach. Zastanówmy się, jaki powinien być nasz
ostateczny cel.
Istnieją pewne instytucje, które odgrywają kluczową rolę w funkcjonowaniu
kraju. Farmerzy muszą uprawiać ziemię. Przemysł musi produkować dobra.
Zakłady użyteczności publicznej muszą funkcjonować. Banki muszą nadal istnieć
i funkcjonować. Dlatego też poszczególne kraje muszą wykorzystać zasadę
suwerenności i powiedzieć jasno – poradzimy sobie z tym bankructwem, priorytetem
jest utrzymanie funkcjonującej i rosnącej gospodarki, dlatego musimy oszacować,
w odpowiedni sposób, w jakim stopniu zredukować wartość zobowiązań finansowych.
(...) Dlatego też podkreślamy, że w kryzysie, obowiązkiem jest służenie
wspólnemu dobru”.
Podobnej rady LaRouche udzielił Argentynie w grudniu 2001 r. Prezydent
Rodriguez Saa próbował podejmować kroki zgodne z tą radą, kiedy powiedział,
że na pierwszym miejscu stoi ogólny dobrobyt, a dopiero później spłata
długów. Chciał też wykorzystać kredyt publiczny dla stworzenia miliona
miejsc pracy, aby nie dopuścić do bankructwa narodu. Jego własna partia
odmówiła mu poparcia. Mamy nadzieję, że elity polityczne Polski są lepiej
przygotowane na kryzys.
Zapraszamy do reflekcji nad powyższym tekstem
Kontakt z Instytutem Schillera drogą pocztową:
Instytut Schillera
ul.Wolska 46/48/34, 01-187 Warszawa
|