Początek StronyBiuletyn InformacyjnyNowa SolidarnośćPrace LaRouchaInne dokumentyWarte zobaczeniaNasz adres: eirns@larouchepub.com
Nowa Solidarność



Grudzień 2001, nr 22

Polska wobec perspektywy globalnego rozwoju eurazjatyckiego

Przedstawiamy w niniejszym numerze „Nowej Solidarności” idee wybitnego amerykańskiego męża stanu, filozofa i ekonomisty, Lyndona LaRouche’a, kandydującego na fotel prezydencki Stanów Zjednoczonych w wyborach 2004 r.  W maju br. roku odwiedził on Polskę i w czasie spotkań z politykami, naukowcami i sympatykami Instytutu przedstawił swoje poglądy na temat roli suwerennego państwa narodowego, sposobu na przetrwanie obecnego kryzysu strategicznego
i gospodarczego oraz znaczenia klasycznego systemu oświaty, który

konieczny jest dla zagwarantowania u przyszłych pokoleń daru twórczego koniecznego dla kontynuacji tego, o co setki  pokoleń walczyły przed nami. W ciągu ostatnich kilku miesięcy po wydarzeniach 11 września LaRouche stał się czołową postacią w Stanach Zjednoczonych i na arenie międzynarodowej, prowadzącą kampanię o zachowanie pokoju. W wielu swoich wypowiedziach przedstawił on
korzenie obecnego kryzysu i zakulisowe operacje kształtujące obecnie amerykańską politykę. Jego żona, Helga Zepp-LaRouche, od lat

zaangażowana w kampanię o nowy sprawiedliwy ład gospodarczy, wystąpiła z apelem o dialog kultur, który publikujemy na końcu niniejszego numeru „NS”. Jej propozycja pokrywa się z apelem Papieża Jana Pawła II, nawołującego o pojednanie i zrozumienie między religiami świata. Mamy nadzieję, iż zawarte tu teksty staną się inspiracją dla utworzenia w Polsce ruchu społecznego zmierzającego do wyprowadzenia Polski i świata z obecnego pogarszającego się kryzysu.
 

Poniżej publikujemy zapis wystąpienia Lyndona LaRouche'a przed polskimi parlamentarzystami w Sejmie RP w Warszawie 22-go maja bieżącego roku (obszerny wyciąg z wystąpienia).
 

Stajemy obecnie w obliczu jednego z najniebezpieczniejszych w ciągu kilku ostatnich stuleci momentów w dziejach ludzkości. Rozwój obecnej sytuacji może przynieść ze sobą skutki jeszcze tragiczniejsze od wydarzeń, którymi nacechowane było 20-te stulecie.

 Światowy system finansowy zbankrutował bez żadnych już nadziei na ratunek. Nic nie może już uratować systemu opartego na poczynaniach Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Dla przykładu: produkt narodowy brutto wynosi w Stanach Zjednoczonych około 11--tu bilionów (sic!) dolarów rocznie, produkt światowy szacowany jest na około 42 biliony dolarów. Wartość kapitału, który w ubiegłym roku przepadł na giełdach amerykańskich, wynosiła 10 bilionów dolarów – choć oficjalnie mówi się jedynie o 6 bilionach. Inny przykład: podliczywszy całość długu światowego wraz z pozycjami nie ujmowanymi w bilansach, otrzymamy sumę około 400-tu bilionów dolarów.

 Wszystkie wiodące banki amerykańskie znajdują się praktycznie w stanie niewypłacalności, co dotyczy zresztą w takim samym stopniu także i banków Europy Zachodniej. Co prawda w Stanach Zjednoczonych indeks giełdowy utrzymywany jest przy pomocy inflacyjnych zastrzyków finansowych na wysokim poziomie, lecz analizując oczyszczoną z fałszerstw statystykę bezrobocia, jak również obserwując ostatnią falę zwolnień z pracy we wszystkich większych przedsiębiorstwach nietrudno zauważyć, iż Ameryka wkroczyła w fazę dotkliwej recesji gospodarczej na skalę tej z lat 30-tych ubiegłego stulecia.

 Nie oznacza to bynajmniej, iż nie ma w ogóle żadnych możliwości ratowania obecnej sytuacji. Najważniejszym elementem przedsięwzięć ratowniczych jest specjalny rodzaj postępowania ugodowego, nazywany w Stanach Zjednoczonych "Chapter Eleven Bankruptcy". Postępowanie to może zostać zastosowane w przypadku przedsiębiorstw, które co prawda znajdują się w stanie niewypłacalności, lecz których dalsze funkcjonowanie jest społecznie konieczne. Podczas tego postępowania ugodowego sąd zobowiązany jest postawić "interes publiczny" ponad wszelkiego rodzaju żądaniami ze strony wierzycieli przedsiębiorstwa.

 W Stanach Zjednoczonych prowadzimy właśnie dyskusję na ten temat. Służba zdrowia jest dla przykładu taką właśnie instytucją interesu społecznego. Interes publiczny wymaga, by nieodzownie konieczny szpital funkcjonował nadal niezależnie od stanu swoich finansów, nawet jeżeli znajduje się on w stanie bankructwa. W czasie trwania kryzysu energetycznego w Kalifornii interes publiczny nakazuje dostarczanie po przystępnych cenach prądu dla zakładów pracy i osób prywatnych.

 Podobne kryteria zastosować należy w przypadku większości wielkich banków. Bank jest bardzo często nieodzownym instrumentem funkcjonowania społeczeństwa. Instytucje państwowe, organizacje i osoby prywatne składają tam swoje pieniądze, a rząd może za pomocą banku przyznawać kredyty wykorzystywane na rzecz interesu społecznego.

 Obecnie koniecznym jest opracowanie takiego właśnie planu, podporządkowanego wyższym zasadom postępowania ugodowego dla całej planety. Rządy muszą mieć możliwość kontynuowania swojej pracy i wypełniania posług wobec obywateli; kluczowe gałęzie przemysłu muszą mieć możliwość kontynuowania swojej produkcji - i tak dalej, przy czym można by tu przytaczać wiele podobnych przykładów. Światowy kryzys finansowy będzie możliwy do pokonania, jeśli tę właśnie zasadę zastosujemy na skalę globalną. Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie jest najwyższą instancją tej planety. Najwyższy autorytet stanowią zawsze rządy suwerennych państw. Z tego też powodu porozumienie pomiędzy rządami poszczególnych państw byłoby najwyższym autorytetem rozstrzygającym o sposobach reorganizacji globalnego systemu finansowego.

 Doświadczenia z lat 30-tych i 50-tych ubiegłego stulecia mogą przy tym służyć za wskazówkę. Stany Zjednoczone pod przewodnictwem prezydenta Franklina Roosevelta podniosły się z tak zwanej Wielkiej Depresji. Wiele ze spornych punktów okresu II-giej Wojny Światowej zostało wyjaśnionych dzięki silnej pozycji Stanów Zjednoczonych, jaką kraj ten osiągnął pod przewodnictwem Roosevelta. Roosevelt był jednakże autorem szeregu innych politycznych planów, które zarzucono wraz z jego śmiercią - gdyby żył dłużej, wiele z tragicznych wydarzeń ostatnich 60-ciu lat byłoby do uniknięcia. Pomimo wszystko, aż do połowy lat 60-tych Europa Zachodnia pospołu ze Stanami Zjednoczonymi znajdowały się w fazie rozwoju i wzrastającego dobrobytu.

 Rozwój ten zawdzięczaliśmy systemowi ugruntowanemu w myśl oryginalnych postanowień z Bretton Woods. Ich celem była reorganizacja upadłego światowego porządku ekonomicznego. W wyniku obrad z Bretton Woods wprowadzono stałe kursy wymiany walutowej wraz z mechanizmami kontroli przepływu kapitałowego i dewizowego, jak również ustanowiono protekcjonistyczne metody wspomagania produkcji i handlu. Rządy państw otrzymały prawo udzielania kredytów na cel odbudowy infrastruktur gospodarczych, przemysłu i rolnictwa. Szybki rozwój ekonomiczny na skalę światową, jaki miał miejsce w fazie po uchwaleniu tych postanowień, dobitnie potwierdzał ich słuszność.

 Przykładami owocnego zastosowania uchwał z Bretton Woods były Plan Schumana, rozwój Francji pod przewodnictwem de Gaulle'a, rozwój Niemiec w okresie urzędu kanclerskiego Adenauera i Erharda, jak też rozwój Włoch aż do momentu śmierci Enrico Mattei. Wszystkie wymienione tu przykłady mogą służyć za dowód słuszności postanowień z Bretton Woods. Sytuacja, z jaką mamy dzisiaj do czynienia, jest bez porównania trudniejsza, ale założenia, które już raz przyniosły dobre rezultaty, i dziś okazałyby się przydatne.

 Sednem dzisiejszego kryzysu nie są trudności natury realno-ekonomicznej czy też finansowej. Obecne zagrożenie całej cywilizacji bierze się z faktu, iż brakuje politycznych koncepcji dla rozwiązania problemów ekonomicznych bądź finansowych. Dodatkowym, utrudniającym wyjście z kryzysu czynnikiem jest skala przeżywanych trudności: po raz pierwszy w dziejach tak duża liczba ludzi jest dotknięta tak wielkimi zagrożeniami jednocześnie w przeciągu tak krótkiego okresu czasu.
 
 

Obecna sytuacja ogólnoświatowa

 Przyjrzyjmy się pokrótce stanowi obecnej sytuacji na świecie. Afryka stała się ofiarą świadomie przeprowadzanego ludobójstwa, sterowanego przez anglo-amerykańskie grupy interesów, których celem jest zdziesiątkowanie czarnej ludności Afryki.

 Ameryka Południowa jeszcze do początku lat 80-tych składała się z niepodległych, względnie prężnych państw narodowych. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której jedynie Dominikana stara się bronić jeszcze swojej niepodległości - Meksyk jest poważnie zagrożony, a pozostałe państwa (za wyjątkiem szczególnego przypadku Kuby) w większym lub mniejszym stopniu utraciły swą suwerenność.

 Wojna na Bliskim Wschodzie wydaje się być w międzyczasie nie do uniknięcia. Amerykański prezydent popiera perspektywę wybuchu tej wojny, już od dłuższego czasu wspomagając Szarona. Stany Zjednoczone nie mają w planach bezpośredniego udziału w tej wojnie, ale zamierzają udzielać w niej wsparcia Izraelowi.

 Dla wybuchu konfliktu na Bliskim Wschodzie nie ma żadnych realnych powodów; pewni ludzie po prostu chcą go wywołać. Można to porównać z najazdem Hitlera na Polskę: nie istniały po temu żadne realne przyczyny, Hitler po prostu chciał wojny. Są to typowe przykłady mentalności nitscheańskiej: postanawia się uczynić coś złego z żadnego innego powodu oprócz tego, iż się tego chce.

 Wojna na Bliskim Wschodzie wywołałaby prawdziwą reakcję łańcuchową. Zagrożonym byłby cały szereg państw: Turcja, Syria, Liban, Iran, aż po Azję Środkową. Skutki takiego konfliktu byłyby jeszcze tragiczniejsze od rezultatów wojen na Bałkanach w ostatnim dziesięcioleciu.

 Europa Zachodnia znajduje się w stanie nieodwracalnego bankructwa. Jedyną nadzieją na ratowanie zachodnich ekonomii byłaby przeprowadzona pod przewodnictwem Niemiec ofensywa eksportowa produktów zaawansowanej technologii do Azji. Pierwsze echa tego rodzaju refleksji odnaleźć można w rozmowach, przeprowadzanych ostatnio pomiędzy kanclerzem Schroederem i prezydentem Putinem. Planowane jest opracowanie stałych zasad współpracy gospodarczej pomiędzy Rosją a krajami Azji i Europy Zachodniej; w centrum tych planów znajduje się tak zwane Forum Szanghajskie.

 Ta obustronna otwartość wobec perspektywy eurazjatyckiego partnerstwa jest stałym motywem, obecnym już od dawna w kulturze europejskiej, a zapoczątkowanym w obszarze tradycji rosyjskiej przez Piotra Wielkiego. Motyw ten doprowadził w 1877 roku do budowy transkontynentalnej sieci kolejowej, przeprowadzanej według planów opracowanych przez Mendelejewa. Motyw ten powraca w dzisiejszych dniach. Eurazja stanowi

niezaprzeczalne centrum ludzkości. Jej rozwój odbywał się dotychczas poczynając od stref brzegowych w głąb lądu. Azja Centralna i Północna, wliczając do niej także obszary tundry, pozostają do dzisiaj regionami w istocie rzeczy niezagospodarowanymi, strefą graniczną cywilizacji, którą ludzkość dopiero powinna zdobyć na swoje mieszkanie. Obecnie dysponujemy technologią umożliwiającą zagospodarowanie tych regionów.
 
 

Rola Polski

 Już w roku 1989, kiedy Polska odzyskała swoją faktyczną niepodległość, powinno się było zapoczątkować realizację tego rodzaju przedsięwzięć. Rozpad RWPG powinien był stać się sygnałem dla wspólnego dzieła odbudowy w całej Eurazji: odbudowy transportu, dróg wodnych, energetyki, tworzenia sfer tranzytowych. Kiedy w roku 1988 przy okazji mojego wystąpienia w Berlinie przedstawiłem ten plan odbudowy, nazwałem polską sieć kolejową jednym z największych potencjałów, mogącym umożliwić ekspansję gospodarczą w całym obszarze Eurazji. Polska jest strefą graniczną euroazjatyckiego rozwoju.

 Od dziesięcioleci propaguję moje przekonanie, iż problemy gospodarki światowej będą możliwe do pokonania, jeżeli tylko Stany Zjednoczone dadzą się nakłonić, by wspólnie z krajami Azji i Europy Zachodniej rozpocząć dzieło odbudowy. Prezydent Reagan przejściowo zaakceptował jedną z moich propozycji - mowa tu o powszechnie znanym projekcie SDI (Strategic Defense Initiative, strategiczna inicjatywa obronna). Na nieszczęście sekretarzem generalnym KPZR był we wspomnianym okresie Andropow. Gdyby nie opozycja Andropowa, Związek Radziecki przystąpiłby do współpracy przy projekcie SDI. Andropow i Gorbaczow doprowadzili do zniszczenia ZSRR. Historia poucza nas, iż niekiedy, odrzucając racjonalną propozycję, państwa wybierają tym samym perspektywę samozniszczenia.

 W chwili obecnej istnieją na świecie jedynie trzy nacje, będące w stanie myśleć na skalę globalną: Monarchia Brytyjska, Stany Zjednoczone i Rosja. Chiny nie posiadają globalnej perspektywy. Wspólna kultura europejska byłaby oczywiście w stanie przejąć globalną odpowiedzialność, ale z powodu doświadczeń 20-go stulecia nie odważa się podjąć tego zadania.
Polska jest przykładem tego rodzaju procesów politycznych i kulturowych. Naturalnie, żyjący w Polsce ludzie są w stanie, jeśli tylko tego zechcą, 

myśleć i operować w kategoriach polityki globalnej. Jako członkowie parlamentu sami jednak wiecie Państwo najlepiej, w czym leży problem - macie przecież do czynienia z zagadnieniami odpowiedzialności rządowej. Jest wiele rzeczy, które chcielibyście uczynić dla Polski. Ale kiedy tylko występujecie z odpowiednią propozycją, odpowiedź brzmi: "To niemożliwe, międzynarodowe instytucje nigdy się na to nie zgodzą."

 Istnieje wiele projektów reform, które poprawiłyby sytuację w Polsce, i które byłyby możliwe do zrealizowania, ale Międzynarodowy Fundusz Walutowy pospołu z Unią Europejską zgłaszają veto kończące całą sprawę.
To właśnie mam na myśli mówiąc o zdolności do suwerennego myślenia i działania w kategoriach globalnych. Wszystkie kraje tej części Europy - Polska, Czechy, Słowacja, Węgry - borykają się z podobnymi problemami,

wciąż jeszcze pozostając w pozycji strefy buforowej pomiędzy Europą Zachodnią a krajami byłego Związku Radzieckiego. Kiedy przyjadą Was odwiedzać przedstawiciele amerykańskiej administracji, i zaczną opowiadać o wszystkich tych rzeczach, jakie należałoby przeprowadzić w Polsce, zadajcie im wówczas to jedno pytanie: "Dlaczego w takim razie nie pozwalacie nam działać?"
 
 

Sytuacja w Stanach Zjednoczonych

 Powróćmy w naszych rozważaniach do wspomnianych trzech nacji, operujących w kategoriach globalnych: do Stanów Zjednoczonych, Monarchii Brytyjskiej i Rosji. Ostatnie poczynania prezydenta Putina są dla Europy w najwyższym stopniu interesujące, jednakże rozwiązanie globalnych problemów nie nadejdzie z Rosji. Nie należy się też go spodziewać ze strony Monarchii Brytyjskiej. Pozostają Stany Zjednoczone. Jeżeli w Ameryce władzę przejęłaby odpowiednia administracja, wiele rzeczy stałoby się możliwymi do zrealizowania. Niestety, aż do obecnego momentu pewnym grupom politycznym udawało się powstrzymać ów pożądany stan rzeczy.

 W tym punkcie czuję się zmuszony porzucić kurtuazyjne sformułowania. Stany Zjednoczone rządzone są przez rasistowską oligarchię finansową, powstałą ze związku nowojorskich bankierów z politykami działającymi w tradycji skonfederowanych stanów z okresu amerykańskiej wojny domowej. Od czasu kampanii wyborczej Nixona 1966-68, a szczególnie od czasu prezydentury Cartera z lat 70-tych, ideologia ta utwierdziła się w obrębie 

obu amerykańskich partii. Poczynając od tego momentu obserwujemy też moralny upadek Ameryki. W Waszyngtonie tylko jedna kwestia odgrywa jeszcze rolę: rynek, rynek, pieniądz, pieniądz, pieniądz. Ludzie ci kontrolują także środki masowego przekazu, które odzwyczajają nas od myślenia, a swoje zadanie widzą w rozpowszechnianiu seksu i przemocy. Ta moralna i intelektualna degrengolada propagowana jest pod szczytnymi hasłami "demokracji".

Lyndon LaRouche (drugi z prawej)



na seminarium w Warszawie, 22 maja br.

Lyndon LaRouche (drugi z prawej) na seminarium w Warszawie, 22 maja br.

 W trakcie ostatniej kampanii wyborczej na urząd prezydenta z pomocą intryg wykluczono wszystkich chociażby trochę kwalifikowanych kandydatów, dopóki na placu boju nie pozostało jedynie dwóch niebezpiecznych idiotów, Gore i Bush.

 Skąd tego rodzaju decyzje? Ponieważ wspomniane kręgi wiedziały, iż nadciąga największy kryzys finansowy w historii ludzkości. Urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych jest instytucją o najwyższej pełni władzy na świecie. Przykład dwu wybitnych osobistości, Abrahama Lincolna i Franklina Roosevelta, unaocznia to szczególnie wyraźnie. Roosevelt nigdy nie działał dyktatorsko, wykorzystywał jedynie swoje konstytucyjne pełnomocnictwa. Każdy prezydent o odpowiednich kwalifikacjach moralnych, w obliczu obecnego kryzysu podjąłby działania podobne do tych Roosevelta. Ale to właśnie stałoby w sprzeczności z interesem wspomnianych wpływowych kręgów oligarchii finansowej, dlatego też osadzili na szczytach władzy bezmózgie marionetki, i operują nimi z ukrycia.

 Sytuacja ta niedługo już zacznie ulegać zmianie. W Azji rozpoczęła się rewolta przeciwko Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Także w Europie - nawet w Wielkiej Brytanii - coraz powszechniejszym staje się przekonanie, iż obecna amerykańska administracja jest zbiorem niebezpiecznych półgłówków, i że koniecznym jest przedsięwzięcie odpowiednich kroków w obliczu tego zagrożenia.

 W tym punkcie naszych rozważań dochodzimy do kwestii mojego osobistego udziału w omawianych zagadnieniach. W czasie ostatniej kampanii wyborczej Partia Demokratyczna została zredukowana do roli klakierów oklaskujących Gore'a. Cały aparat partyjny został pozbawiony swojej właściwej funkcji, a jednym z efektów tego rozwoju była przegrana Gore'a. W Stanach Zjednoczonych nie można sterować partią z zaplecza kilku biur kongresowych, partia musi być ruchem masowym, mającym za swoją podstawę różnorodne inicjatywy społeczne.

 Obecny kryzys finansowy zdążył już ciężko dotknąć Amerykanów. Cały system opieki zdrowotnej znajduje się w stanie załamania. Manipulacje rynku energetycznego, których pierwszym etapem była deregulacja tego rynku, wywołały w Kalifornii i innych regionach dotkliwe napięcia społeczne.
Na krótko przed 7-mym listopada ubiegłego roku, datą ostatnich nieszczęsnych wyborów, rozpocząłem dzieło ratowania tego, co jeszcze jest możliwym do uratowania. Staram się mobilizować ludzi do działania na rzecz czterech głównych punktów:

1. Reorganizacji światowego systemu finansowego podług założeń dawnego modelu MFW z lat 1945-63.

2. Euroazjatyckiej współpracy na rzecz rozwoju ekonomicznego; przedstawiam przy tym obejmujący całe przyszłe ćwierćwiecze projekt, zakładający euroazjatycką odbudowę gospodarczą jako fundament nowej, globalnej ekonomii.

3. Reformy polityki energetycznej; szczególnie niezbędne jest przy tym podjęcie działań dla przezwyciężenia narastającego kryzysu ekonomicznego w Stanach Zjednoczonych.
 

4. Restrukturyzacji i odnowy pryncypiów będących podstawą systemu opieki zdrowotnej, podkreślając przy tym znaczenie publicznego szpitala w Waszyngtonie, D.C. General Hospital, jako symbolu walki o zachowanie społecznej ochrony zdrowia.

 Wokół tych czterech centralnych zagadnień można skupić nie tylko wielu działaczy Partii Demokratycznej. Coraz większa liczba republikanów także zaczyna dystansować się od Busha. Istnieje zatem potencjał, obejmujący połączone siły demokratów i republikanów, mogący szybko i skutecznie odmienić kierunek polityki Stanów Zjednoczonych.

 Te ostatnie wymienione przeze mnie fakty pozwalają mi na optymizm. Reforma politycznego myślenia w Stanach Zjednoczonych staje się dziś możliwa. Przy założeniu tej reformy także i moje własne propozycje stałyby się możliwe do zrealizowania. Jednak sukces tych poczynań zależeć będzie także i od tego, czy kraje pokroju Polski, do tej pory nie operujące jeszcze w kategoriach globalnych, zdecydują się podjąć rolę partnera w obrębie światowego układu politycznego; czy kraje te zdefiniują się jako aktywny podmiot, a nie jako przedmiot globalnej polityki. Gdyby udało nam się to osiągnąć - a stanowić to będzie to z pewnością jeden z trudniejszych etapów marszu - wówczas uda nam się pokonać także i resztę drogi do naszego wspólnego celu.
 

Tłumaczenie Michał Schultke
 


Klasyczno-humanistyczny model wykształcenia jako podstawa ładu politycznego


Zapis wystąpienia Lyndona LaRouche’a na spotkaniu z grupą naukowców i wykładowców uniwersyteckich
w Warszawie 23 maja bieżącego roku.
 

LaRouche został przedstawiony uczestnikom spotkania przez byłego polskiego wiceministra oświaty, doktora Jerzego Olędzkiego. Dr Olędzki powiedział m. in.:

„Znajdujemy się obecnie w fazie historycznej, nacechowanej licznymi politycznymi i ekonomicznymi eksperymentami, przeprowadzanymi na skalę globalną. Konfrontowani z rozmiarem tych wydarzeń, czujemy się niekiedy opuszczeni, pozostawieni na uboczu świata. Jednocześnie jednak zadaniem naszym pozostaje przekazywać prawdę następnym pokoleniom. Większość spośród tu zebranych to nauczyciele akademiccy, których praca polega na przekazywaniu wiedzy studentom. Zagadnienia dotyczące przyszłych 

kierunków rozwoju oświaty są zatem dla nas bardzo istotne. Z radością witamy dziś w naszym gronie człowieka obdarzonego odwagą, aby działać na rzecz śmiałych planów, daleko wybiegających w przyszłość. Jednocześnie jest to człowiek dysponujący rozległym intelektualnym horyzontem, pozwalającym mu na ocenę sytuacji, z jaką mamy obecnie do czynienia. Będzie on dzisiaj miał możliwość przedstawić nam swoje idee. Głos zabiera pan LaRouche.”

 Możliwość przemawiania dzisiaj przed Państwem jest dla mnie bardzo radosnym wydarzeniem. My, ludzie w podeszłym już wieku, musimy wspomagać radą młodsze pokolenia, aby udało im się uniknąć błędów popełnionych przez naszą własną generację. Musimy działać jako ci, których Platon nazywał „królami – filozofami”. W moim dzisiejszym wystąpieniu będę starał się skupić uwagę na zagadnieniach pedagogiki i oświaty, szczególnie koncentrując się na skutkach globalnego załamania finansowego, które dosięgają nas także i w tych dziedzinach.

 W moim przekonaniu podstawą wszelkiej metodologii naukowej jest zasada, sformułowana przez Leibniza jako „Analysis situs” – zna ją dobrze większość fizyków. Biorąc za punkt wyjścia potwierdzone algorytmy fizyki teoretycznej, postępujemy w naszych badaniach podobnie, jak to uczynił słynny francuski matematyk i fizyk Fermat, badając paradoks odbicia i załamania promienia świetlnego.

 Biorąc pod uwagę całość twierdzeń, zakreślających granice obszaru opisywalnego dziś w kategoriach matematyki i fizyki teoretycznej, a jednocześnie obserwując rezultaty eksperymentów przeprowadzanych w obrębie tego obszaru, często możemy stwierdzić, iż wychodzące z tych samych teoretycznych założeń i przeprowadzane na tych samych warunkach eksperymenty mogą prowadzić do odmiennych, wzajemnie wykluczających się rezultatów. Eksperyment Fermata doprowadził w swej konsekwencji do powstania w obrębie cywilizacji europejskiej nowej, relatywistycznej koncepcji czasu.

 Koncepcja ta wywarła odczuwalny wpływ na badania Huygensa, Leibniza, Bernoullie’go, Abrahama Kaestnera, a po nich Gaussa i Riemanna. W pełni uzasadnionym będzie tu stwierdzenie, iż w konsekwencji badań przeprowadzonych przez Keplera, oraz w następstwie okryć Fermata, sformułowana została zupełnie nowa definicja fizyki.

 Zasadę „Analysis situs” w najłatwiejszy sposób można opisać za pomocą terminów, jakimi posługuje się przy przeprowadzaniu swych eksperymentów fizyka teoretyczna. W obrębie fizyki teoretycznej znajdujemy jednocześnie zestaw bardzo surowych kryteriów badawczych, koniecznych dla definiowania sprawdzalnych paradoksów.

 Te same metody badawcze można jednak stosować przy analizie sposobu kompozycji wielu dzieł muzyki klasycznej. Zasada „Analysis situs” pozwala nam we właściwy sposób zdefiniować różnicę pomiędzy, dla przykładu, dziełami Bacha i innych klasycznych kompozytorów, a tak zwaną muzyką romantyczną. Bach, a po nim inni klasyczni twórcy jak Mozart, Haydn, Beethoven, Schubert, Schumann, Mendelssohn i Brahms, stosowali w swych utworach ściśle zdefiniowaną metodę kompozycji, która przy powierzchownej analizie może wydawać nam się formalistyczna, lecz formalistyczną bynajmniej nie była.

 Jeżeli połączymy oba te obszary badań, kojarząc niezaprzeczalny postęp w dokonywaniu odkryć naukowych z równie niezaprzeczalnym postępem w obszarze tworzenia i wykonywania klasycznych dzieł muzycznych, wówczas dochodzimy do takiego zrozumienia samej istoty cywilizacji, którego tak bardzo brakuje wszelkiego rodzaju empirykom, kartezjanistom, egzystencjalistom i temu podobnym. Innymi słowy, w momencie, w którym formalistyczne myślenie rozbija się o brzegi swoich własnych ograniczeń – jak w przypadku paradoksu Fermata – możemy rozpoznać coś, co od zawsze już znane jest utalentowanym uczniom i studentom, a o czym nader łatwo zapominają posiwiali profesorowie: zasadę poznania, myślenia kognitywnego.

 Człowiek manifestuje swoje człowieczeństwo bynajmniej nie dzięki użyciu formalistycznej logiki. Do pewnego stopnia możliwa jest nawet konstrukcja maszyn, które taką właśnie logiką się posługują. W dzisiejszych czasach słyszy się niekiedy głosy poszczególnych szaleńców, twierdzących, iż człowiek mógłby zostać zastąpiony przez różnego rodzaju maszyny. Jednakże żadnej zdeterminowanej logicznie maszynie nigdy nie uda się odkryć nowego prawa fizyki – możliwość ta pozostaje dostępna jedynie dla twórczego ludzkiego umysłu. W rezultacie takich właśnie dokonań  ludzkiego umysłu dane nam jest klasyfikować znany nam wszechświat na trzy wzajemnie połączone ze sobą obszary.
 
 

„Differentia Specifica” procesów życiowych

 Istnieją we wszechświecie procesy, które nazywamy „nieożywionymi”. Już od czasów Platona, lecz w szczególności od epoki odkryć dokonanych przez Pasteura, znane nam jest pojęcie procesów „ożywionych” i „nieożywionych”. Rodzaj ludzki, wliczający się do kategorii procesów ożywionych, cechuje ponadto jeszcze jedna określona zdolność, w którą nie zostało wyposażone żadne zwierzę: człowiek posiada zdolność poznania, dysponuje badawczym umysłem, pozwalającym mu na znalezienie rozwiązania dla paradoksów funkcjonowania wszechświata, opisywalnych w ścisłych kategoriach uniwersalnie ważnych zasad.

 W tym miejscu chciałbym powołać się na dokonania słynnego ukraińskiego naukowca, który z pewnością może zostać wliczony w poczet najwybitniejszych osobistości 20-go stulecia, profesora Władimira Wernadskiego. Wernadski pracował w duchu badań zapoczątkowanych przez małżeństwo Curie, jak i w tradycji Mendelejewa. Był on przedstawicielem szkoły badawczej Mendelejewa, Pasteura, a przed nimi jeszcze Arago. Wszystkie wspomniane tu kierunki Wernadski rozwinął w toku swoich prac, podnosząc je jednocześnie na wyższy poziom dzięki ugruntowaniu gałęzi badawczej nazwanej przez niego samego „Biogeochemią”.

 W ramach swoich prac prowadzonych w szkole Mendelejewa (do którego uczniów Wernadski zaliczał się w czasie swoich studiów w St. Petersburgu) Wernadski opracował metodę wiodącą do zrozumienia związków pomiędzy ożywionymi i tzw. nieożywionymi procesami. Dla przykładu wykazał on, iż atmosfera, oceany oraz przeważająca część skorupy lądowej składają się na tak zwaną „Biosferę”. Wszystkie te składniki Wernadski nazywał „naturalnymi pochodnymi życia”. Wernadski wykazał, iż możliwe są dokładne pomiary zmian stanu planety, dokonujące się pod wpływem permanentnej aktywności procesów życiowych – życie przekształca planetę, na której się dokonuje.

 W toku lat 30-tych Wernadski osiągnął dalszy postęp w swoich badaniach, definiując pojęcie „Noosfery” – po raz kolejny sam Wernadski jest autorem tego terminu. Noosfera obejmuje obszar, w którym ludzka świadomość bezpośrednio oddziaływuje na biosferę, powodując przekształcenia tej ostatniej, jak również zmiany w samej relacji pomiędzy człowiekiem i kosmosem.

 Wernadski był również pionierem badań jądrowych w Rosji i na Ukrainie. Jego osobistą zasługą było utworzenie w Rosji w latach 1924-25 wydziału badań jądrowych jako nowego kierunku studiów. Wernadski był także autorem odrębnej teorii stosowanej w metodologii badań fizyki eksperymentalnej – prawdziwie platońskiego konceptu, który przywiódł go zresztą do konfliktu z oficjalną sowiecką ideologią.

 W tym aspekcie można wymienić Wernadskiego jako typowy przykład sowieckiego naukowca, którego osiągnięcia były tak znaczące, iż pozwolono mu kontynuować badania pomimo odchyleń od ortodoksyjnej ideologii.

 Metoda badawcza reprezentowana przez Wernadskiego jest mi osobiście bardzo bliska. Jej przeciwieństwo, tak zwana empirystyczna bądź „materialistyczna” metodologia nauk zakłada, iż wszechświat rzeczy widzialnych jest dokładnym odzwierciedleniem rzeczywiście istniejących obiektów i zjawisk (tego właśnie zdania był dla przykładu Lenin). Innymi słowy, świadectwo zmysłów jest jedyną pewną podstawą wiedzy. Przy krytycznym zastanowieniu się nad tą teorią, wnet ukazuje ona całą
absurdalność swych założeń, wywodzącą się już choćby z faktu, iż organy

zmysłowe same w sobie są już pochodnymi „zjawisk” – to jest procesów życiowych. Proces życiowy – owo deklarowane przez Wernadskiego „życie” – transformuje przy pomocy wytworzonego przez siebie aparatu zmysłowego całokształt rzeczy widzialnych, będący cieniem ukrytej poza nim rzeczywistości, w świadome postrzeganie świata. Do zadań naszych jako przedstawicieli ludzkiego gatunku należy po pierwsze uświadamianie sobie owego mechanizmu postrzegania świata, a następnie dążenie do odkrycia rzeczywistości, czekającej na nas poza zasłoną przekazywanego nam przez zmysły świata cieni.
 
 

Myślenie kognitywne i pedagogika

 Każda z nauk, zasługująca na swoje miano, wywodzi się z tego właśnie platońskiego założenia. Nauka nie jest zbudowana na tych samych fundamentach co dla przykładu buchalteria. Nauka nie zajmuje się przedłużaniem, punkt po punkcie, jakiejś abstrakcyjnej linii, nauka nie podlicza grosz do grosza, nie rachuje coraz to nowych obiektów. Prawdziwa nauka wyraża się w sformułowaniu relatywistycznej zasady podobnej do tej, jaka zamanifestowała się w słynnym eksperymencie Fermata. To właśnie paradoksy, do których dociera się dzięki podobnym eksperymentom, dają nam wgląd w naturę uniwersalnych zasad, powodujących rzeczywistością będącą polem naszego istnienia.

 Jeżeli stawiamy sobie za cel właściwe wychowanie młodzieży i zagwarantowanie dzięki temu istnienia dla sprawiedliwie rządzonego społeczeństwa, musimy użyć przy tym tak zwanej „klasycznej humanistycznej metody wychowawczej”. Korzenie tej metody sięgają starożytnej Grecji. Jej podstawą jest zrozumienie dla faktu – jak ilustruje to znany przykład wychowywania dziecka niewolników, opisany w platońskim dialogu „Menon” – iż nowo narodzony człowiek może i powinien otrzymać szansę rozwinięcia wszystkich swoich potencjałów, gdyż został on stworzony na obraz i podobieństwo Boga.

 Nikt, bezpośrednio po urodzeniu, nie dysponuje możliwościami i zdolnościami człowieka dorosłego. Małe dzieci są infantylnymi stworzeniami – fakt znany Państwu z pewnością z własnego doświadczenia. Jeżeli proces wychowawczy przebiega bez zakłóceń, infantylny brzdąc przekształca się w rozbawionego podrostka, by nieco później wkroczyć w ową fazę pomieszania zmysłów, nazywaną okresem dojrzewania. Jeżeli osoba w 

wieku lat 25-ciu wciąż jeszcze myśli i działa, jak gdyby znajdowała się w fazie dojrzewania, jej otoczenie ma wszelkie podstawy, by zacząć uważać ją za chorą psychicznie – podczas gdy u 16-latka takie samo zachowanie można jeszcze uznać za normalne. Zadaniem naszym jest zagwarantowanie, aby wzrastające pokolenia do chwili osiągnięcia 25-go roku życia miały szansę przekształcić się w ludzi dorosłych.

 Cóż, kiedy pracując z ludźmi napotykamy na znacznie większe trudności, niż dla przykładu w obejściu z krową, w tresurze psa, w pielęgnacji warzywnego ogrodu. Jak należy wychować młodego człowieka, pamiętając przy tym, iż różni się on zasadniczo od zwykłego psa czy krowy? Współczesne metody wychowawcze, stosowane powszechnie w Stanach Zjednoczonych, produkują infantylnych, niedojrzałych ludzi. Obecny prezydent może służyć za przykład rezultatów takiej właśnie pedagogiki.

 Spomiędzy wielu różnic, definiujących przepaść pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem, cechą najbardziej nas interesującą jest ludzka zdolność do poznania, do świadomego ogarnięcia rzeczywistości – zdolność do formułowania twierdzeń o naturze tej rzeczywistości, weryfikowalnych jako prawdziwe. Nie wolno nam przy tym zapominać, iż każde dziecko jest potencjalnie naczyniem owego poznawczego geniuszu, gotowego zamanifestować się w postaci odkryć dokonanych przez nie w wieku dojrzałym. Zadaniem naszym jest umożliwić temu dziecku zapoznanie się z fundamentalnymi dokonaniami wcześniejszych kultur, jak i zaprezentowanie tych dokonań przykładem naszej własnej, osobistej postawy i pracy.

 Ten właśnie cenny badawczo-kreatywny potencjał niszczony jest u młodych ludzi poprzez rozpowszechnioną dziś „liberalną” koncepcję wychowawczą.

 Z pewnością znane są Państwu doświadczenia, jakich dokonuje się przy udanym zastosowaniu metody wychowawczej kształtującej dojrzałych, obiecujących ludzi. Uczniom, kiedy znajdą się już w odpowiednim wieku, prezentuje się jeden ze znanych nauce paradoksów. Zapoznaje się ich z właściwym przebiegiem przeprowadzenia odpowiedniego eksperymentu, ilustrującego ten właśnie paradoks. Usiłuje się przy tym nakłonić grupę uczniów bądź studentów – około  15-tu, 16-tu słuchaczy w jednej grupie – do zastanowienia się nad zadanym paradoksem.

 Spośród tej grupy być może dwóch uczniów dochodzi do oczekiwanego rozwiązania. Nakłania się ich wówczas, aby swój tok rozumowania przedstawili także i pozostałej grupie. Następnie wszystkim słuchaczom – za pomocą przeprowadzonego eksperymentu - demonstruje się fizyczne odzwierciedlenie odkrytej wspólnie zasady. Postępując w ten sposób, wychowawca stara się osiągnąć dwa cele: rozwinąć w uczniach zdolność do kognitywnego, odkrywczego myślenia, a jednocześnie kształtować w nich zalążki specyficznego rodzaju powiązań społecznych.

 Ten społeczny aspekt poznania jest zagadnieniem o centralnym znaczeniu. Zdolność dokonywania odkryć, kreatywnego rozwiązywania problemów manifestuje się zawsze indywidualnie, niemożliwa jest ona do prześledzenia za pomocą aparatu zmysłowego innego człowieka. Świadome poznanie nie jest postrzegalne jako zjawisko istniejące zewnętrznie – ale jednocześnie jedyną drogą do kształtowania tegoż poznania jest zrozumienie, w jaki sposób ów proces poznawczy dokonywał się w innym człowieku. Grupa uczniów powinna być połączona świadomością, iż każdy z nich uczestniczy w tym samym procesie poznania i odkrywania zasad rzeczywistości. Łączy ich wspólna wiedza, jak dla przykładu wspólna znajomość imion ludzi, którzy jako pierwsi znaleźli rozwiązanie analizowanego paradoksu.
 
 

Skąd słowo „Eureka”?

 Niekiedy w moich wykładach posługiwałem się przykładem postaci Archimedesa. Powszechnie znany jest okrzyk Archimedesa „Eureka!”, czyli „Znalazłem!”.

 Zadajemy zatem uczniom pytanie: Cóż też skłoniło Archimedesa do wykrzyknięcia „Eureka”? Nad jakimż to problemem wówczas pracował? Co waszym zdaniem stanowi rozwiązanie tego problemu? Przy tej okazji opisujemy uczniom antyczne Syrakuzy, kulturę grecką, nadmieniamy, iż Archimedes utrzymywał ciągłą korespondencję z Eratostenesem z Aleksandrii. Przedstawiamy zatem historyczne kulisy dokonanych odkryć oraz osobę samego ich autora.

 Po czym stawiamy uczniów przed zadaniem, aby samodzielnie rozwiązać archimedejski problem. Pierwszy, który dotrze do tego rozwiązania, będzie miał prawo zawołać „Eureka!”. W ten sposób chwila, przeżyta przez Archimedesa przed 2200 laty, na nowo staje się duchową rzeczywistością współcześnie żyjących uczniów.

 Na tym właśnie polega edukacja nauk ścisłych,  na tym polega nauczanie muzyki i malarstwa: na wysiłku wychowawczym, zmierzającym ku temu, aby w umysłach współczesnych uczniów na nowo ożyły wielkie odkrycia, stanowiące kamienie milowe w rozwoju ludzkości. Zapoznając się z samym odkryciem, uczniowie poznają tym samym imię tego, kto je dokonał. Powstaje wówczas wrażenie, iż obcujemy z człowiekiem wciąż jeszcze żyjącym, przemawiającym do nas i pracującym wspólnie z nami. Stopniowo,

krok po kroku umysły prowadzonych w ten sposób uczniów zaczynają przypominać słynny fresk Rafaela „Akademia Ateńska”. Przedstawieni na tym fresku ludzie pochodzą z rozmaitych epok, nie byli oni sobie współcześni. Artysta ukazuje ich jednak pogrążonych we wzajemnej rozmowie. Czyż nie tak właśnie wygląda umysł prawdziwie wykształconego człowieka? Człowieka, w którym spotykają się wielkie postacie ze wszystkich, najodleglejszych nawet epok?

 Obraz ten, odciśnięty w umyśle ucznia, nazywany jest „sumieniem naukowym”. Człowiek wyposażony w taki rodzaj sumienia wzdraga się uczynić cokolwiek, co nie znalazłoby aprobaty w oczach wielkich postaci przeszłości.

 Wykształcenie takiego właśnie, obdarzonego sumieniem człowieka powinno być celem każdego pedagogicznego wysiłku, a twierdzenie to nie odnosi się bynajmniej jedynie do fizyki i pozostałych nauk ścisłych. Odnosić je można w takim samym stopniu do tak zwanych klasycznych sztuk pięknych.
Spójrzmy dla przykładu na muzykę: od dawna obowiązuje w niej zasada tak zwanej polifonii (wielogłosowości). Zasada ta znana była już w czasach Platona, być może zresztą jej korzenie sięgają jeszcze głębiej. Leonardo da Vinci odkrył ją na nowo i opracował w doskonalszej nawet formie 

– niestety, jego dzieło na temat muzyki i polifonii bezpowrotnie zaginęło. Prace te stały się jednak podstawą dalszych badań prowadzonych przez Keplera, który sformułowane przez Leonarda prawa harmonii dźwięków zastosował przy swoim opisie funkcjonowania układu słonecznego. Genialny Jan Sebastian Bach rozwinął wreszcie kontrapunkcyjną metodę kompozycji – nawiasem mówiąc metoda ta do dziś pozostaje absolutnie niezrozumiana w większości szkół muzycznych – która stała się podłożem dla powstania całego nurtu muzyki klasycznej.

 Te same reguły odnoszą się również do malarstwa. Nauczanie sztuk pięknych, klasycznych metod stosowanych w malarstwie, muzyce itd., w połączeniu z zapoznawaniem z klasycznymi metodami badawczymi w naukach ścisłych – wszystko to składa się na proces pedagogiczny, nazywany edukacją historyczną. Edukacja ta może z kolei stać się punktem wyjścia dla zdobywania wiedzy politycznej.
 
 

Fenomen „przyspieszonego rozwoju nauki”

 W tym miejscu dochodzimy do rozstrzygającego punktu naszych rozważań, a mianowicie do twierdzenia, iż każdy przyrost produktywnych możliwości ludzkości ma swoje źródło w takim właśnie procesie poznawczym, jaki staramy się wykształcić za pomocą klasycznej humanistycznej edukacji. „Ekonomię realną” zdefiniować można jako przyrost ludzkiej kontroli nad naturą, mierzony na głowę mieszkańca oraz na kilometr kwadratowy, któremu towarzyszy weryfikowalna poprawa warunków demograficznych.

 Ubiegłe stulecie było świadkiem kilku projektów „przyspieszonego rozwoju naukowego”. Tradycja badawcza zapoczątkowana przez Kaestnera i kontynuowana przez jego ucznia Gaussa, prace Mengego, Carnota i Riemanna, nazwać by można „projektem zintensyfikowanego skoku naukowego”. Również dzieło Leibniza wraz z osiągnięciami kręgu współpracujących z nim osobistości zasługuje na miano takiego właśnie „skoku naukowego”.

 Stopień kontroli człowieka nad naturą zależy od dwu czynników: po pierwsze, poszczególna jednostka musi swoim osobistym wysiłkiem poprowadzić proces badawczy o krok dalej, po drugie, społeczeństwo musi być w stanie tak kształtować swoje stosunki socjalne i polityczne, aby umożliwić jednostce wyzwolenie jej kreatywnego potencjału. Dlatego też często podkreślam znaczenie mojej własnej dziedziny badawczej, a mianowicie nauki o ekonomii realnej, gdyż w jej obszarze zbiegają się wszystkie omawiane poprzednio przeze mnie zagadnienia.

 Potrzebna jest dziś światu taka „sztuka rządzenia”, która obierze sobie za zadanie użycie systemu kształcenia jako narzędzia dla świadomego kształtowania społeczeństwa, mając przy tym na względzie dobro żyjących w tym społeczeństwie ludzi. System kształcenia powinien pomagać ludziom w osiągnięciu następujących celów: pogłębienie zrozumienia wzajemnej zależności pomiędzy człowiekiem i biosferą, zrozumienie dla pozycji człowieka wewnątrz samej biosfery oraz przyrost jego twórczych możliwości, stosowanych wewnątrz i wobec natury.

 Kiedy zbliżaliśmy się już do lądowania w Warszawie, miałem okazję przyjrzeć się panoramie polskiej wsi. Problemy polskiego rolnictwa były mi znane już wcześniej, nie stanowiły dla mnie zaskoczenia, mimo to obraz wiosek oglądanych z wysoka stanowił bardzo plastyczną ilustrację poznanych poprzednio problemów. Jakie można znaleźć sposoby, aby powstrzymać rosnące w Polsce bezrobocie, szczególnie to ogarniające polską wieś? Kwestia ta jest jednym z kluczowych zagadnień „sztuki rządzenia”. Z pewnością nie jest to najbardziej centralna kwestia ze wszystkich, z jakimi mamy do czynienia na świecie, jednakże nadaje się ona, by uczynić z niej typowy probierz możliwości danej filozofii rządów.

 Jak można rozwiązać wspomniany problem, i to nie w jedynie mechanistyczny, lecz w ludzki i sprawiedliwy sposób? Jakich użyć metod, aby – rozumując w duchu prawdziwie humanistycznej nauki, a nie w duchu buchalterii – pomóc polskiemu rolnikowi, jak doprowadzić do harmonijnego rozwoju gospodarczego dla całego kraju?

 Odpowiedzią na te pytania jest w pierwszej mierze stworzenie lepszego systemu szkolnictwa oraz troska o klasyczno-humanistyczne wychowanie, którego model starałem się tu pokrótce opisać.
 
 
 

Porażka obecnego modelu kształcenia

 Z pewnością niejednokrotnie mogli Państwo się przekonać - w toku swojej pracy uniwersyteckiej bądź też przy innych okazjach – jak okropne są skutki obecnego modelu kształcenia. Jedynym jego celem jest w miarę efektywna tresura ludzi do wykonywania określonych zadań – tresura nie różniąca się zasadniczo od tresury zwierząt, planowana podług ilości wolnych miejsc, które stoją akurat do dyspozycji w obszarze takiej czy innej gałęzi gospodarki. Obecny model kształcenia w żadnym, najskromniejszym nawet

stopniu nie uwzględnia w swych założeniach i intencjach, iż ma on do czynienia z  istotą stworzoną na podobieństwo Boga. Jego przesłanie brzmi mniej więcej w ten sposób: „Mamy tu dla ciebie stanowisko krowy na pastwisku, a to z tego właśnie powodu, że na tej łące zwolniło się miejsce dla jednej krowy.” Model taki nie zasługuje na miano kompetentnego konceptu wychowawczego, i tak samo nie jest on w stanie zbudować podstaw dla kompetentnej ekonomii.

 Znane są Państwu paradoksy dawnego sowieckiego systemu – ja sam przez wiele lat studiowałem ten fenomen. W dziedzinie badań podporządkowanych celom militarnym sowiecka nauka (częściowo przy pomocy specjalistów więzionych w gułagach) dokonywała prawdziwych cudów, jeśli uwzględnić przy tym nader skromne środki, stojące do dyspozycji badaczy. W tym samym czasie – a zwłaszcza poczynając od ery Chruszczowa – sowiecka

gospodarka stopniowo przekształcała się w jedną wielką katastrofę. System sowiecki nie pozwalał na to, aby osiągnięcia naukowe, wypracowane w przemyśle militarnym, zastosować także i w cywilnych fabrykach. Powodem tej dziwnej blokady była z gruntu fałszywa koncepcja człowieka, z gruntu fałszywe założenia gospodarcze. Celem każdej gospodarki musi być wyniesienie poszczególnego człowieka na jak najwyższy dostępny mu poziom rozwoju – tak właśnie muszą brzmieć podstawowe założenia ekonomiczne.

 Obecny model kształcenia przyczynia się do powstania jeszcze innego, nader poważnego problemu, obserwowanego na nader częstym przykładzie ludzi, którzy obdarzeni są wystarczającym potencjałem, by móc rozwijać swoje horyzonty poznawcze, ale pozbawieni ambicji, aby coś w tym kierunku uczynić.

 Prześledźmy ten problem na przykładach znanych z uniwersyteckiej praktyki.

 Z jednej strony mamy w niej do czynienia ze studentami, którzy nie osiągają żadnych postępów – nie z powodu braku zdolności, lecz z braku jakiegokolwiek impulsu w kierunku własnego samorozwoju. Zamiast stawiać czoła naukowemu wyzwaniu, uciekają oni przed nim. Z drugiej strony mamy częste przykłady postaw, analizowanych przez amerykańskiego badacza Kubie’go. Opisuje on m. in. przypadek bardzo obiecującego studenta zaawansowanych semestrów, rokującego wielkie naukowe nadzieje. Lecz

student ten, natychmiast po uzyskaniu dyplomu, rezygnuje z jakiejkolwiek działalności badawczej, odrzuca karierę naukową wybierając zamiast niej karierę rynkową. Osobiście spotkałem się z wieloma podobnymi przypadkami: utalentowani młodzi ludzie, rezygnujący z perspektywy własnego intelektualnego rozwoju. Dlaczego dokonują takiego właśnie wyboru? Ponieważ ich podstawowe założenia życiowe zostały ukształtowane w taki a nie inny sposób. Ich założeniem życiowym zostało nie poświęcenie się dla pracy, lecz kariera.

 Jakże często spotykamy też pokrewny problem: przypadek ubogich rodziców, wpajających swoim dzieciom: „Ucz się czegoś pożytecznego, 
abyś w wieku 16-tu czy 18-tu lat mógł sam na siebie zapracować.” Celem naszego modelu wychowawczego powinno być natomiast: „Zdobywaj wykształcenie, abyś w jak najdoskonalszy sposób mógł objawić się światu jako istota stworzona na podobieństwo Boga.” Moje osobiste doświadczenie potwierdza, iż ludzie, których założenia życiowe ukształtowały się pod wpływem takiej właśnie zasady, są zwykle dobrymi pracownikami z powodu już choćby swojej wewnętrznej motywacji: ponieważ szczerze chcą dobrze pracować. Ludzie tacy są również dobrymi obywatelami, a ich dzieci mają wszelkie szanse na pomyślny rozwój.

 Jestem głęboko przekonany, iż nadchodzący światowy kryzys, który zmiecie wszystkie uznawane dzisiaj autorytety, musi zostać przez nas wykorzystany jako szansa na uzdrowienie modelu kształcenia. Szansę tę musimy wykorzystać, aby wdrożyć do powszechnej świadomości nową koncepcję ekonomiczną: koncepcję gospodarki, której celem jest podniesienie produktywności przy pomocy humanistycznej metody nauczania i przygotowywania młodych umysłów, tak aby mogły one dokonywać odkryć zmieniających teraźniejszość i przyszłość. Koncepcję gospodarki, w której uniwersytet jest sumieniem narodu.
 
 

Dyskusja:

Dr Olędzki: Moją wypowiedzią chciałbym skierować uwagę Państwa na zagadnienie, które w naszym kraju przez wielu ludzi odbierane jest jako swoisty problem. Ostatnie badania opinii publicznej dowodzą, iż praktycznie połowa społeczeństwa skłonna jest w nadchodzących wyborach oddać swoje głosy tym ugrupowaniom, które są politycznymi spadkobiercami partii komunistycznej. Każdy z nas zadaje sobie pytanie: Dlaczego mamy z tym zjawiskiem do czynienia? Dla mnie, nauczyciela chemii, odpowiedź na to pytanie jest nader prosta: Stajemy tutaj przed przedłużającymi się następstwami systemu, wychowującego ludzi w duchu niewolniczym.

 Zwróćmy jednak naszą uwagę w stronę przyszłości, której możliwa perspektywa została przedstawiona nam przed niewieloma chwilami w sposób tak znaczący. Nie jest to bynajmniej łatwe zadanie, tak rozwinąć talenty i możliwości intelektualne jednostki, aby mogła ona w pełni rozwinąć swój potencjał. O trudnościach związanych z takim zadaniem miałem okazję przekonań się na początku lat 90-tych, kiedy na zlecenie Ministerstwa Oświaty opracowywaliśmy program nauczania dla polskiego szkolnictwa.

 Chciałbym tu zacytować jedno ze stwierdzeń naszego ówczesnego programu: "Fundamentem wszelkiej działalności wykładowczej powinna być wiara w istnienie czynnika moralnego, owej cnoty, dzięki której istota ludzka potrafi osiągnąć samodoskonalenie i rozwinąć siły umożliwiające ulepszenie świata. Zadaniem szkoły jest pomagać jednostce w wyzwoleniu tego właśnie potencjału moralnego oraz przyczyniać się do utrwalania ponadczasowych wartości etycznych." Tego rodzaju stwierdzenia nie zostałyby dziś zamieszczone w żadnym z oficjalnych dokumentów Ministerstwa Oświaty. I w tym właśnie fakcie upatruję sedno naszych obecnych problemów. Tymi słowami otwieram naszą dyskusję.

Pytanie: Panie LaRouche, czy znane jest Panu jakiekolwiek państwo bądź też ustrój społeczny, w którym opisywany przez Pana model wychowawczy zostałby już zrealizowany? Kolejne moje pytanie brzmi: W jakim wieku powinno się podejmować pracę wychowawczą z jednostką?

LaRouche: Przede wszystkim chciałbym tu nawiązać do tak zwanej "amerykańskiej tradycji intelektualnej", będącej w gruncie rzeczy produktem myśli europejskiej. W epoce, w której dokonała się rewolucja amerykańska, nie było możliwe urzeczywistnienie w Europie republikańskiego modelu państwowego, choć jednocześnie w tejże samej Europie żyło w tym czasie wielu ludzi definiujących się jako zwolennicy filozofii i myśli politycznej

Leibniza. W tym kontekście należy przypomnieć, że amerykańska Deklaracja Niepodległości oraz konstytucja Stanów Zjednoczonych swoje korzenie ideowe mają w koncepcjach sformułowanych przez Leibniza. Wielu Polaków opuściło tym czasie swój kraj i emigrowało do Ameryki Północnej w nadziei, iż kiedyś, po powrocie do ojczyzny, zdołają urzeczywistnić w niej amerykański model polityczny.

 Natura politycznego konfliktu, w jaki jesteśmy obecnie zaangażowani, jest bardzo łatwa do opisania. Konflikt ten ma miejsce zarówno w samych Stanach Zjednoczonych jak i poza nimi.

 My Amerykanie mieliśmy w swojej historii wielu bardzo złych prezydentów, ale też i kilku wybitnych przywódców, jak John Quincy Adams, Abraham Lincoln, F. D. Roosevelt, który pomimo swoich niezaprzeczalnych przywar i słabości był jednak przedstawicielem prawdziwej tradycji amerykańskiej. 
Do grona tego zalicza się również John F. Kennedy, który również usiłował reprezentować prawdziwą tradycję amerykańską, dopóki nie został zamordowany. W Stanach Zjednoczonych istnieje solidnie zakorzeniona "amerykańska tradycja intelektualna" -  ja sam wliczam siebie do jej przedstawicieli. Jej korzenie polityczne sięgają wspomnianych już idei Leibniza. Ta właśnie tradycja intelektualna stanowiła kiedyś fundament naszej polityki.

 W obecnym okresie mamy do czynienia z globalnym zwycięstwem zupełnie przeciwstawnej linii politycznej, którą można nazwać oligarchicznym modelem społecznym. W ramach oligarchicznego modelu społecznego elitarna mniejszość przy pomocy swoich sługusów utrzymuje większość ludności, zarówno jeśli chodzi o aspekty rozwoju intelektualnego, jak i wiele innych, na poziomie ludzkiego bydła. Oligarchiczna idea polityczna, możliwa do zaobserwowania w ciągu całego trwania cywilizacji europejskiej, sięga swoimi korzeniami do metod sprawowania rządów w pogańskim starożytnym Rzymie. W starożytnym Rzymie istniało pojęcie "vox populi", praktycznie tożsame z dzisiejszą definicją "opinii publicznej".

 Owa "opinia publiczna" to w rzeczywistości przemyślnie skonstruowany system kłamstw i przeinaczeń, za pomocą którego dzisiejsza ludzkość manipulowana jest w podobny sposób, jak manipulowany był plebs dawnego Rzymu, zwabiany do Koloseum i z uciechą towarzyszący kaźni pierwszych chrześcijan, dokonywanej dla rozrywki Nerona.  Jednakże ta sama historia europejska dostarcza przykładów urzeczywistnienia właściwego modelu wychowawczego, modelu, jaki starałem się opisać w moim wystąpieniu. W pewnym sensie ja sam jestem wychowankiem i spadkobiercą takiego właśnie modelu.

 Jako przykład przytoczyć by tu można działające w duchu nauk świętego Augustyna stowarzyszenia, które starły się wprowadzić klasyczne, humanistyczne metody nauczania europejskiej młodzieży. Stowarzyszeniem takim było dla przykładu "Bractwo Wspólnego Żywota", które wydało ze swojego grona wiele wybitnych osobowości Renesansu. Wciąż na nowo podejmowano próby urzeczywistnienia klasyczno-humanistycznego modelu wykształcenia. Model ten starano się realizować w wielu katolickich ośrodkach nauczania. Przy tej okazji należy także wymienić koncepcję nauczania opracowaną przez Humboldta.

 W moich pracach starałem się jednak nieustannie podkreślać, iż nie wolno nam poprzestawać na próbach kopiowania przykładów z przeszłości. Przeszłe wzorce musimy twórczo przekształcać, dopasowując je do obecnych realiów. Ustrój polityczny, jaki obiera sobie społeczeństwo, musi być naturalną pochodną jego systemu kształcenia, jaki od podstaw definiuje rolę jednostki oraz ugrupowań politycznych w kształtowaniu systemu społecznego, w kształtowaniu reguł, jakimi kieruje się społeczeństwo. Musi

być to system, którego założeniem jest głoszenie prawdy, w opozycji do rozpowszechnianych dzisiaj mitów, półprawd, oraz jawnych kłamstw. 
Dysponujemy dzisiaj wystarczającą wiedzą, aby móc jasno określić nasze przyszłe zadania. Cała trudność leży w tym, aby dostrzec odpowiednie okoliczności do realizowania tychże zadań, oraz aby rozbudzić w sobie wolę, by te okoliczności należycie wykorzystać. 
 
 

Uparty optymizm

Pytanie: Swego czasu, w ramach mojej pracy uniwersyteckiej, zajmowałem się tak zwanymi metodami "pobudzania kreatywnego myślenia". Im dłużej analizowałem te metody, tym większe wydawały mi się przeszkody, stojące na drodze do ich realizacji. Przede wszystkim dlatego, iż nauczycielom akademickim, już krótko po podjęciu przez nich pracy wykładowczej, po prostu opadają ręce. Wielu nauczycieli jest z początku bardzo motywowanych do kreatywnej i twórczej pracy z uczniami, ponieważ mają

nadzieję otrzymywać od swych wychowanków impulsy, które dla nich samych mogłyby się stawać inspiracją do badań. W pracy z dzisiejszymi studentami usiłuje się dla przykładu przedstawiać im znaczenie podstawowych praw fizyki. W odpowiedzi słyszy się często, że jest to zwykłe marnowanie czasu, wszystkie te informacje można bez żadnych trudności uzyskać przy pomocy komputera, wystarczy jedynie otworzyć taki czy inny plik. Można zaryzykować stwierdzenie, iż postęp techniczny 

rozwodnił potencjał umysłowy współczesnych młodych pokoleń. Z tego powodu pytanie moje zwraca się ku zagadnieniu wykształcania w ludziach swego rodzaju silnej woli: W jaki sposób rozbudzić w człowieku impuls, popychający go ku zbliżeniu do Boga? Jak można go zainspirować?  Wydaje mi się, iż w normalnych warunkach wysiłek taki musiałby rozpoczynać się 
już w bardzo wczesnym etapie rozwoju poszczególnego człowieka. 

Jednakże obserwując obecną sytuację dochodzę do wniosku, iż politycy rządzący obecnie krajem uczyniliby wszystko, aby tego rodzaju wysiłki sabotować. Jako argument przytoczyliby wówczas przykład Platona, który również usiłował stworzyć państwo idealne, i odniósł przy tym porażkę. Tym bardziej daremne musiałyby zatem okazać się podobne wysiłki dzisiaj, kiedy człowieka o wiele łatwiej jest wychowywać na bezwolnego konsumenta, niż na jednostkę gotową przyjąć wielkie wyzwania. 

LaRouche: Problem, który opisał Pan w swoim pytaniu, jest ściśle związany z działalnością pewnego człowieka złej woli, pochodzącego z Wenecji. Był nim Paolo Sarpi. W roku 1582 Sarpi został praktycznie "władcą Wenecji", i panowanie to przedłużył aż do początków 17-go wieku. Sarpi jest duchowym ojcem empiryzmu. W ówczesnej Anglii kontrolował on frakcję polityczną otaczającą króla Jakuba I, będąc jednocześnie głównym inspiratorem dla Francisa Bacona. Z kolei Thomas Hobbes zawdzięcza podstawy swoich idei Galileuszowi, który był osobistym lokajem Sarpiego. Takie właśnie są korzenie późniejszego tryumfalnego pochodu brytyjskiego empiryzmu i francuskiego kartezjanizmu.

 Najbardziej interesującym aspektem filozofii empirystycznej, będącym jednocześnie główną ideową przyczyną wszystkich naszych obecnych problemów, jest następujący fenomen: Sarpi przeprowadził swego rodzaju samo analizę, a w jej wyniku doszedł do wniosku, iż człowiek jest z natury rzeczy istotą złą i występną.

 Zastanówmy się tutaj, jakimż to obrazem Boga operuje Sarpi?  Nie jest to bynajmniej obraz Boga-Stworzyciela. Czy zetknęli się już Państwo kiedyś z opisami ruchu religijnego tak zwanych Bogomiłów? W obrębie cywilizacji europejskiej zaistniało - i istnieje do tej pory - wiele ruchów religijnych, których podłoże stanowi nauka tak zwanych Bogomiłów. To w tej właśnie nauce należy też szukać pierwotnych ideowych korzeni dla doktryny tak zwanego "wolnego rynku". Fundament tej nauki stanowi przekonanie, iż

pojęcie "obiektywnej prawdy" w rzeczywistości nie istnieje. Człowiek jest z natury zły, zachłanny, miotany pierwotnymi instynktami. Logicznym następstwem tej nauki jest przekonanie, iż rzeczy tego świata należy po prostu pozostawić ich własnemu biegowi, gdyż tak czy owak rządzone są one przez jakieś tajemnicze ukryte siły, małych zielonych ufoludków czy coś w tym rodzaju. Z tego też przekonania wywodzi się idea tak zwanej "ukrytej ręki", wpływającej rzekomo z ukrycia na bieg wydarzeń, przede wszystkim

tych ekonomicznych. W myśl tej koncepcji owe tajemnicze siły są jednocześnie przyczyną, dla której pewni wybrani ludzie są predysponowani do osiągnięcia bogactwa. Jeżeli pokłonić się przed bogiem zła, wówczas może on uczynić człowieka bogatym i wpływowym. Na takim właśnie fundamencie oparte zostały opracowane przez empirystów ideowe podstawy celów i metod działania Monarchii Brytyjskiej. 

 W obrębie nauki europejskiej duchowym inicjatorem opozycji wobec filozofii empirystycznej był Johannes Kepler. Kepler udowodnił, iż zarówno Kopernik jak i Tcho de Brahe mylili się w matematycznych aspektach ich modelu świata. Na bazie opracowanego przez siebie materiału obserwacyjnego, którego gromadzenie rozpoczął de Brahe, Kepler wykazał, iż orbity planet nie są bynajmniej równomiernie koliste, i że z tego właśnie powodu nie można wyliczyć prędkości ruchu bądź też położenia danej planety w danym miejscu orbity za pomocą zwykłej statystycznej ekstrapolacji.

 W swojej pierwszej próbie wypracowanie alternatywnego modelu układu słonecznego Kepler dowiódł, iż linia łącząca Słońce z daną planetą w przewidywalnych odstępach czasu przecina wciąż te same płaszczyzny. Jeszcze dla Kopernika uchodziło z kolei za pewnik, iż bieg planet niemożliwy jest do opisania za pomocą jakichkolwiek formuł matematycznych, gdyż zależy on jedynie od tak zwanego "zamiaru" danej planety.

 Kepler sformułował również pierwszą definicję siły ciążenia. Jego teoria została następnie rozwinięta i potwierdzona przez Gaussa, stając się źródłem rozpowszechnienia w nauce takich pojęć jak sama "naukowość" czy też "uniwersalne prawo fizyki". Innymi słowy, mechanizm wszechświata zasadza się na pewnych uniwersalnych fizykalnych regułach, które ludzkiemu umysłowi objawiają się dzięki zastosowaniu metody twórczego paradoksu.

 Przyjrzyjmy się uważnie reakcji na te osiągnięcia. Odpowiedź empirystów brzmiała: "Do takich samych wyników możemy również dojść posługując się niezmiennym, statycznym modelem rzeczywistości, jak opisują ją Bertrand Russell, John von Neumann czy też Norbert Wiener. " Krótko potem miał miejsce atak zaciekłego empirysty Ernsta Macha przeciwko Maxowi Planckowi i jego teorii kwantowej.

 Postęp w nauce - co z łatwością możecie Państwo udowodnić nauczanym przez Was studentom - dokonuje się dzięki zastosowaniu następującej metody: Poprzez sformułowanie fizykalnych paradoksów, i znalezienie ich rozwiązania na drodze eksperymentalnej, odkrywane są uniwersalne zasady rządzące wszechświatem. Jeżeli w tym kontekście analizować prace badawcze Keplera, wówczas dochodzi się do odkrytej przez niego uniwersalnej zasady, którą sam Kepler nazwał "wolą" wszechświata. Ta sama prawidłowość odnosi się do dokonanego przez Fermata odkrycia

załamania światła. W ten sposób poznawane są obecne we wszechświecie prawa, których działanie bynajmniej nie pokrywa się z rezultatami, jakich oczekiwał sam badacz na podstawie zgromadzonych przez niego na wstępie zespołu statystycznych danych. Wszechświatem rządzą uniwersalne prawa fizyki, których wspólną cechą jest to, co możemy nazwać "świadomą ukierunkowaną wolą". Wszechświat nie jest skonstruowany w taki sposób, jak to wyobrażali sobie Sarpi i jemu podobni. We wszechświecie obecna jest świadoma, ukierunkowana wola.

 Fakt ten daje nam sposobność do zadania bardzo interesującego teologicznego pytania: Jeżeli człowiek jest istotą nie z natury rzeczy istniejącą, lecz stworzoną, jeżeli obdarzony został potencjałem, aby ową świadomą, ukierunkowaną wolę rozpoznać i wykorzystać dla swoich celów, co wówczas stanowi sens jego egzystencji? Sens ludzkiej egzystencji wyznaczany jest ukierunkowaniem woli jego Stwórcy. Jeżeli zgodzić się na założenie, iż sens ludzkiego istnienia zdefiniowany został przez wolę Boga, wówczas jako konsekwencję tego założenia musimy przyjąć, iż u podłoża istnienia całego wszechświata leży pewien zbiór reguł, który definiują między innymi sposób, w jaki człowiek powinien traktować istoty sobie podobne. 

 Jednakże w Waszej praktyce uniwersyteckiej często stajecie Państwo wobec następującej sytuacji: Student wyraża Wam swoje przekonanie, iż nie istnieje coś takiego jak "prawo naturalne". Jesteście Państwo konfrontowani z pesymizmem kulturowym - pesymizmem wobec koncepcji Boga, koncepcji człowieka i wszechświata. W umyśle wykładowcy powstaje obraz społeczeństwa podobnego gangom dziecięcym z Rio de Janeiro. Wyobraźcie sobie Państwo ośmioletnie czy dwunastoletnie dzieci, bezdomne, 

osierocone, żyjące z kradzieży. Zjawisko, jakie opisał Pan w swoim pytaniu, można napotkać tak w Polsce jak i w innych częściach świata. Dogłębny pesymizm kulturowy doprowadził do tego właśnie stanu umysłowego. Uliczne dzieci z Rio de Janeiro zatraciły jakiekolwiek wyobrażenie o godności człowieka. Nie wiedzą one, czym jest ludzki twórczy potencjał, ani jakie są zasady rządzące wszechświatem. Dzieci te należy ponownie doprowadzić do zrozumienia tego, czym jest i czym może być w ich życiu prawda.

 Wychowawca, który zdecydowany jest podjąć to wyzwanie, staje wobec prawdziwie niełatwego zadania, zwłaszcza, jeżeli zmuszony jest sprostać mu w osamotnieniu. Może on jednak - i powinien - spróbować zdobyć sprzymierzeńców. Sprzymierzeńcami wykładowcy stają się także historyczne fazy, w których system osiąga swój punkt załamania. Z fazą taką mamy do czynienia obecnie. W podobnych momentach łatwiejsze staje się zdobycie uwagi wielu ludzi. Można im wówczas zadać pytanie: "Jak widzicie, stary

system nie zadziałał w sposób przez nas oczekiwany. Może zatem spróbowalibyśmy poznać i wprowadzić w życie jakąś inną, lepszą koncepcję?" Przy podobnych przedsięwzięciach człowiek musi wyposażyć się w swego rodzaju uparty, niezłomny optymizm. Jedynie będąc uzbrojonym w taki właśnie rodzaj optymizmu, można stawić czoła opisanym tu wcześniej problemom. Ponieważ optymizm ten nie zawsze bywa bezpośrednio nagradzany, potrzebny jest przy nim swego rodzaju "ślepy upór".
 
 
 

Wzniosłość nauczania

Pytanie: Pytanie, które chcę zadać, odnosi się również do obecnej polityki oświatowej. Nie możemy tak po prostu przejąć amerykańskiego czy też niemieckiego modelu kształcenia. W poszukiwaniu odpowiednich wzorców musimy sięgać znacznie dalej w przeszłość, na przykład do reform braci Humboldtów. Zbigniew Brzeziński, czy też inni współcześni propagatorzy tak zwanej "reformy szkolnictwa", postulują w gruncie rzeczy zinfantylizowanie całego modelu kształcenia. Cytując tu jedno z tego rodzaju publikacji: "Jestem zwolennikiem możliwie późnego rozpoczynania nauczania szkolnego dzieci."

 Najlepszych przykładów oporu przeciwstawianego tej polityce infantylizacji i dehumanizacji społeczeństwa – można by tu powiedzieć, polityce poddawania społeczeństwa prawom bezdusznej statystyki - dostarczają niewielkie państwa, takie jak przykładowo Norwegia. Stosunek liczby nauczycieli do ilości uczniów jest tam najkorzystniejszy w Europie, i nie obniża się on bynajmniej, tak jak ma to miejsce w Wielkiej Brytanii. Innym faktem, który wywarł na mnie wielkie wrażenie, było zwycięstwo uczniów z Iranu w Międzynarodowej Olimpiadzie Matematycznej. Uczniowie irańscy okazali się tam być o wiele lepsi od przedstawicieli Rosji czy też Stanów Zjednoczonych.

 Czy mogłoby to oznaczać, iż takie właśnie państwa mogą stanowić poszukiwany przez nas wzorzec modelu nauczania? I czy byłby Pan w stanie wymienić nam inne przykłady zastosowania udanego modelu kształcenia? 

LaRouche: W pracy wychowawczej bardzo ważne jest przestrzegania reguły, aby grupa, z którą się pracuje, nie przekraczała liczby 17-18 uczniów. Nauczyciel musi być w stania wytworzyć osobisty związek pomiędzy sobą a swoimi uczniami. Dobry nauczyciel musi - fakt wystarczająco Państwu znany - być stale świadomy tego, w jakim stanie znajdują się umysły jego uczniów. Gdyż każdy z tych uczniów jest jedyny w swoim rodzaju, przy każdym z nich należy móc uwzględnić jego indywidualne cechy. Dopiero na podstawie tej właśnie świadomości nauczyciel może starać się o zainicjowanie twórczej interakcji pomiędzy samymi uczniami.

 Coś takiego następuje natychmiast, jeśli nauczyciel nie zadaje sobie podobnego wysiłku, nawet jeżeli dane mu jest pracować ze stosunkowo niewielką grupą? Nauczyciel wykłada wówczas wobec słuchającej go grupy, lecz nie dochodzi do żadnej wymiany intelektualnej z samymi uczniami. Tego rodzaju nauczyciel tak bardzo zajęty jest samym sobą, iż nawet nie zauważa, kiedy jego uczniowie zasypiają. Jeśli ma on do czynienia z bardzo dużą 
klasą, lub z salą wykładową - znacie Państwo te sytuacje z własnego 

doświadczenia - ekstremalnie trudnym zadaniem staje się już choćby utrzymanie elementarnej dyscypliny w stosunku pomiędzy nauczycielem a uczniem. Najgorsze zaś są przepełnione sale wykładowe, w których bezradny profesor kreśli na tablicy swoje diagramy, nie mając najmniejszego nawet pojęcia, co w tym czasie odbywa się w umysłach jego słuchaczy. Na koniec próbuje zaserwować kilka żarcików, i jeśli słuchacze się zaśmieją, kończy w przekonaniu, iż był to udany wykład.

 Związek pomiędzy nauczycielem a uczniem, podobnie do relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi, jest jednym z najściślejszych ludzkich powiązań, jakie można sobie wyobrazić. Nie zasadza się on na zwykłej konwersacji. Jest to związek, w którym usiłuje się rozbudzić proces poznawczy w umyśle drugiego człowieka, w którym celem jest wywołanie reakcji na wypowiadane przez nauczyciela przesłanie. Osiągnąć ten cel we właściwy sposób można tylko przy założeniu, iż nauczyciel uprzednio wystarczająco poznał swoich uczniów i znane mu są rodzaje ich reakcji. Dopiero wówczas można zapytać: "Janie, a ty co sądzisz o tym, co powiedział Piotr?"

 Obserwując i wpływając na sposób reakcji pozostałych uczniów można  rozbudzić w całej klasie coś, co nazywamy platońskim dialogiem.
Jestem przekonany, iż najlepszą drogą do kształcenia dobrych nauczycieli byłoby gruntowne przerabianie dialogów Platona, polegające przy tym nie tylko na ich lekturze, lecz także na ich swego rodzaju inscenizacji w grupach. Niektórzy z teologów katolickich nazywali ten rodzaj zajęć "ćwiczeniami duchowymi", ponieważ człowiek uczy się w ich trakcie "wcielania się" w kognitywny proces poznawczy swojego bliźniego.

 Tego rodzaju metody kształcenia przynoszą także rezultaty moralne. Nauczyciel przejmuje etyczną odpowiedzialność za rozbudzenie w swoich uczniach dążenia do prawdy. Pierwsza z reguł tego modelu wychowawczego brzmi: "Nigdy nie utwierdzaj swojego ucznia w przekonaniu, iż ma on rację, dopóki z całą pewnością nie dowiedziałeś się, co twój uczeń miał dokładnie na myśli." Naturalnie, tego rodzaju postępowanie z początku wywołuje w uczniach sprzeciw. Uczniowie odpowiadają wówczas: "Pan usiłuje 

kształtować mnie umysłowo, cóż to ma oznaczać? Przyszedłem tutaj po wiadomości, a nie na seans psychiatryczny." Na tego rodzaju reakcje należy być przygotowanym, lecz tylko ta metoda wiedzie do wykształcenia czegoś w rodzaju etycznego związku pomiędzy nauczycielem a uczniem. Stawiany sobie etyczny cel, aby drogą międzyludzkiej interakcji dochodzić do poznania prawdy, stanowi samo sedno każdego właściwego modelu kształcenia.

 Dobrze jest Państwu znane, jakie cechy składają się na "dobrą" uczniowską klasę. Bywają klasy, w których nauczanie sprawia człowiekowi radość, bywają też inne, które człowieka po prostu przygnębiają.

 Chciałbym wywód mój uzupełnić o jeszcze jeden aspekt. W czasach starożytnej Grecji, a także w późniejszej kulturze europejskiej, miał miejsce proces ewolucji metody dialogu. Ci spośród Państwa, którzy zajmowali się Platonem, wiedzą z pewnością, iż jego dzieła były jednocześnie atakiem skierowanym przeciwko klasycznym regułom greckiej metody literackiej, znajdującej swój wyraz dla przykładu w sztuce tragedii. Owa nowa koncepcja, którą Platon przeciwstawił tragikom, znalazła swój wyraz w

opisie postaci samego Sokratesa, przedstawionej w dialogach. Swoją nową koncepcję Platon nazwał "zasadą wzniosłości". Przyjrzyjmy się dla przykładu postaci Joanny d'Arc. Fryderyk Schiller napisał sztukę dramatyczną "Dziewica Orleańska", przedstawiającą - z jednym wyjątkiem dozwolonym zresztą w sztuce teatralnej - autentyczną historię życia Joanny d'Arc. Kościół katolicki również dostrzegł wzniosłość tej postaci, wynosząc ją na swoje ołtarze.

 Od momentu objęcia tronu angielskiego przez Henryka II-go aż do czasów panowania Ryszarda III-go, Europa była ofiarą knowań pomiędzy Wenecją a dynastią Plantagenetów, a w szczególności intryg dynastii Anjou. W tym właśnie czasie młodziutka francuska pasterka stała się narzędziem prawdziwie boskiej misji, której celem było zmuszenie króla francuskiego, by zaczął on wreszcie działać jak przystało na to królowi.  Przesłanie Joanny nie brzmiało: "Ty oto masz panować", Joanna d'Arc powiedziała zamiast tego: "Bóg wezwał mnie, abym ci przekazała, iż masz obowiązek działać jak król. Bóg nakazuje ci to z mojego przesłania."

 Joanna d'Arc oddała życie w służbie swojej misji i została ogłoszona świętą, gdyż jej działanie doprowadziło w konsekwencji do zwycięstwa nad dynastią Plantagenetów, a w pośredni sposób do upadku Ryszarda III-go, co stało się początkiem kształtowania współczesnego społeczeństwa angielskiego. Przykład Joanny d'Arc zainspirował dwóch papieży oraz wywarł wpływ na uczestników Soboru Florenckiego, który zainicjował wspaniałą epokę europejskiego renesansu.

 To właśnie jest istotą wzniosłości. W klasycznej tragedii bohater ginie z powodu niedoskonałości swojego własnego charakteru albo charakteru społeczeństwa, w którym przychodzi mu działać.  Tragedia rozumiejąca zasadę wzniosłości - taka jak Schillerowska "Dziewica Orleańska" - skonstruowana jest jednak inaczej. Joanna d'Arc nie ginie w niej w konsekwencji swojej niedoskonałości bądź też skutkiem popełnionego przez siebie błędu, lecz w pełni świadomie składa swoje życie w ofierze misji, jaką ma do wypełnienia, wywołując tym samym głęboką przemianę w społeczeństwie. Jej poświęcenie stanowi inspirację dla innych ludzi.

 Polska ma w swojej historii wiele bohaterskich postaci, które poświęciły swoje życie dla idei, o jakie walczyły. Polacy są narodem patriotycznych, niepodległościowych zrywów. Wielu Polaków oddało swoje życie w walce przeciwko najeźdźcom, poświęcając się, aby umożliwić przetrwanie swojego narodu. Dlatego też Polacy mają instynktowne zrozumienie dla idei wzniosłości, wiedzą, co to znaczy nie umierać na darmo.

 Praca wychowawcza opiera się w gruncie rzeczy na podobnych założeniach. Proces wychowawczy to twórcze zmaganie umysłów ucznia i nauczyciela. Dla nauczyciela z prawdziwego zdarzenia jego praca jest jednocześnie powołaniem, misją życiową. Swiadomy tej misji, staje on wobec swoich uczniów jako reprezentant idei wzniosłości, sam będąc inspiracją dla swoich słuchaczy. Takimi właśnie ludźmi byli wielcy nauczyciele i badacze, których praca umożliwiła przełomowe osiągnięcia w historii cywilizacji.

 Podsumowując, można powiedzieć, iż każdy z modeli wychowawczych w bezpośredni sposób zależny jest od idei, leżącej u jego podstaw. Ludzie, którzy stawiają sobie za cel urzeczywistnienie wielkiej idei, którzy wiedzą, jakich użyć metod przy jej urzeczywistnianiu, poradzą sobie z tym zadaniem.
 
 

Polska misja etyczna

Pytanie: Chciałbym wyrazić moje podziękowanie zarówno Panu, panie LaRouche, jak też i wszystkim naszym gościom za złożenie nam tej wizyty. W swoim czasie utrzymywałem ścisłe osobiste kontakty z kardynałem Wyszyńskim, poprzednim prymasem Polski. Kardynał Wyszyński nie tylko poddawał surowej krytyce moralnej poczynania dawnego systemu, lecz także był bardzo sceptycznie nastawiony wobec idei napływających do Polski z Zachodu. Na ile jestem zorientowany, Instytut Schillera pozostaje

obecnie praktycznie jedyną moralną i intelektualną instytucją, która krytycznie analizuje rozwój zachodnich społeczeństw i leżących u ich podłoża ideologii. Szczególnie ważna jest moim zdaniem owa wyraźnie dostrzegalna w pracach Instytutu Schillera synteza zagadnień filozoficznych i moralnych, oraz podnoszone tam pytanie o konkretne sposoby upowszechniania i zastosowania w programach społecznych, gospodarczych i politycznych, wypracowanych przez siebie idei.

 Nie oznacza to jednak, iż ja sam wolny byłbym od wszelkich wątpliwości odnośnie sposobu pracy Instytutu Schillera. Pierwsza z moich wątpliwości dotyczy - ogólnie rzecz formułując - skuteczności tych poczynań. Zadaję sobie pytanie, czy w przesłaniu Instytutu Schillera nie znajduje się zbyt duża doza pytań filozoficznych oraz innych dosyć skomplikowanych zagadnień, które mogą osłabiać doraźną skuteczność tych idei. Otwartym pytaniem pozostaje też dla mnie sposób, w jaki przełożyć by można te bardzo uniwersalne, filozoficzne sformułowania na język konkretnych programów dla naszej dzisiejszej działalności.

 W tym punkcie dotykamy innego problemu. Obserwując dzisiejszą sytuację w świecie możemy dojść do wniosku, iż system oligarchiczny zdobywa wyraźną przewagę, iż dominuje on na tej planecie. Ruchy społeczne, stojące w opozycji do systemu oligarchicznego, bywają co prawda tolerowane, jednocześnie jednak ich rola ograniczana jest do rangi niegroźnych, marginalnych ugrupowań. Ugrupowania nastawione krytycznie wobec systemu nie kontrolują sytuacji, nie narzucają tematów publicznym debatom.

 Dlatego też chciałbym z tego miejsca zadać pytanie, które dotyczy definicji swego rodzaju misji dziejowej. Każdy człowiek ma swoją osobistą misję, mam ją też i ja sam. Z perspektywy człowieka Zachodu, oceniającego wypadki z amerykańskiego bądź też niemieckiego punktu widzenia, jak zdefiniowałby Pan polską misję dziejową, mającą się wypełnić w epoce procesów odbywających się na skalę globalną?

LaRouche: Mam nader klarowny obraz wspomnianej przez Pana polskiej misji dziejowej. Częściowo nawiązywałem już do tego zagadnienia, mówiąc o postaci Władimira Wernadskiego, gdyż Wernadski jest właśnie przykładem człowieka posiadającego i realizującego określoną misję. Przyszło mu pracować w służbie państwa, którego koncepcje polityczne i filozoficzne były mu w gruncie rzeczy obce. Jednakże Wernadski temuż samemu państwu ofiarował swoje wielkie osiągnięcia, i pomimo utrzymywania politycznej niezależności był on przez to państwo dla tych osiągnięć szanowany. W pewnym sensie 
Wernadski był także ukraińskim patriotą i bohaterem narodowym, co jest faktem szczególnie istotnym dla Polaków. Polacy bardzo uważnie obserwują rozwój wydarzeń na Ukrainie i w pozostałych państwach sąsiednich, jak na przykład Słowacji itd. Proces kształtowania się narodowych ideałów w państwach leżących na obrębie rosyjskiego kolosa, jest dla Polaków zjawiskiem nader istotnym. 
Odnośnie osobistej misji człowieka mam swoje własne, określone wyobrażenie: publikowałem na ten temat niektóre z moich prac, i zagadnienie to podejmuję wciąż na nowo. Pomimo mojego podeszłego wieku ponownie kandyduję na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, i tym razem mam nadzieję zwyciężyć. Czynię to bynajmniej nie z powodu moich osobistych ambicji - gdyż osiągnąłem w życiu wszystko, czego mi trzeba - lecz dlatego, iż dobro moich bliźnich wymaga, abym objął ten urząd. W Stanach Zjednoczonych nie ma dziś ani jednego polityka, który posiadałby lepsze kwalifikacje do urzędu prezydenckiego niż ja sam.

 Jak zatem z mojej osobistej perspektywy przedstawia się sytuacja Polski? 
Niejednokrotnie już wspominałem, iż w chwili obecnej mamy na naszej planecie do czynienia jedynie z trzema fenomenami kulturowymi, zdolnymi do tego, aby myśleć i działać na skalę globalną. Jednym z nich jest Monarchia Brytyjska, zajmująca się głównie snuciem zbrodniczych intryg, czyniąca to jednak bezsprzecznie na skalę globalną. Jest to kultura, która po dzień dzisiejszy uzurpuje sobie prawo do rozstrzygania o tym, w jaki sposób 
nasza planeta powinna być zarządzana. Kultura rosyjska również myśli i odczuwa w kategoriach globalnych. Trzecią siłą są Stany Zjednoczone, 

definiujące siebie samych jako światową potęgę, która nigdy nie została pokonana, także myślące w skali globalnej. Myślenie to nie jest niestety cechą narodów kontynentalnej Europy. Zbyt często były one podbijane, i zbyt wiele jest obecnie mocarstw znacznie silniejszych niż one same. Chiny, pod względem ludnościowym największy kraj na Ziemi, również nie są w stanie zdobyć się na myślenie w skali globalnej. Co prawda napotykamy w Chinach poszczególnych ludzi myślących w kategoriach polityki światowej, ale samej kulturze chińskiej myślenie takie jest obce. Kultura ta koncentruje swą uwagę na samych Chinach i ich bezpośrednim otoczeniu, nie ogarniając swoim horyzontem całej planety.

 Znalezienie wyjścia z obecnego kryzysu może być osiągnięte jedynie w koalicji suwerennych państw, które wspólnie opracują metody działania. Stany Zjednoczone w naturalny sposób byłyby skłonne, aby przejąć odpowiedzialność za utworzenie takiej właśnie koalicji narodów. Centrum wspomnianej koalicji muszą jednak stanowić narody Eurazji. Azja służy za mieszkanie najliczniejszej grupy ludnościowej na Ziemi, i to pomimo faktu, iż pomiędzy środkową i północną jej częścią wciąż jeszcze rozpościerają się olbrzymie, praktycznie niezamieszkałe obszary.

 Jednym z biegunów Eurazji jest sama zachodnia Europa kontynentalna, ze swoją klasyczną spuścizną Antyku. Mam tu na myśli całość cywilizacji europejskiej, ukształtowanej pod dominującymi wpływami chrześcijaństwa. Kontynent azjatycki zdominowany jest przez inny model kulturowy - choć możliwe jest odnalezienie w tym modelu elementów, z którymi okazuje się być możliwe nawiązanie ścisłej ekumenicznej współpracy, jak dla przykładu z konfucjonizmem w Chinach. Tym niemniej, ogólne modele cywilizacyjne Europy i Azji, ich podstawowe koncepcje dotyczące człowieka, pojęcia absolutu i obrazu wszechświata, znacznie różnią się od siebie.

 Każdy człowiek, obdarzony podobnie jak ja politycznym zdrowym rozsądkiem, w naturalny sposób dochodzi do wniosków, które reprezentuje zresztą także i papież Jan Paweł II. Wnioski te brzmią następująco: świat powinien bardziej sprawiedliwie potraktować Afrykę, lecz najbardziej 
palącą potrzebą jest dziś ekumeniczny ruch stawiający sobie za cel rozwinięcie współpracy z Azją i wiodący do wewnętrznego pojednania całego kontynentu euroazjatyckiego. Wzmocnienie wzajemnych stosunków pomiędzy Europą a południową i wschodnią Azją, których podstawą musi stać się rozbudowa połączeń transportowych, wiodących wzdłuż całego kontynentu, to czynnik o podstawowym znaczeniu dla przyszłości całego ludzkiego rodzaju zamieszkującego naszą planetę.

 Potrzebna nam jest dziś nowa koncepcja człowieka, potrzebny nam jest powrót do idei suwerennego państwa narodowego, wreszcie potrzebna jest współpraca pomiędzy narodami, która krajom takim jak Polska umożliwi nieskrępowane niczym działanie w interesie własnego narodu, i wyzwoli je od ciążącego na nich przymusu, by działać jedynie jako bezwolny wasal agresywnego światowego imperium.
 
 

Wypowiedź kończąca dyskusję:

 Chciałbym wyrazić Panu swoje podziękowanie za szczególne podkreślanie przez Pana znaczenia tak zwanej ekonomii realnej. Ta właśnie realna ekonomia - w moim rozumieniu definiowalna jako interdyscyplinarna synteza nauk o możliwościach użycia środków produkcji dla dobra człowieka - została dzisiaj zastąpiona przez gospodarkę kapitałową. Jesteśmy dzisiaj świadkami dominacji kapitału - wspomaganego w swoich przedsięwzięciach przez nader rozwiniętą machinę informacyjną - który praktycznie rzecz biorąc wykrada gospodarce wielkie sumy, konieczne dla urzeczywistnienia dobrobytu społeczeństw, i pieniądze te obraca na rzecz lichwy i spekulacji, rujnując przy tym gospodarki słabszych ekonomicznie narodów.

 Uzależnienie pomniejszych państw od olbrzymich transferów walutowych, przerzucanych nieustannie z jednego kraju do drugiego, stało się istotnym zagrożeniem dla sytuacji całej ludzkości, i to nie tylko w ekonomicznym, lecz także w etycznym sensie tego słowa. Zysk - mylnie utożsamiany tu z "efektywnością działań" - stopniowo staje się w ten sposób jedynym kryterium moralnym działań ekonomicznych, zysk rozumiany w pojęciach 

szybkiej kariery, a nie w pojęciach długofalowego myślenia strategicznego, którego znaczenie podkreślał Pan w swoich wypowiedziach. Myślenie strategiczne nie szuka swego potwierdzenia w rekordowo szybkich wynikach, koncentrując swą uwagę na długoterminowych procesach, które należy zainicjować w interesie przyszłości, na układaniu długofalowych programów gospodarczych i interdyscyplinarnych projektów rozwoju ludzkości.

 Stoimy dzisiaj wobec zbliżającego się załamania systemu zbudowanego na destruktywnej woli. W swoich wystąpieniach nakreślił Pan przed nami perspektywę, w ramach której już tylko od nas samych będzie zależało, czy zdołamy podjąć i wykorzystać w naszej pracy omawiane tutaj uniwersalne idee z dziedzin pedagogiki i ekonomii. Powodzenie naszych wysiłków z pewnością zależeć będzie także i od tego, czy uda nam się - niezależnie od wszystkich trudności, jakie najpewniej przyniesie ze sobą rozwój najbliższych wypadków - uwolnić się psychicznie od swego rodzaju mentalnej zależności od reguł wielkiego kapitału.

 Dziękuję Panu za wszystkie udzielone tutaj odpowiedzi. Każda z nich nawiązywała do pewnego bardzo istotnego zagadnienia - mianowicie do konieczności wyzwolenia się od przemocy oligarchicznego systemu, gruntującego się na własności wielkiego kapitału. System ten jest sam w sobie destrukcyjny - z natury rzeczy niszczący nie tylko perspektywy rozwoju pomniejszych krajów, lecz także samą ideę solidarnej współpracy pomiędzy narodami, pragnącymi uchronić naszą planetę przed chaosem.
 

Tłumaczenie Michał Schultke
 



W okresie po ataku terrorystycznym na Nowy Jork i Pentagon  Lyndon LaRouche oraz  związane z nim periodyki opublikowały szereg komunikatów i analiz dotyczących strategicznego tła wydarzeń 11 września. Poniżej przedstawiamy niektóre z nich w nadziei, iż wyjaśnią one czytelnikom „Nowej Solidarności” geopolityczne motywy autorów akcji terrorystycznej oraz remedium na obecny kryzys polityczny i gospodarczy, proponowane przez LaRouche’a i Instytut Schillera.
 

“Trzeba zastrzelić kota sąsiadów”

–  komunikat Lyndona LaRouche’a do społeczeństwa Ameryki

 Całodobowe wypieranie z mózgów przez takie sieci telewizyjne jak CNN, zaczyna przekraczać wszelkie granice przyzwoitości. Strach przez atakami terrorystycznymi i masowym ludobójstwem spowodował, że ludzie z CNN, i nie tylko, zachowują się jak człowiek, który wraca z pracy i stwierdza, że ktoś włamał się do jego domu, bierze więc strzelbę i uśmierca kota sąsiadów. Kiedy jego żona mówi: „Henry, to tylko kot sąsiadów”, szaleniec grozi jej: „Zejdź mi z drogi, bo jak nie to i ciebie zabiję”.

 Społeczeństwo amerykańskie jest całkowicie zaskoczone masowym mordem zorganizowanym prze siły wywrotowe w samych Stanach Zjednoczonych. Ponieważ żaden inny kraj nie ma zdolności, aby zorganizować masowy atak tego rodzaju, jedynie pewne wywrotowe elementy działające w ramach naszego establishmentu w siłach zbrojnych i służbach bezpieczeństwa, mogły zaplanować taką operację. Ten masowy zabójca jest włamywaczem i obecnie czai się w naszym kraju, przygotowując następny atak, który z całą pewnością zamierza przeprowadzić.

 Musimy się bronić, bronić nasz kraj przed tym wywrotowym elementem; wszelkie oskarżenia skierowane przeciwko obcokrajowcom, którzy nie byliby w stanie przeprowadzić wtorkowego ataku, czynią nasz naród jeszcze bardziej otwartym na ataki sił wywrotowych znajdujących się tutaj i szykujących się do następnego ataku.

 Tchórzliwi szaleńcy, jak np. ludzie z CNN,  wolą usunąć kota, „z zemsty”, zamiast zmobilizować się w celu obrony kraju przeciwko wrogom znajdującym się wśród nas. CNN wyraża w ten sposób tchórzliwą postawę, którą w języku militarnym określa się „atakiem na ślepo”: siedzący w okopie żołnierz, drżący ze strachu, rzuca się prosto na karabin maszynowy wroga, „by skończyć ten koszmar”.

 Nadszedł czas, by zagwarantować, iż doradcy prezydenta Busha nie przejęli takiej właśnie postawy tchórza, który woli zlikwidować bezbronnych niewinnych ludzi o ciemniejszym kolorze skóry, w różnych oddalonych krajach świata, zamiast stanąć w obliczu przerażającego faktu, że zabójcze siły wywrotowe czyhają w naszych szeregach i szykują się do kolejnego ataku. Czy tak bardzo boimy się wroga, że wolimy udawać, iż nie istnieje i rewanżować się strzelając do dzieciaka z sąsiedztwa bawiącego się plastikowym karabinem?

 Pozwólmy prawdziwym generałom, reprezentującym tradycję generała Douglasa MacArthura, przejąć pozycję doradców prezydenta. Eksperci myślący w kategoriach „Mechanicznej pomarańczy” powinni wrócić do swoich biur, by poważni profesjonaliści mogli opracować strategię zwycięstwa  i obrony narodowej.
 
 

Ryzyko jakie niesie ze sobą zemsta

 Wszystkie wojny i agresywne ataki w historii ludzkości zorganizowane w celu „rewanżu” czy „odwetu” okazywały się zawsze najgorszą możliwą taktyką. Konsekwencją takiej polityki, szczególnie prowadzonej pod pretekstem „wojen religijnych” była destrukcja państw, które ją inicjowały.

 Rozważmy konsekwencje zastosowania broni jądrowej przeciwko narodom, które wskazał niedawno weteran masowego ludobójstwa, Henry Kissinger, przysłowiowy Rozpruwacz współczesnej dyplomacji. Według osób, które widziały go w niemieckiej telewizji, kilka dni po ataku na WTC i Pentagon w czasie konferencji prasowej na lotnisku we Frankfurcie, Kissinger wymienił Afganistan, Irak, Syrię i Libię (być może jeszcze inne kraje), jako cele odwetu.

 Zastanówmy się przez chwilę. Zadajmy pytanie: jaki będzie rezultat uderzenia któregoś z tych państw, czy to z ograniczonym użyciem broni jądrowej, czy też nie. Przestudiujmy tę kwestię na dwóch poziomach, po pierwsze, co oznacza zastosowanie broni masowej destrukcji przeciwko krajom z listy Kissingera, przy zastosowaniu broni jądrowej lub też bez niej; po drugie, szczególny efekt zastosowania broni jądrowej.

 Ludzie na całym świecie wyrażają pełną desperacji nadzieję, że Stany Zjednoczone zrezygnują z okropnego i długotrwałego „odwetu” przeciwko narodom wybranym w sposób całkowicie arbitralny na ofiary obecnej nawołującej do rozlewu krwi kampanii CNN. Świat zgodzi się posłusznie na dokonywane przez Stany Zjednoczone okrucieństwa, gdyż boi się uczynić coś więcej ponad delikatne apele o powściągliwość. Załóżmy, że Stany Zjednoczone rozpoczną działania zgodnie z propozycją Kissingera. Załóżmy, że Amerykanie zdołają spowodować okropną destrukcję ciemnoskórych narodów zamieszkujących wymienione kraje. Kiedy to nastąpi, jaki będzie drugi krok?

 W międzyczasie, światowy system monetarny i finansowy ulegnie dezintegracji w rezultacie obecnej polityki Stanów Zjednoczonych i innych wpływowych państw. Problem polega na tym, że oszukujący samych siebie idioci w USA trzymają się kurczowo histerycznej wiary, że wprowadzenie środków dyktatorskich umożliwi im uratowanie systemu. Wiara nie uczyni z Księżyca smacznego sera. Co więc stanie się potem, człowieku?

 Rozważmy drugi scenariusz z wykorzystaniem broni jądrowej. W tym przypadku można powiedzieć: „Nie mówi się o psychologii w domu szaleńca!”.

 Od ataku na Hiroszimę i Nagasaki w 1945 r., a w jeszcze większym stopniu od ukazania się we wrześniu 1946 r. apelu Bertranda Russella (rzekomego pacyfisty i szalonego fanatyka ataków jądrowych) o „prewencyjny” atak bronią jądrową przeciwko Związkowi Radzieckiemu, po kryzys rakietowy w 1962 r., świat znajduje się w stanie terroru z powodu samego słowa „jądrowy”. Polityka i ideologia świata została ukształtowana, na dobre i złe, przez strach jaki wywołuje to słowo.

 Niektórzy ludzie byli na tyle szaleni, że chcieli usunąć niebezpieczne jądro ze wszystkich atomów. Wszystkie aparaty polityczne i popularne ideologie zostały nasączone dążeniem do usunięcia fuzji jądrowej i innych zjawisk związanych z procesami jądrowymi, wszędzie i na zawsze
.
 Oczywiście osoby niezdolne do przeanalizowania swych własnych procesów myślowych, tak jak np. ekipa CNN, skłonni będą przeoczyć niektóre rzeczy czające się w butelce, gdzie mieszczą się ich nieświadome procesy umysłowe. Zastosowanie obecnie broni jądrowej jakiegokolwiek typu otworzy puszkę Pandory. Biada temu, kto zostanie obarczony odpowiedzialnością za jej otworzenie.

 Problem polega na tym, że grupa ludzi posiadających wiedzę i odwagę, by powiedzieć prawdę, jest niewielka, szczególnie w moim kraju. Dlatego też na moje barki przypada rola przywódcy wśród liderów naszego kraju, i tych, którzy zostali wybrani na liderów, a nie spełniają tej funkcji.

 Jeśli chodzi o obecny światowy kryzys monetarny i finansowy, który określa tło wtorkowych wydarzeń, wiele razy przed nim ostrzegałem. Wielu z Was odrzuciło moje ostrzeżenia, w tym czołowi kandydaci na fotel prezydencki w 2000 r. Zrobiliście błąd, poważny błąd. Teraz diabeł, przed którym Was ostrzegałem, jest tutaj. Wiem jak moglibyśmy bezpiecznie wyjść z tego kryzysu. Nie wiem, kto należy do zdradzieckiej grupy wywrotowców, kto dokonał ataku 11 września, ale wiem, że możemy pokonać tych ludzi, jeśli pójdziemy po rozum do głowy. Obywatele naszego kraju powinni znaleźć więcej odwagi. Powinni przestać żądać odwetu na ludziach, których winy nie udowodniono. Powinni znaleźć odwagę, by stanąć w obliczu faktów, których dotychczas nie mieli odwagi zauważyć. Wtedy, wspólnie, odbudujemy nasz naród z obecnego przerażającego koszmaru.

 Ja mogę przedstawiać różne propozycje; co z nimi zrobicie, zależy od Was. Możecie odrzucić moje ostrzeżenia, ale nie zdołacie uciec od konsekwencji swojej własnej nierozwagi. 

A na początek, przestańcie oglądać CNN.

Lyndon LaRouche
 




 

LaRouche ostrzegał w 1995 r.: „Terroryzm zagraża Tobie i Twojej rodzinie".


Przewrotny Albion. 
Dlaczego egzekucja McVeigh’a była błędem. 

Poniższy tekst został napisany w tydzień po ataku 11 września przez redaktora amerykańskiego tygodnika „Executive Intelligence Review", Jeffrey Steinberga.

Gdyby ostrzeżenia i propozycje Lyndona LaRouche zostały wzięte pod uwagę, wtorkowy okropny atak na Światowe Centrum Handlu i Pentagon mógłby być udaremniony, a także inne niezliczone nieregularne działania wojenne prowadzone przez ponad pięć lat we wszystkich rejonach świata. 

Dn. 13 października 1995 r. LaRouche napisał wprowadzenie do memorandum pt. "Nowy Globalny Terroryzm", które ukazało się na łamach tygodnika „Executive Intelligence Review" ( "EIR"). LaRouche rozpoczął swoje wprowadzenie od następującego ostrzeżenia: 

"Nowa fala międzynarodowego terroryzmu rozprzestrzenia się na świecie. Jest prowadzona przez hordę płatnych najemników, tzw. mudżahedinów, którzy stanowią pozostałe po wojnie afgańskiej człowiecze szczątki, przypominające pozbawionych miejsca i pozycji w społeczeństwie weteranów pierwszej wojny światowej w latach dwudziestych. Jest to najgorszy rodzaj terroryzmu; znacznie gorszy od tego z lat 1970-tych. Jest on koordynowany ze stolicy byłego sprzymierzeńca USA, Londynu; nawet gorzej, został on stworzony przy współudziale byłego wiceprezydenta USA ( a później Prezydenta) George’a Busha. Zagraża on Tobie i Twojej rodzinie; być może bezpośrednio, być może pośrednio. Musimy zmobilizować się do walki przeciwko niemu."

LaRouche bez ogródek przedłożył niebezpieczeństwo reprezentowane przez współdziałające rządy, agencje wywiadowcze i główne postacie takie jak George Bush i pułkownik Oliver North, którzy "byli zaangażowani w stworzenie tego aparatu" i usiłowali "ukryć kluczowe fakty".

LaRouche stwierdził też: "Niektórzy czytelnicy mogą pamiętać, w latach1970-tych. "EIR" prowadził kampanię przeciwko międzynarodowemu terroryzmowi w tym okresie. W 1989 r. krążył mit, według którego szef Deutche Bank, Alfred Herrhausen, został zamordowany przez (w rzeczywistości nieistniejący) Baader-Meinhof gang. Zarówno wtedy, w latach 1970-tych i 1980-tych, jak i teraz, rządowe agencje wolą unikać faktu, iż za akcjami terrorystycznymi stały wpływowe agencje państwowe. Teraz jak i wtedy, niewiele agencji wywiadu, jak na razie, znalazło polityczną odwagę, by wskazać korzenie problemu. Dziś strach paraliżuje agencje wywiadowcze i stróżów prawa przed wyeksponowaniem rządu Margaret Thatcher, lub George’a Busha seniora".

Począwszy od 1968 r., Lyndon LaRouche wyłonił się jako jeden ze światowych ekspertów ds. międzynarodowego terroryzmu i jego zwalczania. W czasie, kiedy lansowano insurekcję terrorystyczną "Pokolenia 1968" na uniwersytetach Ameryki i Europy, LaRouche i jego pierwsi współpracownicy wyeksponowali rolę Fundacji Forda i McGregora Bundy’ego, w finansowaniu formacji grupy terrorystycznej „Weatherunderground". 

Począwszy od tego czasu LaRouche przedstawił w wielu publikacjach rolę wolnych od podatków fundacji i licznych instytucji finansowych kierowanych przez oligarchię finansową w sponsorowaniu grup terrorystycznych, jako część znacznie szerszych kulturowych działań wojennych skierowanych przeciwko podstawowym pryncypiom wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych i ideom państwa narodowego.

Memorandum z 1995 r. na temat "Nowego Globalnego Terroryzmu", LaRouche zakończył ostrzeżeniem, które odbija się echem aż po dziś: 

"Jak stwierdziliśmy wcześniej, centrum nowego terroryzmu stanowi armia przeszkolonych terrorystów, znanych w przeszłości jako mudżahedini, czyli weterani wojny afgańskiej, w których stworzeniu i operowaniu czołową rolę odegrał wiceprezydent George Bush i rząd brytyjski za czasów Margaret Thatcher. Kiedy siły sowieckie wycofały się z Afganistanu, sponsorowani przez frakcję anglo-amerykańską mudżahedini wraz z ich wielkim aparatem przemytu narkotyków i broni, zostali porzuceni światu, jako legion 'specjalnych sił', wyszkolonych płatnych najemników". 

W wydaniach z 13 października, 10 listopada, i 17 listopada 1995 roku, "EIR" opublikowało szczegółowe memorandum na temat wszystkich głównych "afgańskich" grup prowadzących nieregularne działania wojenne, jak również aparatu handlującego narkotykami w Ameryce Południowej i "obywateli ponad podejrzeniami" w Stanach Zjednoczonych, Wlk.Brytanii, Izraelu i innych Zachodnich krajach, które są patronami, bankierami i politycznymi sponsorami tej globalnej maszyny zabijania. 

W zakończeniu jego wprowadzającego eseju, LaRouche przewidział wydarzenia z 11-go września br. Napisał on, iż anglo-holenderska oligarchia, wraz z "dobudówką" na Wall Street i w Waszyngtonie była zdesperowana, aby zapobiec wyłaniającej się koalicji pomiędzy państwami narodowymi, które mogłyby zrealizować założenia zaproponowanego przez niego nowego systemu monetarnego Bretton Woods i eurazjatyckiego mostu lądowego, aby udaremnić najwięk-szy krach finansowy i monetarny w nowożytnej historii. 

"Oligarchia popadła w skrajną histerię," LaRouche ostrzegł, " w swej determinacji zniszczenia istniejących państw narodowych, szczególnie Stanów Zjednoczonych Ameryki, zanim osiągnięty zostanie punkt, w którym takie środki zaradcze odbudowy gospodarki zostaną przedłożone na stole dla natychmiastowej akcji". 

W sytuacji upadku instytucji gospodarki, systemu monetarnego i finansowego Stanów Zjednoczonych, Europy i Japonii, oligarchia dotarła do "Dnia X", kiedy to rozpętanie masowych zamaskowanych, nieregularnych działań wojennych, takich jak atak na Światowe Centrum Handlu i Pentagon, będzie na porządku dziennym - tak jak LaRouche przewidział. 

 

Przewrotny Albion

Pomimo ostrzeżeń LaRouche'a, nic nie uczyniono w 1995 r., by usunąć szeroką "afgańską" i południowo-amerykańską infrastrukturę handlu narkotykami i terroru, będącą własnością finansowej oligarchii w Londynie i na Wall Street, co redakcja „EIR" udowodniła bez wątpliwości. 

Rządy niektórych państw, będących ofiarami ataków terrorystycznych, przyjęły ostrzeżenia LaRouche'a do serca i zapoczątkowały ograniczone środki zaradcze, by wyróżnić rolę Londynu jako bezpiecznego miejsca dla kierowania globalnymi nieregularnymi działaniami wojennymi. 

W celu zwiększenia efektywności wysiłków w walce przeciwko terroryzmowi i presji na na odpowiedzialne za to agencje rządu Stanów Zjednoczonych, dnia 11 stycznia 2000 roku, redaktorzy "EIR" przedłożyli memorandum, zaproponowane przez Lyndona LaRouche'a do ówczesnej sekretarz stanu, Madeleine Albright, zawierające oficjalną prośbę o zdeterminowanie "czy Wielka Brytania powinna być umieszczona na liście krajów, obłożonych sankcjami przez rząd Stanów Zjednoczonych za udzielanie pomocy międzynarodowym grupom terrorystycznym". 

Memorandum zostało opublikowane w "EIR" dnia 21 stycznia 2000 r. Memorandum dokumentuje, iż co najmniej tuzin państw zgłosiło oficjalnie drogą dyplomatyczną protest do brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych z żądaniem zaprzestania przez Wielką Brytanię udzielania schronienia poszukiwanym terrorystom, którzy organizują nieregularne działania wojenne przeciwko tym krajom. Wśród dwunastki państw składających protest byli główni sprzymierzeńcy Stanów Zjednoczonych, jak: Egipt, Arabia Saudyjska, Indie, Izrael, Francja, Turcja i Niemcy. 

Dnia 14 listopada 1999 r. Rosja przyłączyła się do listy państw oficjalnie oskarżających Wielką Brytanię o ukrywa-nie terrorystów. Rosyjski minister spraw zagranicznych wezwał ambasadora Wielkiej Brytanii, Andrew Wooda w celu złożenia oficjalnego protestu po wydarzeniach w Londynie, kiedy dziennikarze rosyjskiej telewizji zostali pobici podczas spotkania, w czasie którego "afgańskie" grupy próbowały zbierać fundusze i rekrutować ochotników gotowych jechać do Czeczenii jako płatni najemnicy walczący przeciwko Armii Rosyjskiej. 

Starsi rangą urzędnicy departamentu stanu zaangażowani w zwalczanie terroryzmu przyznali przedstawicielom LaRouche'a, że memorandum zawiera silne argumenty, ale stwierdzili, że pomimo tego Sekretarz Albright nigdy nie zaproponuje sankcji przeciwko rządowi Wielkiej Brytanii. Co więcej, biuro pani Albright nigdy też nie potwierdziło otrzymania od "EIR" memorandum. 

 

Dlaczego egzekucja McVeigh’a była błędem

Jeszcze przed publikacją ostrzeżenia LaRouche'a o zbliżającym się "nowym międzynarodowym terroryzmie", LaRouche i "EIR" zdemaskowali fakt, iż departament sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych, był zaangażowany w ukrycie okoliczności otaczających wysadzenie budynku federalnego w Oklahoma City 19 kwietnia 1995 r.. LaRouche udowodnił, że wojskowi eksperci Stanów Zjednoczonych i eksperci sądowi doszli do wniosku - i LaRouche podziela konkluzje ich dochodzenia - że Timothy McVeigh i Terry Nichols nie byli w stanie sami przeprowadzić ataku na budynek w Oklahoma City. Obydwaj nie posiadali kwalifikacji do zburzenia takiej konstrukcji, ani też wojskowych kwalifikacji inżynierskich potrzebnych do dokonania takiego ataku. 

Prawnik McVeigh'a, Steven Jones, próbował uzyskać dokumentację rządowego wywiadu, dowodząca, iż jego klient był tylko małym graczem w znacznie większej siatce terrorystycznej na terytorium USA, lecz jego dostęp do kluczowych dokumentów został zablokowany przez oskarżycieli rządu federalnego i prowadzącego proces sędziego federalnego. McVeigh został osądzony i skazany na karę śmierci. W wyznaczonym dniu egzekucji opinia publiczna dowiedziała się, że FBI odmówiło wydania prawnikowi obrony tysięcy stron dokumentów, wskazujących na większą konspirację za atakiem bombowym w Oklahoma City. 

Pomimo tego, prokurator generalny John Ashcroft, zagorzały adwokat federalnych egzekucji, pozwolił na egzekucję McVeigh’a. 

Dnia 25 maja, Lyndon LaRouche, opublikował ostrzeżenie dla prokuratora generalnego, w którym stwierdził, że przedwczesna egzekucja McVeigh'a stanowiła zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. LaRouche przypomniał dowody opublikowane w "EIR" w 1995 r., wykazujące, że istnieli inni, wysoko postawieni, konspiratorzy ataku pozostający ciągle na wolności i ostrzegł, że egzekucja McVeigh'a na zawsze zamknie sposobność dostępu do dowodów ukazujących prawdziwą naturę zbrodni. LaRouche uprzedzał, że egzekucja McVeigh’a posłuży jako "zielone światło" dla siatki konspiratorów odpowiedzialnych za wybuch bombowy w Oklahoma City, by zaatakować ponownie. 

Niektóre z dowodów zgromadzonych prze "EIR" w miesiącach po 19 kwietnia 1995 r. wykazały powiązania pomiędzy światowym "afgańskim" aparatem nieregularnych działań wojennych i tzw. siatką "milicji obywatelskiej", z która związany był McVeigh. 
 
 



Bezsensowny napad na Afganistan może zdestabilizować całą Azję Srodkową.

Kim jest Osama bin Laden?



 Wszczęcie dzałań militarnych przeciwko Afganistanowi w niczym nie może przyczynić się do wykrycia sprawców ataków terrorystycznych w Waszyngtonie i Nowym Yorku. Podejmując tę decyzję, administracja Busha dokonała dalszego kroku ku katastrofie: po pierwsze straci ona całą wiarygodność, jeśli dojdzie do nowych aktów terroru, po drugie akcja w Afganistanie może przerodzić się w "wojnę cywilizacji".

 Kiedy 11-go września doszło w Waszyngtonie i Nowym Yorku do ataków terrorystycznych, Lyndon LaRouche, który zbiegiem okoliczności w tym właśnie momencie udzielał na żywo wywiadu jednej z amerykańskich rozgłośni radiowych, skomentował te wydarzenia mówiąc, iż należą one do pierwszej fazy swego rodzaju zamachu stanu, przeprowadzanego w sposób całkowicie planowy przez grupy spiskowców operujących wewnątrz Stanów Zjednoczonych. Już tylko jak chodzi o samo zaplecze techniczne, podobny atak był możliwy do przeprowadzenia tylko jako "tajna operacja" działających na własny rachunek przestępczych kręgów, zawiązanych pośród wysokiej rangi osobistości amerykańskiego aparatu militarnego i wywiadowczego.

 Kontynuując swoją wypowiedź LaRouche podkreślił, iż jedynym prawdopodobnym motywem zamachów jest zamiar przefors owania strategii politycznnej, od lat otwarcie już propagowanej przez wpływowych przedstawicieli anglo-amerykańskiego establishmentu. Ludzie ci dążą do "wojny pomiędzy cywilizacjami", która stała by się dla nich sposobem zapobieżenia coraz silniejszemu ruchowi społecznemu i politycznemu, zmierzającemu do zreformowania obecnego, dotkniętego kryzysem systemu. LaRouche ostrzegł, iż pprawdziwi sprawcy zamachów z 11-go września

będą usiłowali odwrócić od siebie uwagę, skupiając środki masowego przekazu na osobie Osamy bin Ladin, notabene weterana wielu amerykańskich afer rządowych, w tym także afery Iran-Contra. Obecna "wojna z terrorystami", zainicjowana przez Zbigniewa Brzezińskiego już w 1979 roku powołaniem do życia tychże samych terrorystów, jest dowodem na to, iż dla wiodących kręgów finansowych i politycznych USA, Wielkiej Brytanii i Izraela Afganistan jest dogodnym punktem wyjściowym dla rozpętania zapowiadanej przez nich "wojny cywilizacji".

 Jak to otwarcie przyznają Brzeziński i spółka, celem takiego konfliktu miałoby być ostateczne przekreślenie wszelkich szans na rozwój gospodarczego i politycznego partnerstwa pomiędzy narodami Eurazji. Tego właśnie partnerstwa, które - jak często podkreśla LaRouche - jest jedynym sposobem na okiełznanie obecnego globalnego kryzysu gospodarczego.

 LaRouche ostrzegł także, iż spiskowcy stojący za zamachem z 11-go sierpnia z dużym prawdopodobieństwem planują następny, być może jeszcze tragiczniejszy w skutkach atak na Stany Zjednoczone. Jakie są głębsze motywy tego rodzaju planów?

 Wojskowe zamachy stanu nie cieszą się z reguły poparciem społecznym. Z tego też powodu obecny zamach przygotowywany jest przez swoich mocodawców w manierze klasycznego "ataku oskrzydlającego". Przygotowywana przez spiskowców pułapka stopniowo się zatrzaskuje. Administracja Busha rozpoczęła bezsensowną wojnę przeciwko Afganistanowi i organizacji, którą kieruje Bin Ladin. Oznacza to, iż nie tylko prawdziwi sprawcy zamachu pozostają nadal niezdemaskowani, lecz także iż cały aparat  militarny Stanów Zjednoczonych zostanie zaangażowany w

absurdalną operację, mogącą łatwo eskalować do postaci politycznego i wojskowego konfliktu na szeroką skalę, przy możliwym użyciu broni nuklearnej, ogarniającego cały region Azji Srodkowej, a nawet poza nią wykraczający. Jeśli spiskowcy przeprowadzą swój drugi atak na Amerykę, którego konsekwencją byłyby dalsze tysiące ofiar, wówczas rząd Busha utraci swoją wiarygodność. Zdemoralizowani, zrozpaczeni Amerykanie - podobni Niemcom z roku 1932 - mogliby wówczas być gotowi, aby zrezygnować ze swego ideału "życia w wolności i dążenia do szczęścia" i potulnie przyjąć przygotowaną dla nich dyktaturę.
 
 

Wielka Gra, Wielka Katastrofa

 Powszechnie znanym jest fakt, iż Afganistan był w swojej historii polem wielkiej gry politycznej, toczonej pomiędzy Imperium Brytyjskim i Cesarstwem Rosyjskim o zdobycie wpływów w  obszarze Azji Srodkowej. W ciągu 19-go stulecia wojska brytyjskie kilkakrotnie odnosiły tam dotkliwe porażki, w 20-tym stuleciu ten sam los spotkał interwencyjne wojska sowjeckie. 21-wsze stulecie niesie ze sobą - przede wszystkim dla Stanów Zjednoczonych - groźbę porażki jeszcze dotkliwszej niż klęska militarna: w Azji Srodkowej zawiązuje się zagrożenie wybuchu wojny religijnej o wymiarach europejskiej Wojny Trzydziestoletniej, tym razem jednak toczonek na płaszczyźnie globalnej.

 Afganistan należy do najbiedniejszych krajów świata, dodatkowo wynjszczany jest od ponad dwudzieszu lat niekończącą się wojną domową. Tryumfalne komunikaty Pentagonu o przejęciu kontroli nad "obszarem powietrznym Afganistanu", o dotkliwych ciosach zadanych "siatce bin Ladena", są wobec rozpaczliwych warunków panujących w tym kraju po prostu absurdalne. Czymże innym dysponuje "siatka bin Ladena", jeśli nie kilkoma prymitywnymi skupiskami namiotów, w dodatku dawno opuszczonych przez obozujących tam partyzantów?

 Ponieważ absolutnie niemożliwym do zrealizowania jest eliminacja bin Ladena, jego otoczenia, jak i przywódctwa Talibanów przy pomocy Cruise Missiles, a i "inteligentne bomby" też tu nie pomogą, Amerykanie i Brytyjczycy będą najpewniej skłonni użyć swoich jednostek specjalnych bezpośrednio na miejscu. Być może uda się im zdobyć kilka skalpów, być może nawet sam bin Ladin zostanie złapany - i odesłany do Stanów Zjednoczonych wraz z licznymi ciałami poległych żołnierzy. Krążą pogłoski,

iż bin Ladin opuścił już Afganistan, inna plotka głosi, iż Amerykanie obiecują 25 milionów dolarów w zamian za pomoc w pochwyceniu swego wroga. Jeśli pogłoski te okażą się prawdą, cała zakrojona na wielką skalę operacja militarna sprowadzi się do wymiaru gigantycznie kosztownego polowania na zająca. Niestety jednak, nie należy oczekiwać, że absurdalność tej sytuacji nakłoni spiskowców do rewizji ich planów, i do rezygnacji z powtórnego ataku na Stany Zjednoczone.
 
 

Sytuacja w Pakistanie

 Szczególnie niebezpiecznym jest fakt, iż interwencja w Afganistanie w sposób niemalże automatyczny skazana jest  na eskalację znacznie przekraczającą oficjaly cel "ukarania międzynarodowego terroryzmu i jego państw-popleczników". Wewnątrz aparatu administarcyjnego Busha dochodzi na tym tle do gwałtownych starć. Oszalałe "jastrzębie" w rodzaju zastępcy ministra obrony Paula Wolfowitza domagają się użycia broni przeciwko innym państwom arabskim, jak Syria czy Irak, "jak tylko Afganistan zostanie pokonany".

 Wiele wysiłków zużyto na zcementowanie "międzynarodowej koalicji do walki z terroryzmem", wywierając przy tym masywny nacisk na państwa  arabskie, środkowoazjatyckie oraz Rosję. Ale owa rzekoma "koalicja" stoi pod znakiem geopolitycznej strategii Stanów Zjednoczonych, które wobec swych "partnerów" nie są gotowe na żadne ustępstwa, a już najmniej w dziedzinie polityki gospodarczej.

 Już w tydzień po rozpoczęciu działań wojennych potwierdzają się najgorsze przypuszczenia, wygłaszane uprzednio przez sceptyków. Zagrożona wybuchem wojny jest cała Azja Srodkowa - począwszy od Pakistanu, gdzie coraz to dochodzi do starć wewnętrznych - a sytuację zaostrza jeszcze problem milionów uchodźców.

 Niepokoje w Pakistanie gotowe są przerodzić się w wojnę domową - perspektywa tym bardziej niepokojący, iż Pakistan dysponuje bronią atomową. Od początku operacji militarnych w sąsiednim Afganistanie wciąż dochodzi do demonstracji i zamieszek. Kiedy 10-go października w budynku komendentury wojskowej w Rawalpindi wybuchł pożar, od razu odezwały się głosy o możliwym przewrocie wojskowym. Zaledwie w kilka godzin po rozpoczęciu amerykańskich bombardowań prezydent Pakistanu Musharraf rozpoczął czystkę w szeregach swojej generalicji, w ramach której wymienione zostało także kierownictwo służby bezpieczeństwa ISI, znanej pośród innych "zasług" także i z utworzenia samego ruchu Talibanów.

 Poparcie dla Talibanów ma w Pakistanie długą historię. Jako Pusztuni, Talibanowie popierani są przez bardzo liczną pusztuńską etnię żyjącą w Pakistanie. Najistotniejszym jest jednak fakt, iż intratny handel narkotykami, który kontrolują Talibanowie, głęboko wrósł w polityczne, wojskowe i kryminalne struktury w Pakistanie, tak bardzo przybierając na sile, iż struktóry te byłyby w stanie zorganizować przewrót wojskowy.

 Kolejnym z niepokojących zjawisk jest fakt, iż kaszmirscy ekstremiści (często po szkoleniu odbytym w Afganistanie) znów zaczynają intensywnie operować w obszarze pakistańsko-indyjskiej linii demarkacyjnej. Kaszmir pozostaje od dziesięcioleci nieustającym zarzewiem konfliktu pomiędzy sąsiadującymi ze sobę mocarstwami atomowymi.

 Kompetentni obserwatorzy stwierdzają jednogłośnie: jeżeli w Pakistanie dojdzie do przewrotu i władzę obejmie tam jedno z ekstremistycznych ugrupowań islamskich, konsekwencją może być nie tylko wojna z Indiami, lecz także seria przewrotów w "liberalnych" państwach arabskich, w tym też w samej Arabii Saudyjskiej.
 
 

Jedyna pozostała nadzieja dla Afganistanu:     Euroazjatycki Most Lądowy

 Należy porzucić iluzję, jakoby prowadzona obecnie wojna byłaby "szybko do wygrania". Bombardowania, a nawet oddziały specjalne, które obsadziłyby lotniska, rozgłośnie radiow czy nawet zajęły stolicę, nie zdołają obalić reżimu Talibanów. Przede wszystkim Afganistan już od ponad dwu dziesięcioleci nie jest wcale "narodem". Nie posiada też żadnego "rządu", w najlepszym przypadku mówić tu można o luźnym związku lokalnych dowódców wojskowych, kacyków i przywódców klanów, utrzymujących swą pozycję z pomocą handlu narkotykami, bronią i kontrabandą.

 Próby utworzenia rządu wokół żyjącego na wygnaniu we Włoszech i liczącego sobie 86 lat byłego króla Mohammad Saher Shaha mogą pozostać jedynie czystą utopią. Także i "koalicja północna" nie może przynieść ze sobą stabilizacji dla Afganistanu, ponieważ w jej skład wchodzą Uzbecy, Tadżykowie, Hasara, i kilka pomniejszych irańskojęzycznych ugrupowań, z pominięciem najliczniejszej afgańskiej grupy narodowościowej, Pusztunów. Pusztuni w dalszym ciągu pozostają w głównej mierze lojalni wobec

Talibanów. Pusztuńskie ugrupowania znajdujące się w opozycji do Talibanów widzą w "koalicji północnej" sterowane z zewnątrz narzędzie obcych interesów - argument nie tak łatwy do odparcia wobec pomocy dla koalicji, napływającej do tej pory z Iranu, Rosji, Tadżykistanu, Uzbekistanu, a ostatnio także ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji. Wielu obserwatorów wyraża obawę, iż anglo-amerykańskie ataki przyczynić się mogą jedynie do zaostrzenia trwającej wojny domowej.

 Jedyną szansą dla Afganistanu jest rozwój gospodarczy całego regionu Azji Srodkowej. Rzut oka na mapę tego regionu wystarcza aby stwierdzić, że Afganistan jest ważnym punktem tranzytowym łączącym wiele szlaków lądowych na osiach Północ-Południe i Wschód-Zachód. Afganistan leży na trasie dawnego "Szlaku Jedwabnego", zdegenerowanego obecnie do postaci trasy przerzutowej dla narkotyków. Jeśli te szlaki handlowe użyte zostałyby

do rozbudowy nowoczesnych infrastruktur dla dobra wszystkich mieszkańców regionu, wówczas Afganistan mógłby powrócić jako pełnoprawny partner do wspólnoty narodów. Warunkiem tego byłoby jednak, aby Amerykanie zrezygnowali ze swoich geopolitycznych planów i intryg, i rozpoczęli popierać sformułowany przez LaRouche'a projekt budowy Euroazjatyckiego Mostu Lądowego. Niestety, do tej pory niewiele taką zmianę zapowiada.
 

Dean Andromidas
Powyższy artykuł ukazał się w"Nowej Solidarności", wydanie niemieckie, 
Nr. 42, 17 październik 2001
 




 

Kto zabił generała Zeevi?


Czy izraelski aparat wojskowy jest sprawcą morderstwa na generale Zeevi?
 Chciałbym dziś zakomunikować dwie ważne informacje, obie blisko spokrewnione ze sobą, i obie związane z zamachem, dokonanym ubiegłego tygodnia na emerytowanym izraelskim generale Rehavamie Zeevi, swego czasu znanym również jako "generał Ghandi" przez wzgląd na swój aktywny udział przy wspomaganiu środkowoamerykańskich dróg przerzutu narkotyków oraz szereg innych wątpliwych zasług.

 Po pierwsze, zamierzam wymienić fakty obnażające straszliwą łatwowierność wszystkich tych, którzy przy poszukiwaniach sprawców tego zamachu z góry wykluczają autorstwo samych izraelskich sił zbrojnych.

 Po drugie, zamierzam podkreślić, iż głupcy, z fanatycznym uporem powtarzający swoją formułę "Nie wierzę w spiskową teorię dziejów", z reguły okazują się być tymi samymi bezmózgimi kretynami, którzy przy innych okazjach pokwikują: "Nie używaj słowa 'prawda' w mojej obecności! Coś takiego jak prawda nie istnieje! Istnieje tylko zbiór faktów, które przypadkowo zbiegają się z moją opinią." Tego rodzaju ludzie zwykle wybierają sobie kilka faktów, jednocześnie negując cały szereg innych,

lub też wynajdują sobie coś co później nazywają "faktami", by w ten sposób otrzymać uzasadnienie dla swoich zdegenerowanych życzeń. Ten drugi przypadek - jak dowodzi tego doświadczenie wielu dziesięcioleci kontaktów ze sferami rządowymi i innymi organizacjami - jest najczęstszą przyczyną (zwykle niezamierzonych) niepowodzeń przy dochodzeniach prawnych i działaniach wywiadowczych.

 Moje ostrzeżenia przedstawiam tutaj jako jedyny z ubiegłorocznych kandydatów na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, który nie ukrywał prawdy o mającym obecnie miejsce załamaniu  światowego systemu walutowego i finansowego. Niestety, nazbyt często zdarza się nam być konfrontowanym ze zjawiskiem, jakie miało ostatnio miejsce: ze swego rodzaju pomieszaniem zmysłów wśród ludzi, którzy z religijnym zapałem ulokowali swoje nadzieje w hochsztaplerstwie "nowej ekonomii". Dziś ci, którzy wyśmiewali moje ostrzeżenia przeciwko inwestowaniu w to

monstrualne oszustwo, są znacznie smutniejsi i - w efekcie swojej własnej głupoty - znacznie biedniejsi. Jeśli w wyborach ubiegłego roku oddaliście swój głos na jednego z moich rywali, zapewne należycie do owej grupy zamroczonych umysłów, którym dobrze by zrobiło przypomnieć sobie niektóre z zagadnień ekonomicznych z lat 1999-2000. W tych dniach, kiedy już tylko niektóre z naszych linii lotniczych odbywają loty, w których zamykana jest większość naszych połączeń kolejowych, ciągle jeszcze macie możliwość, by na chwilę wstrzymać się, rozejrzeć, posłuchać wokoło - i zastanowić się.

 Moje długie doświadczenie w pracy z amerykańskim rządem jak i rządami innych krajów potwierdza jeden fakt: iż przyczyną zupełnie niepotrzebnych nieszczęść, spadających tak na Amerykanów jak i na inne narody jest najczęściej nie świadoma zła wola, lecz raczej swego rodzaju samo zaparta bezmyślność i niekompetencja sfer rządzących. Często niekompetencja ta jest kolejnym przyczynkiem do analizy postępującej degradacji systemów edukacji, wypuszczających na świat bezmózgich akademików. Często mamy też do czynienia ze swego rodzaju moralnym nihilizmem, działającym według zasady: "Cóż, miejmy nadzieję, że ten facet naprawdę okaże się winny." Tego rodzaju zjawiska można było obserwować już zawsze, ale znaczne ich natężenie ma miejsce od czasu gdy prezydent John F. Kennedy padł ofiarą zamachu.

 Niezależnie od skali zjawisk z jakimi jest konfrontowany, typowy kandydat na prezydenta, podobnie zresztą jak typowy amerykański "szary obywatel", reaguje na nie następującymi słowami: "Nie każ mi teraz myśleć! Nie mam ani zamiaru, ani potrzeby zastanawiać się nad czymkolwiek, od dawna już mam wyrobione zdanie!" Słowa te zasługują by je wyryć na nagrobku każdego nieszczęsnego idioty, jeśli na takowy nagrobek wciąż będzie mógł sobie pozwolić.

 Przyjrzyjcie się zamachowi na generała Zeevi. Posłuchajcie, raz jeszcze, moich ostrzeżeń, iż obecny rząd Stanów Zjednoczonych własnymi rękami kręci dla siebie stryczek swoją bezmyślną reakcją na wydarzenia z 11-go września. Ktoś musi powiedzieć obywatelom Stanów Zjednoczonych, jakąż to przyszłość planuje się dla nich zgotować - wobec szerzącej się niekompetencji, zadanie doprowadzenia was do prawdy spoczęło dziś głównie na moich barkach. Niewykluczone, że jako kandydat na prezydenta w czasie elekcji roku 2004 jestem waszą jedyną i ostatnią nadzieją na przyszłość. Jeśli odrzucicie moje prowadzenie, tak jak to uczyniliście w latach 1999-2000, najpewniej nie będzie już dla was nadziei. Decyzja należy do was.
 
 

Kto naprawdę zabił generała?

 Począwszy od lat 70-tych, podstawową metodą szantażu stosowanego przez izraelskich fanatyków w celu kontrolowania polityki amerykańskiego rządu, było sztucznie wywoływane zagrożenie sytuacją opisywaną niekiedy jako "syndrom niepewnego sprzymierzeńca". Izrael wyspecjalizował się w podtrzymywaniu ciągłego zagrożenia, stale balansując na granicy konfliktu nuklearnego mogącego objąć swym zasięgiem cały Bliski Wschód. Celem tego szantażu było i jest permanentne zmuszanie Stanów Zjednoczonych do popierania izraelskiej polityki - w przeciwnym razie Izrael gotowy jest wywołać wojnę, której nikt nie będzie w stanie opanować.

 Klasycznym przykładem tego rodzaju polityki szantażu były zamachy przeprowadzone swego czasu w Libanie na kwatery amerykańskiej piechoty morskiej, które skłoniły prezydenta Reagana do zawieszenia wszystkich jego inicjatyw pokojowych dla Środkowego Wschodu.

 Aspektem izraelskich działań, budzącym szczególny wstręt, jest jego zaangażowanie we wszelkiego rodzaju "prywatne" - to jest finansowane ze źródeł prywatnych -  morderstwa na obszarze obu Ameryk, Afryki itp, jak również udział w szeregu podobnych operacji. Inną ilustracją typowej polityki izraelskiej są oba palestyńskie ugrupowania paramilitarne, to jest Ludowy Ruch Wyzwolenia Palestyny (Popular Front for the Liberation of

Palestine, PFLP) oraz Hamas - w obu tych przypadkach rola Izraela (przy współudziale niektórych innych rządów) w powołaniu do życia tych organizacji jako przeciwwagi dla kierowanego przez Arafata ruchu Fatah jest charakterystycznym przykładem operacji, jakie od zawsze już prowadził Ariel Sharon, wspomagany przy tym przez swojego współpracownika Rehavama Zeevi.

 Kompetentny ekspert z dziedziny wywiadu, jeżeli tylko przeanalizuje okoliczności, w jakich Zeevi został zamordowany, czuje się po prostu zmuszony do postawienia pytania, czy Zeevi nie został zastrzelony niejako w zastępstwie samego Sharona, który zresztą był już kandydatem na ofiarę zamachu, planowanego przez co bardziej zdesperowanych członków izraelskiego sztabu. Znając realia izraelskich środków bezpieczeństwa, i dodając do nich możliwości ochrony, którymi dysponował sam Zeevi, można absolutnie wykluczyć, że ugrupowanie w rodzaju PFLP zdecydowałoby się na próbę zamachu bez otrzymania gwarancji, iż wielopoziomowe struktury rządowych i prywatnych służb bezpieczeństwa, jakie otaczały Zeeviego, zostaną zneutralizowane.

 Kto może odnieść korzyści z zamachu na Zeeviego? Nikt inny jak te kręgi wewnątrz izraelskich struktur wojskowych, które zainteresowane są otrzymaniem od Stanów Zjednoczonych pozwolenia na przeprowadzenia regularnego ataku na Syrię i Irak - lub nawet nakłonieniem Stanów Zjednoczonych, by  atak ten one same przeprowadziły.

 Hamas, która w tym wypadku znajduje się poza podejrzeniem, była popierana jako przeciwwaga dla wpływu Arafata. Zajmowali się tym Sharon pospołu ze swoim kompanem Zeevi w czasach, gdy Sharon był izraelskim ministrem do spraw osiedleńczych.  Rodowód PLFP jest nieco bardziej pogmatwany, i odgrywają w nim rolę także i francuskie czynniki. Obie te organizacje są jednak typową ilustracją faktu, iż w ciągu całego okresu, którego początek stanowią skutki zamachu na prezydenta Kennedy'ego,
ugrupowania terrorystyczne bądź też paramilitarne były zdolne do działania 

tylko w takim stopniu, w jakim otrzymywały poparcie od organizacji rządowych - bądź też od "prywatnych" spisków finansowego establishmentu, dysponującego zasobami na miarę rządowych. Dzięki izraelskiej taktyce infiltracji, a jednocześnie współpracy przy tajnych operacjach tego rodzaju, pewne kręgi izraelskich tajnych służb - jak to miało miejsce w przypadku zaangażowania Zeeviego w strukturach kolumbijskich karteli narkotykowych - przeniknęły do większości organizacji znanych obecnie jako ugrupowania terrorystyczne - nierzadko infiltrując całe piony dowodzenia od kierownictwa aż do poszczególnych wykonawców.

 Zadajcie sobie następujące dwa pytania: Po pierwsze, kto odnosi korzyść ze skutków zamachu na Zeeviego? Po drugie, jakie jest znaczenie dziwnie dokładnej korelacji w czasie pomiędzy rewizją wyroku sądowego w sprawie lotu PanAm 103, a atakami na pro-syryjskie PFLP jako domniemanego sprawcy zabójstwa Zeeviego?

 W interesie każdego amerykańskiego obywatela leży dziś zadać następujące pytanie: czy dokonane na Zeevim morderstwo, przeprowadzone na opisanych przeze mnie warunkach, będzie rozwijać się w kierunku wpędzenia administracji Busha w ślepy zaułek, w którym administracji tej pozostanie jedynie skapitulować wobec żądań izraelskiego dowództwa wojskowego i wplątać się w szeroko zakrojone działania wojenne przeciwko Syrii i Irakowi?

 Wobec faktu, iż większość z was dała się nabrać na rozpowszechniane przez Al Gore'a zapewnienia o świetlanej przyszłości, która przynieść nam miała "nowa ekonomia", mogę również śmiało zakładać, iż należycie do tej grupy ludzi, którym naprawdę przydałoby się nieco zastanowienia, zamiast po raz kolejny dawać wiarę bajkom rozprowadzanym w mass-mediach, tym razem dotyczącym zamachu na generała Zeevi.
 
 

Geometria Spisku

 Najwyższy czas aby porzucić popularny kult "opinii publicznej", a zamiast tego rozpocząć przedstawianie prawdy o wydarzeniach. Wasze życie, przyszłość naszego narodu mogą zależeć od tego, czy nam się to uda.
Stado pożałowania godnych półgłówków, których mózgi zostały wyprane z resztek rozsądku w maszynerii kłamst, jaka została uruchomiona w powojennej Ameryce, karmione bredniami zdziczałych egzystencjalistów i

fałszerzy takich jak Theodor Adorno i Hannah Arendt, wciąż powtarza: "Nie wierzę w spiskową teorię dziejów, nie wierzę w spiskową teorię dziejów, nie wierzę...itd. " Najlepszym sposobem, w jaki można zareagować słysząc podobne wynurzenia, jest zadanie pytania: "Po pierwsze, wstrzymaj się na chwilę, po drugie, odpowiedz mi: czy jesteś po prostu zwykłym idiotą, który przeszedł gruntowne pranie mózgu, czy może starać się coś ukryć pod tym stekiem bredni, który z ciebie wypływa?"

 Do najtragiczniejszych ze skutków spiskowych przedsięwzięć należy - obok takich przypadków jak tragiczne w swych rezultatach niepowodzenia samych spisków - ich oddziaływanie na świadomość masową, wywoływane przez szereg aksjomatycznych założeń, leżących u podłoża spisku. Są to procesy tak głębokie, że często pozostają one nie uświadamiane przez samych spiskowców, operujących w obrębie tych samych aksjomatów co ich ofiary. W jednym z moich artykułów omawiałem rolę takich właśnie "nie uświadamianych" aksjomatycznych założeń na przykładzie wzajemnie sprzecznych konsekwencji, do jakich prowadzą dwa aksjomatycznie w różny sposób ugruntowane modele czasoprzestrzeni.

 Jako przykład możemy tu przytoczyć prawdziwie samobójcze - aksjomatyczne - przekonanie, rozpowszechnione wśród wpływowych kręgów izraelskich (lecz nie tylko w tych kręgach), iż Palestyńczycy z natury rzeczy ponoszą wszelką odpowiedzialność za wybuch wojny, której powodem byłaby ich niezgoda na wybudowanie tak zwanej Trzeciej Świątyni na miejscu, które w dzisiejszych czasach jest jednym z głównych sanktuariów islamu. W kontekście obecnego rozwoju sytuacji na Bliskim

Wschodzie, tego rodzaju żądania, wysuwane przez Izraelczyków lub jakąkolwiek inną stronę, równają się prowokowaniu wojny religijnej o wymiarach podobnych do konfliktu, który Europa długo i boleśnie uczyła się opanowywać, a który po trzydziestu latach swego trwania zakończony został w 1648 Pokojem Westfalskim. Ktokolwiek popiera żądania odbudowy tak zwanej "Trzeciej Świątyni", zasługuje nie tylko na miano oszalałego podżegacza do wojny, ale czyni się najzupełniej realnie współwinnym wybuchu najgorszego ze znanych konfliktów - wojny religijnej.

 Niestety, zbyt łatwym byłoby tu utrzymywać, iż kręgi popierające tego rodzaju izraelskie żądania są "po prostu" w tej kwestii oślo uparte. Podobnie pijany kierowca, prowadząc w tym stanie samochód, czyni się winny wszystkich konsekwencji, jakie wypływają z jego ograniczonych możliwości kontroli nad pojazdem i otoczeniem. Równie mało uzasadnione byłoby twierdzenie, iż izraelscy fanatycy są w pewnym sensie niepoczytalni, a zatem też tylko w ograniczonym stopniu winni. Europejska historia dostarcza aż

nadto wielu przykładów działań ludzi złej woli, którzy wszystkie swe siły umysłowe zużywali w celu wywoływania i ciągłego utrzymywania motywowanych religijnie konfliktów, aby z ich pomocą - jak czyni to dziś Zbigniew Brzeziński - realizować swe geopolityczne i strategiczne cele. Ilustracją mogą być tu całe stulecia weneckich intryg, poczynając od sojuszu Wenecji z dynastią Plantagenetów, datującego się na czas Drugiej Wyprawy Krzyżowej, poprzez czasy rewolty i obalenia nieszczęścia Anglii, jakim był jej władca Ryszard III, aż po wypracowany przez wenecką dyplomację 

schemat wywoływania wojen religijnych, który Wenecja z powodzeniem stosowała w latach 1611-1648. Losy ludzkości na naszej planecie zależą dziś od tego, by powstrzymać popleczników Ariela Sharona razem z prawicowym skrzydłem izraelskiego sztabu przed rozpętaniem konfliktu na miarę "wojny cywilizacji", od dawna opisywanej i przygotowywanej przez postacie pokroju Zbigniewa Brzezińskiego czy też Bernarda Lewisa z londyńskiego British Arab Bureau.

 Rola, jaką odgrywa Brzeziński na arenie geopolitycznej, oraz jego wpływ na szereg wydarzeń tej areny, są najlepszą ilustracją tych procesów społecznych, które tylko przez ludzi upośledzonych umysłowo mogą pozostać nierozpoznane jako spisek. Już sama radykalność propagowanych przez niego założeń - które choćby przez samą intensywność ich przedstawiania muszą odnosić jakieś skutki - jest dowodem na to, że ich autor świadomie działa na rzecz osiągnięcia takich właśnie skutków. W takim przypadku rozważane być mogą jedynie dwie alternatywy: albo osoba pokroju Brzezińskiego działa z pełną premedytacją - wówczas mamy do czynienia ze zbrodniarzem, albo osoba ta sama nie wie, co robi - wówczas mamy do czynienia z szaleńcem.

 Pozostańmy przy formach indywidualnego jak i zbiorowego szaleństwa: ich przykładem jest coraz powszechniejsza histeria, objawiająca się namiętnie wyrażanym żądaniem obrony zbankrutowanego światowego systemu finansowego z lat 1971-2001, obrony "za wszelką cenę". Instynktowna wola obrony załamującego się systemu, połączona z wiarą w fantasmagorie w rodzaju "globalizacji" czy też "nowej ekonomii" są aksjomatycznymi przykładami mechanizmów myślowych, zaszczepionych do świadomości rzeszy wyznawców systemu.

 Dla odmiany, przykładem nie szaleństwa lecz świadomie przeprowadzanego spisku jest popieranie polityki obecnej  - de facto - dyktatury wojskowej w Izraelu. Pewne formy zaangażowania w wewnątrz izraelskie procesy polityczne są symptomami świadomego dążenia do wywołania permanentnego stanu planetarnego, wyniszczającego konfliktu religijnego. Działania takie są jednoznacznym spiskiem, którego wewnętrzna logika - nawet jeśli pozostaje nie uświadamiana - prowadzi w absolutnie zgubnym kierunku. Osoby, które posługują się w tym spisku izraelskimi marionetkami, aby wciąż na nowo prowokować wybuch konfliktu, osoby, które posługują się geopolityczną argumentacją Brzezińskiego i Kissingera, są winne wszystkich konsekwencji popełnianych przez siebie czynów.

 Każdy dobrze przemyślany akt prawny, jak amerykańska Deklaracja Niepodległości z roku 1776, jak konstytucja Stanów Zjednoczonych z roku 1789, jest przykładem spisku, którego wewnętrzne konsekwencje kształtują przyszłość narodów i relacji ponadnarodowych. Taką samą siłę oddziaływania mają powszechnie panujące pryncypia nauki, sztuki i kodeksu moralnego. Tylko poprzez zrozumienie roli tych właśnie wewnętrznych konsekwencji procesów społecznych, i poprzez osiągniętą w ten sposób przewidywalność tych procesów, jest możliwa dojrzała forma sprawowania rządów na płaszczyźnie narodowej, rozumne kontakty pomiędzy narodami, ekumeniczna współpraca religii, lub chociażby tylko gwarancja osiągnięcia wieku dorosłego dla dzisiejszych niemowląt.

 W moich wykładach dla studentów ekonomii chętnie posługiwałem się następującym przykładem: filiżanka kawy, którą widzicie przed wami na stole, nie mogłaby się na nim pojawić, gdyby nie stał za nią globalny, dobrze zorganizowany spisek, obejmujący producentów wszystkich tych materiałów, i wykonawców wszystkich tych procesów, jakie złożyły się na waszą filiżankę i jej zawartość, i gdyby spisek ten nie postawił sobie za zadanie zaserwować wam kawę właśnie tu i teraz.
 

Lyndon LaRouche
 



Czy słuszne jest wykorzystanie Artykułu 5 porozumienia NATO

 W kilku artykułach (patrz załącznik na końcu) francuskie dzienniki „Le Monde” i „Le Figaro” podważyły oficjalną teorię, według której Osama bin Laden był jedyną osobą odpowiedzialną za ataki 11 września. Związana z wywiadem francuskim gazeta „Reseau Voltaire” 27 września stwierdziła nawet, zgodnie z tezą Lyndona LaRouche’a, iż ataki na Waszyngton i Nowy Jork stanowiły część zamachu, zorganizowanego przez ekstremistyczne koła militarne w samych Stanach Zjednoczonych.

 W czasie prowadzonego na żywo wywiadu radiowego w czasie ataku na WTO i Pentagon, LaRouche wyraził przekonanie, iż operacja na tak szeroką skalę i przy tym przeprowadzona z wielką precyzją, mogła być zorganizowana jedynie przez kryminalny element w amerykańskich siłach zbrojnych i służbach bezpieczeństwa.

 Fakt, iż przynajmniej część wywiadu francuskiego nie tylko zgadza się z tą tezą, ale zaczyna też ją poszerzać o szereg kwestii dotyczących szczegółów wydarzeń 11 września, które stawiają wiele znaków zapytania, ma ogromny wpływ również na debatę o uczestnictwie armii niemieckiej w akcji militarnej w Afganistanie. Jeśli głównymi sprawcami wrześniowych ataków nie są bin Laden i terroryści islamscy, ale elementy w samych Stanach Zjednoczonych, wówczas racjonalne motywy zastosowania Artykułu 5 traktatu NATO, przestają mieć znaczenie (według tego artykułu atak z zewnątrz na jedno z państw członkowskich traktowany jest jak atak na inne państwa i wymaga ich zaangażowania – przyp. tłum.).

 Co więcej, jeśli, jak twierdzi wydanie „Reseau Voltaire” z 27 września (nota informacyjna 235-236), okaże się, że planowany zamach „zorganizowany był przez amerykańskich ekstremistów zdolnych do sprowokowania wojny jądrowej”, to należy przeprowadzić dokładne śledztwo i rozpocząć poważną debatę nad polityką bezpieczeństwa. Szalenie ważną kwestią w tym kontekście jest określenie, dokładnie z jakiej przyczyny prezydent Rosji,  W.Putin, natychmiast po ataku skontaktował się telefonicznie z prezydentem Bushem, by poinformować go, iż rosyjskie siły jądrowe nie zostały postawione w stan podwyższonej gotowości.

 W obecnej sytuacji, kiedy chodzi nie tylko o takie sprawy, jak głosowanie nad kwestią udziału wojsk Bundeswehry w wojnie afgańskiej, czy przyszłość czerwono-zielonej koalicji Berlinie, lecz głównie o bezpieczeństwo Niemiec˛ te właśnie kwestie powinny znajdować się w centrum dyskusji. Potrzebna jest pilnie trzeźwa analiza sytuacji w oparciu o wiedzę najbardziej doświadczonych jednostek w naszych siłach zbrojnych i służbach bezpieczeństwa. 

Załącznik:
 27 września: francuski miesięcznik „Reseau Voltaire” pisze na stronie www.reseauvoltaire.com, że „ekstremiści amerykańscy próbowali 11 września dokonać zamachu militarnego przeciwko rządowi Stanów Zjednoczonych”. Autorzy artykułu piszą: „Między godz. 10.00 a 22.00 po atakach 11 września urzędnicy rządu Stanów Zjednoczonych nie myśleli nawet, że odpowiedzialnymi za nie byli arabscy terroryści, ale uważali, że mieli do czynienia z zamachem wojskowym zorganizowanym przez działających w Stanach Zjednoczonych ekstremistów, zdolnych do sprowokowania wojny jądrowej”.

 16 października: „Reseau Voltaire” publikuje informację o tajnych związkach finansowych między ludźmi w Stanach Zjednoczonych a bin Ladenem. Wymieniony jest Bank of Credit and Commerce International (BCCI), który wcześniej zaangażowany był w aferę Iran-Contra.

 31 października: francuska gazeta „Le Figaro” publikuje raport o kontaktach między oficjalnymi agencjami amerykańskimi a Osamą bin Ladenem jeszcze w lipcu 2001 r. Informacja ta zostaje potwierdzona następnego dnia przez kontrolowane przez rząd radio Radio France International.

 12 listopada: dziennik francuski „Le Monde” nawiązuje do wcześniejszych informacji i publikuje recenzję książki „Zakazana prawda”, której dwaj autorzy związani są z francuskim wywiadem i rządem. Recenzja, zatytułowana „Kiedy Waszyngton negocjował z Talibanem” opisuje, jak w okresie przed 11 września, administracja Busha zaangażowana była w intensywne rozmowy z Talibami.

 Ważną rzeczą w tych raportach nie jest pytanie, czy zawarte tam informacje są całkowicie prawdziwe, lecz raczej fakt, iż intencją ich opublikowania jest zahamowanie zapoczątkowanego 11 września procesu prowadzącego do zamachu w Stanach Zjednoczonych. Jest wiele kół politycznych, nie tylko we Francji, ale również w innych krajach europejskich i w Rosji, które wiedzą, iż ataki na Nowy Jork i Waszyngton nie były „aktami terroru”, lecz raczej operacją polityczną o przerażających strategicznych wymiarach.
 

Helga Zepp-LaRouche




 

Zaproszenie do międzynarodowej korespondencji o „Dialogu kultur”


 Niestety, od pamiętnego dnia ataków terrorystycznych na Stany Zjednoczonych i zbrojnej kampanii przeciwko Afganistanowi, przerażająca wizja „Zderzenia cywilizacji” staje się rzeczywistością. Bez względu na to, jaka jest prawda o ludziach odpowiedzialnych za atak 11 września, dalsza spirala przemocy spowoduje pogrążenie się całego rodzaju ludzkiego w nowe mroczne wieki.

 W tej sytuacji pilnym jest określenie na nowo opartego na rozsądku fundamentu i uniwersalnych zasad „dialogu kultur” oraz ekumenicznego zrozumienia między religiami. Nawiązanie takiego dialogu będzie szczególnie ważne, kiedy po okresie przemocy i wielu dziesiątek lat wojny, konieczne stanie się odbudowanie z ruin wspólnoty narodów oraz państw narodowych.

 Chociaż obecna sytuacja różni się znacznie od wydarzeń w 1453 r., kiedy Mohammed II zdobył Konstantynopol, i chociaż tło ataków na Stany Zjednoczone jest wynikiem zupełnie innego zjawiska, odwołanie się do tej daty ze szczególnego punktu widzenia jest jak najbardziej na miejscu. 

 W tym okresie, kiedy ludzie małego ducha domagali się rewanżu i odwetu, kardynał Mikołaj z Kuzy, którego sześćsetletnią rocznicę urodzin obchodzimy w tym roku, napisał, pod wrażeniem wiadomości o okropnościach wojny, wspaniały utwór pt. „De Pace Fidei”. Dialog ten, w którym Kuzańczyk umieszcza przedstawicieli 17 religii i narodowości, również dzisiaj wskazać nam może rozwiązanie kryzysu.

 Kardynał otwiera „De Pace Fidei” następującymi słowami: „Wiadomość o okrucieństwach dokonanych niedawno  przez tureckiego sułtana w Konstantynopolu, rozpaliły tak bardzo wiarą w Boga niniejszego autora, który niedawno odwiedził ten rejon (Kuzańczyk pisze o sobie i swojej podróży do tego miasta), że zwrócił się z zapytaniem do Stwórcy wszystkich rzeczy, czy w Swym miłosierdziu nie mógłby pomniejszyć prześladowania, które plenią się częściej niż zazwyczaj z powodu zróżnicowania religii. Po kilku dniach – w rezultacie długiej i nieprzerwanej medytacji – człowiek ten miał wizję, która przekonała go, iż możliwe jest, poprzez doświadczenie kilku mądrych mężów zaznajomionych dobrze ze wszystkimi różnorakimi obrzędami w religiach świata, znaleźć wyjątkową i pomyślną zgodność, i dzięki temu ustanowić trwały pokój w religii na odpowiednim i prawdziwym kierunku”.

 Następnie Kuzańczyk przedstawia przedstawicieli 17 religii i narodów w dialogu ze „Słowem Bożym”, gdyż wszystkie konflikty między nimi zawsze wybuchały w Jego imieniu. Ponieważ większość ludzi żyła w ubóstwie, spędzała dni na mozolnej pracy w niewolniczym uzależnieniu od swych panów, nie miała więc sposobności, by wykorzystać swą wolną wolę i osiągnąć odpowiedni stopień samodzielnego myślenia. Zmagania dnia codziennego odwracały ich uwagę od poszukiwań Ukrytego Boga. Ale jeśli możliwe było zgromadzenie mędrców reprezentujących różne religie, rozwiązanie problemu powinno być „proste”.

 Rozwiązanie przedstawione przez Kuzańczyka wywodzi się z idei coincidentia oppositorum, czyli zgodności między sprzecznościami czy „spojrzenia z lotu ptaka”. Błędem byłoby pominięcie różnicy między prorokami a samym Bogiem i uznanie tradycji, do których jesteśmy przyzwyczajeni, za prawdę. O tym mówi Bóg do mędrców – przedstawicieli wszystkich religii – i z łatwością przekonuje ich, iż istnieje tylko jedna prawda.

 Najstarszy z uczestniczących w dialogu mędrców, Grek, zapytuje, jak pojednać ze sobą różnorodne religie, skoro ich wyznawcy nie uznaliby jednej religii, gdyż bronili swoich nawet kosztem rozlewu krwi. Słowo Boże radzi, by nie wprowadzać żadnej nowej religii, gdyż prawdziwa religia stoi przed wszystkimi innymi religiami. Pokój przynoszący jedność religii nie jest syntetyczną nową wiarą, lecz raczej tym, co według rozumu jest rozsądne, jak tylko rozum staje się świadom swych przesłanek. Przedstawiciel Grecji reaguje z entuzjazmem na ideę „ducha rozumu” (spriritus rationalis), który „zdolny jest

do dokonywania aktów cudu” (capax aritium mirabilium), co jest źródłem ludzkiego dążenia do perfekcji. Jeśli duch ten skupiony jest  na osiągnięciu mądrości, człowiek zdolny jest w coraz większym stopniu zbliżyć się do perfekcji. Chociaż nie osiągnie wiedzy absolutnej, jednak będzie się do niej coraz bardziej zbliżać, a jej smak będzie dla niego wieczystym pożywieniem. Jedność jest więc osiągalna, jeśli wszystkie dusze skierowane są ku mądrości i prawdzie, a prawda ta uznana jest za podstawę.

 Podejście Kuzańczyka odróżnia się całkowicie od współczesnych panteistycznych czy fenomenologicznych form dialogu ekumenicznego, który zaprzecza istnieniu jednej poznawalnej prawdy, zamiast niej proponując demokratyczny pluralizm opinii religijnych. Dialog  między religiami spełni swoją funkcję, tylko jeśli jego uczestnicy rozpoczną wszelkie rozważania od uznania człowieka jako „żywego obrazu Boga” (imago viva Dei), którego podobieństwo do Stwórcy wyrażone jest przez fakt, iż zbliżające się ciągle do perfekcji, potencjalnie nieskończone zdolności kognitywne mogą w coraz lepszym stopniu rozumieć prawa porządku stworzenia i przy zastosowaniu tej wiedzy polepszyć warunki życia wszystkich ludzi oraz zwiększyć potencjał ludnościowy Ziemi.

 Papież Jan Paweł II, w czasie swych niedawnych podróży, podkreślił wielokrotnie, że taki dialog ekumeniczny na najwyższym poziomie jest jedyną alternatywą.
 
 

Helga Zepp-LaRouche
 
 


odnosniki